A A+ A++

Pan Daniel był kierowcą. Poczuł się źle wracając z trasy. – W czwartek zaczął narzekać na złe samopoczucie. Kaszlał, bolało go gardło i miał gorączkę. Kazałem mu kupić leki i pojechać do domu – opowiada szef pana Daniela.

– Zadzwonił z trasy, że źle się czuje i nie ma pewności, czy to zwykła grypa czy koronawirus. Powiedział, żebym wzięła córkę i pojechała do mamy. Tak zrobiłam – dodaje Ewelina Stępień, partnerka.

Powrót z zagranicy był powodem odesłania pana Daniela na przymusową, czternastodniową kwarantannę.

Mężczyzna był pod opieką sanepidu i ośrodka pomocy społecznej, który dostarczał mu jedzenie i leki. Pan Daniel chorował na cukrzycę i astmę. Poza opiekunką z MOPS-u, kontaktowali się z nim policjanci, którzy sprawdzali, czy jest w domu.

– Kiedy kontrolujemy osoby w kwarantannie, robimy to zdalnie. Dzwonimy do takiej osoby, prosimy żeby się pokazała w oknie. Robiliśmy tak codziennie, o różnych porach dnia, więc ten mężczyzna miał możliwość przekazania nam informacji, o swoim stanie zdrowia – twierdzi kom. Bogdan Kaleta z Komendy Powiatowej Policji w Głogowie.

Stan pogorszył się

Po kilku dniach kwarantanny, stan zdrowia pana Daniela pogorszył się.

– We wtorek przyszła pani z pomocy społecznej. Przyniosła mu zakupy i insulinę. Pokazywał mi nawet na kamerze, że dostarczono mu złą insulinę – wspomina Joanna Paterska, siostrzenica pana Daniela.

Nie wiadomo, czy mężczyzna ostatecznie otrzymał odpowiedni lek. W rozmowie z rodziną mówił, że cały czas ma duszności. W środę dodatkowo pojawiła się wysoka gorączka. Pan Daniel dodzwonił się na policję i powiedział, że bardzo źle się czuje. Po informacji o złym stanie zdrowia i wysokiej gorączce sanepid zlecił wykonanie testu, którego nie udało się przeprowadzić.

– Ostatni raz widziałam się z nim w czwartek. Bardzo się źle czuł, mówiłam, żeby dzwonił do szpitala, bo jest z nim źle – wspomina partnerka pana Daniela.

Według notatek przekazanych prokuraturze przez służby nadzorujące kwarantannę, mężczyzna w czwartek i piątek czuł się dobrze.

– Z informacji przekazanych policjantom wynika, że mężczyzna zgłaszał problemy zdrowotne, ale dużo wcześniej. Jego stan zdrowia przed zgonem poprawił się – twierdzi Lidia Tkaczyszyn, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Śmierć w samotności

W sobotę pan Daniel już nie żył. Wezwano strażaków, którzy wyważyli drzwi.

– Strażacy weszli do środka ze służbami z zachowaniem wszelkich środków ostrożności. Stwierdzono zgon 45-latka – relacjonuje kom. Bogdan Kaleta.

– Według naszej wiedzy, nie było na miejscu lekarza. Nie wiemy, kto stwierdził zgon wujka – ripostuje siostrzenica ofiary.

Zgon może stwierdzić tylko lekarz. Ponieważ pan Daniel czekał na wykonanie testu na obecność koronawirusa, do mieszkania wszedł tylko pracownik zakładu pogrzebowego, który jako jedyny miał odpowiedni kombinezon.

– Na ciało czekaliśmy prawie do pierwszej w nocy. Trwało to tak długo, bo czekaliśmy na jakiś dokument. Nie możemy zabrać osoby zmarłej ot tak sobie, bo umarła. Na miejsce nie dojechał nikt z ramienia służby zdrowia – mówi pracownik firmy pogrzebowej.

Ciało mężczyzny zostało przewiezione do chłodni zakładu pogrzebowego. Przez dziewięć dni rodzina walczyła o zrobienie pośmiertnie testu na koronawirusa i sekcję zwłok. Po kilku dniach lekarz sądowy, po oględzinach ciała uznał, że mężczyzna zmarł z powodu niewydolności układu krążeniowo-oddechowego.

– Z materiałów tego postępowania wynika jednoznacznie, że zgon mężczyzny został stwierdzony przez lekarza pogotowia ratunkowego, który wystawił tak zwany protokół zgonu, ale nie wystawił karty zgonu. Kartę zgonu wystawił po kilku dniach biegły sądowy – komentuje Lidia Tkaczyszyn.

Po prawie dwóch tygodniach ciało pana Daniela zostało poddane kremacji.

– Najgorsza jest świadomość, że zmarł w samotności. Czasem myślę, że może gdybym tam była na miejscu, to bym mu pomogła – mówi Ewelina Stępień.

– Był dobrym człowiekiem, ale bardzo skrytym. Nigdy nie chciał nas martwić, od nikogo wiele nie wymagał. Myślę, że czekał w domu z nadzieją, że przyjadą po niego i zabiorą do szpitala. Ale się nie doczekał – kończy Joanna Paterska.

Czytaj także:
Uwaga TVN! Powrót do życia w cieniu żałoby. Historia ozdrowieńców ze Szczyrku

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOd środy ruszą wypożyczalnie we wszystkich bibliotekach w Starachowicach, ale z pewnymi obostrzeniami
Następny artykułCieszył się z gola i pocałował żonę. Gdy wrócił na boisko, mocno się zdziwił [PAMIĘTACIE?]