A A+ A++

Wertując w sieci archiwalne numery „Gazety Wyborczej”, trafiłem na artykuł Joanny Skiby „Kronika Odeonu, czyli opowieść o częstochowskich pionierach kinematografii”. Artykuł napisano w 2016 roku z okazji 107. rocznicy uruchomienia pierwszego stałego kina w Częstochowie. Informacje o kinie Odeon zachęciły mnie do poszukania w mym prywatnym sztambuchu pamięci zapisków o częstochowskich kinach. Subiektywne spostrzeżenia obejmują lata 60. i początek lat 70. Miasto świętej wieży opuściłem na stałe w 1976 roku. Migawki opisują kina oraz filmy, które z różnych powodów na trwałe zapisałem w mej pamięci.

Nostalgiczną podróż po częstochowskich przybytkach dziesiątej muzy rozpocznę od I Alei NMP, gdzie usytuowano fotoplastikon.

Spotkanie z fotoplastikonem wymagało wsparcia ze strony rodzica. Kilkuletni brzdąc był bez szans z wysokością, na której osadzone były wzierniki iluzjonu. Pomocne ręce ojca pozwalały dziecku pokonać barierę wysokości i przenosiły malca w świat iluzji i fantazji. Fotografie były czarno-białe lub w sepii.

Reklama kina Tęcza. Kadr z filmu dokumentalnego ‘Częstochowa 1962 rok’ Krzysztofa Kasprzaka 

Nieopodal fotoplastikonu, w podwórku, mieściło się kino Tęcza. Pierwszą wizytę w tym kinie, w ramach tzw. niedzielnego poranka, złożyłem w towarzystwie starszego brata Władka i kuzynki Eli. Obejrzeliśmy film „Historia żółtej ciżemki” powstały na kanwie powieści Antoniny Domańskiej o tym samym tytule. Nie przypuszczałem wówczas, że większość aktorów występujących w tym filmie zaliczać się będzie w przyszłości do panteonu polskiego kina. W rolę uzdolnionego rzeźbiarsko Wawrzusia wcielił się Marek Kondrat, mistrza Stwosza odtwarzał Gustaw Holoubek, a groźnego zbója Czarnego Rafała zagrał Andrzej Szczepkowski.

Zbaczając z Alei w stronę częstochowskiej katedry, można było trafić do kina Bałtyk, położonego także w podwórku. Swoista atmosfera położonego w podwórku Bałtyku przyciągała wagarowiczów. Unoszące się w powietrzu opary taniego wina były znakiem, że niektórzy widzowie nie tylko wrażeń estetycznych w kinie poszukują, ale pragną kino w lokal gastronomiczny zamienić.

Zaciemniona sala kinowa była także azylem dla zakochanych, doskonałym miejscem na randki w chłodne, zimne dni. Odpowiedź na ukute w owym czasie zapytanie: byłeś w kinie czy na filmie? zakochanym nie sprawiała trudności.

Repertuar kina nie odbiegał poziomem od innych kin w Częstochowie. Film kojarzący się z tym kinem to obraz brytyjsko-amerykański pod tytułem „Trzej muszkieterowie”. Ekranizacja powieści Aleksandra Dumasa z serii płaszcza i szpady z Michaelem Yorkiem w roli D’Artagnana w latach 70. przyciągała tłumy, tak też było w Bałtyku.

Wędrując dalej Alejami, a następnie skręcając w ulicę Kościuszki, docierało się do kina Wolność. Bogaty repertuar tego kina zawierał nowinki, premiery. Tutaj prezentowano najnowsze filmy, tutaj wędrowali uczniowie pod okiem swych polonistów, aby obejrzeć ekranizację lektur szkolnych. Tego rodzaju zbiorowe, szkolne wyjścia do kina poprzedzano instrukcjami co do sposobu zachowania się w kinie. Zakaz prowadzenia głośnych rozmów podczas seansu, zakaz spożywania cukierków w szeleszczących opakowaniach to tylko niektóre przykłady zaleceń przed wyjściem na adaptację „Lalki” Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Hassa.

Nowinką w latach 70. był amerykański western „Był sobie łajdak”, film ze znakomitą obsadą. Na ekranie kina Wolność pojawili się i mówili po polsku Kirk Douglas, Henry Fonda. Jedna z szacownych gazet film reklamowała hasłem „Szeryf Fonda mówi po polsku”. Ten chwytliwy news był możliwy dzięki dubbingowi zleconemu na potrzeby dystrybucji kinowej. Widz już nie musiał czytać napisów, aktorzy swoje sekwencje wygłaszali po polsku.

Kolejny przybytek Melpomeny wart przypomnienia to kino Stradom. W tym kinie po raz pierwszy obejrzałem amerykański western „Rio Bravo” z udziałem takich aktorów jak John Wayne, Dean Martin, Ricky Nelson. Film, zaliczany do klasyki gatunku, nasycony popisami rewolwerowymi, bijatykami, miał w owym czasie ograniczenie wiekowe dla młodych widzów. Bileter przymknął oko na mój wiek ze względu na obecność mojej mamy. No cóż, ciężar wychowania to na niej spoczywa, zapewne pomyślał bileter, przerywając kupon biletu na dwie części.

Częstochowa, al. Pokoju. Budynek po kinie Relax w 2011 r.Częstochowa, al. Pokoju. Budynek po kinie Relax w 2011 r. Fot. Sebastian Adamus / AG

Jako uczeń technikum hutniczego często bywałem w kinie Relax, usytuowanym przy alei Pokoju. Bliskość kina powodowała, iż często kandydaci na techników urywali się z zajęć lekcyjnych, by zdążyć na ostatni seans. Nauka w technikum odbywała się na dwie zmiany, uczniowie starszych klas uczyli się po południu.

W kinie Relax obejrzałem legendarny film „Człowiek z marmuru” Andrzeja Wajdy. Historia życia przodownika pracy Birkuta na tle zachodzących zmian społeczno-politycznych wyzwoliła wiele emocji i dyskusji. Na seanse przybywały tłumy ludzi. Na ekranie pojawiła się Krystyna Janda w otoczeniu plejady polskich gwiazd filmowych.

Na Rakowie było jeszcze kino Hutnik. Miłośnicy kina, aby do niego dotrzeć, musieli pokonać kładkę nad torami kolejowymi. W okolicach kładki można było spotkać się z agresywnymi miejscowymi chuliganami, stąd też wyprawa do tego kina do bezpiecznych nie należała. Mgłą zasnute są wspomnienia o prezentowanych w kinie Hutnik filmach.

Koloryt kinom w owych czasach nadawały tzw. koniki. Osoby zajmujące się tą profesją przy hitach kinowych wykupywały w kasie bilety, by je następnie odsprzedać potencjalnym widzom, oczywiście po zawyżonej cenie. Był to nielegalny proceder.

Na Rakowie kończy się moja wędrówka po częstochowskich kinach. W większości już tych kin nie ma, pozostały tylko wspomnienia.

* Zbigniew Popielski o sobie:

Urodziłem się w 1953 roku w Częstochowie na Zaciszu, w okolicy cegielni, gdzie ulice nosiły nazwy uznanych polskich mistrzów palety i pędzla: Kossaka, Fałata, Matejki. Dzielnica wówczas była pełna sadów i ogrodów, nieopodal leniwie toczyła się Stradomka, przylegające do niej łąki były idealnym miejscem do zabaw.

Po kilku latach rodzice przeprowadzili się do nowej dzielnicy, gdzie zamieszkaliśmy w bloku przy ulicy Słowackiego. Większość mieszkańców pracowała w hucie, wszyscy się doskonale znali, podwórko tętniło życiem. Dzielnica ta oddała hołd polskiej poezji, za patronów ulic obrano poetów, m.in.: Słowackiego, Mickiewicza, Krasińskiego. Osiedle to w obecnej chwili nosi miano Trzech Wieszczów. Dawniej mówiono po prostu „osiedle Sobieskiego”, nazwa pochodziła od głównej arterii dzielnicy.

Edukację rozpocząłem w szkole podstawowej nr 11, by kontynuować ją w technikum hutniczym na Rakowie, w klasie o specjalności przeróbka plastyczna stali. Codzienne dojazdy tramwajem do technikum były dość uciążliwe, ale dawały szanse na szybka powtórkę wiadomości szkolnych lub przegląd sportowej prasy: „Tempo”, „Sport”, „Przegląd Sportowy”.

Przez kilka lat studiowałem we Wrocławiu w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Inżynieryjnych, a następnie wyjechałem na Mazury, gdzie pełniłem służbę wojskową w wielu garnizonach Krainy Tysiąca Jezior. Na wojskowej mapie mej aktywności zawodowej pojawiły takie miejscowości jak Ełk, Bartoszyce, Węgorzewo, Ostróda.

Obecnie jestem emerytem tęskniącym za miastem mej młodości – Częstochową. Obiecywałem sobie, że powrócę do miasta świętej wieży po zakończeniu służby, być może te nostalgiczne wspomnienia kin staną się pierwszym krokiem.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMajątek Namysłowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Sp. z o.o. w Namysłowie
Następny artykułRemdesivir wyleczy koronawirusa? Jest opinia lekarza wojskowego