Alpaki i owce z lubińskiego zoo przeszły metamorfozę i straciły po kilka kilogramów. Jak co roku na wiosnę zostały ostrzyżone.
Do swojego fryzjera lubińskie owce są już przyzwyczajone. Od kilku lat pielęgnuje je Sylwester Barasiński, doświadczony strzygacz. Pan Sylwester strzyżeniem owiec zajmuje się od 50 lat. Wcześniej parali się tym jego pradziadek, dziadek i ojciec. Niestety wszystko wskazuje na to, że będzie ostatnim w swojej rodzinie strzygaczem owiec, ponieważ jego synowie nie są zainteresowani tym zawodem.
Tym razem pan Sylwester w lubińskim zoo do ostrzyżenia miał cztery owce: trzy olkuskie i jedną wrzosówkę, ale też trzy alpaki, które w lubińskim zoo mieszkają od ubiegłego roku – Maciusia, Zuzię i Cynamona.
Jak zwykle zabiegi pielęgnacyjne poszły bardzo sprawnie. Zwierzaki stały się trochę lżejsze i szczuplejsze, ponieważ straciły swoje grube kożuchy z wełny, które do tej pory nosiły. W przypadku alpak trzeba było zostawić na głowie charakterystyczną grzywkę.
– Znajduje się tam gruczoł, który wydziela substancje zapachowe, po których się rozpoznają – dodaje dyrektor Centrum Edukacji Przyrodniczej Agata Bończak.
Co z wełną, którą ściągnięto z mieszkańców zoo?
– Za mało jej, żeby zrobić kołdrę – uśmiecha się Bończak. – Szukamy firmy, która grępluje wełnę i spróbujemy ją przerobić. Chcielibyśmy też przyuczyć jednego z naszych pracowników jako strzygacza, żebyśmy w przyszłości sami mogli zadbać o nasze zwierzęta – przyznaje.
Kolejne strzyżenie i spotkanie z fryzjerem czeka lubińskie owce i alpaki dopiero za rok.
Fot. Marlena Bielecka
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS