Dr Jacek Rodzinka: – Na pewno będzie inflacja, bo Narodowy Bank Polski dodrukowuje kilkanaście miliardów złotych. W Polsce gotówka stanowi 15 proc. pieniędzy, które posiadają Polacy i polscy przedsiębiorcy. Reszta to pieniądz elektroniczny. Gdy zaczął się kryzys, ludzie przestali wierzyć bankom i poszli wybierać pieniądze z bankomatów. Bank centralny zaczął dodrukowywać pieniądze, bo gdyby gotówki brakło, wybuchłaby panika.
Ale dodatkowo zostały obniżone stopy procentowe i podniesione oprocentowania obowiązkowych wkładów bankowych. W związku z tym już niedługo na rynku pojawi się ogromna ilość pieniędzy. Będzie więcej gotówki, a bankom komercyjnym zostanie więcej pieniędzy. Te przedsiębiorstwa, które przetrwają, będą chciały z tego skorzystać, a ludzie będą wydawać pieniądze. Z drugiej strony już teraz widzimy, że ograniczenia podażowe powodują wzrost cen w sklepach. Najlepszy przykład to maseczki, które przed koronawirusem były po kilkadziesiąt groszy, a teraz są nawet po 10 zł. Przedsiębiorcy będą wykorzystywać tę sytuację, by podnosić ceny, bo ludzie i tak kupią.
Dr Jacek Rodzinka, WSIiZ Fot. Archiwum prywatne
W kogo najbardziej uderzy kryzys?
– W mikro i małe przedsiębiorstwa, branżę usługową, fryzjerów, kosmetyczki, branżę hotelarską i turystyczną. Przede wszystkim dlatego, że rząd zabronił im działalności w czasie epidemii. Po kryzysie ucierpi mały biznes, a zwiększy się udział kapitału zagranicznego. Przetrwają duzi przedsiębiorcy i ci z udziałem zagranicznym, bo mają kapitał. Sądzę, że z czasem Polacy pokażą swojego przedsiębiorczego ducha i z powrotem zaczną powstawać małe i średnie firmy.
Z drugiej strony przedsiębiorcy wykorzystają kryzys, żeby posprzątać w swoich firmach: ograniczyć koszty, pozwalniać ludzi, którzy nie do końca są potrzebni. Bo mają do tego teraz bardzo dobry pretekst. Kryzys może być także oczyszczający dla gospodarki. Teoria ekonomii mówi, że kryzysy oczyszczają rynek ze słabych niedostosowanych podmiotów. Przetrwają najsilniejsi.
Podkarpacie to przemysł lotniczy i motoryzacyjny bardzo mocno uzależnione od gospodarki światowej. A w Bieszczadach mamy turystyczny. Już widać, jako mocno na tych branżach odcisnęły się skutki pandemii.
– Możemy bardziej ucierpieć niż reszta Polski, głównie jeśli chodzi o Bieszczady i branżę turystyczną oraz duże firmy lotnicze i motoryzacyjne. Sprzedaż samochodów w tej chwili spadła niemal do zera.
A jeśli chodzi o Dolinę Lotniczą, to jesteśmy podwykonawcami dużych firm, międzynarodowych koncernów i jesteśmy w światowym łańcuchu dostaw. Pracujemy na surowcach lub komponentach, które są nam przesyłane. To powoduje, że firmy muszą wstrzymać produkcję i czekać na zakończenie epidemii. W zawiązku z tym, że na świecie zamarł ruch lotniczy, zamówienia na samoloty się przesuną. Upadają przewoźnicy lotniczy, więc samolotów na rynku wtórnym będzie więcej. Poza tym w czasach kryzysu duże inwestycje są przekładane na później, a samolot to duża inwestycja.
W turystyce i hotelarstwie w święta nic się nie działo, za chwilę nie wyjedziemy na majówkę – to ogromny problem dla tych firm. Podobny problem czeka uzdrowiska. Na Podkarpaciu mamy cztery gminy uzdrowiskowe. Ta branża też może bardzo mocno ucierpieć. Jest jednak szansa, że po epidemii polska branża turystyczna się rozrusza, bo jeszcze długo nie będziemy wyjeżdżać za granicę na wakacje, będziemy odpoczywać w Polsce i tu wydawać pieniądze.
Co na trwałe zmieni pandemia koronawirusa?
– Bardzo uzależniliśmy się od gospodarki chińskiej, to druga gospodarka świata zaraz za Stanami Zjednoczonymi. To w Chinach produkowane są podzespoły, elektronika czy choćby substancje czynne do leków. Chiny i Indie są światowymi potentatami tej branży. Być może epidemia otworzy niektórym europejskim firmom oczy, że nie warto iść po najniższych kosztach, że liczy się także bezpieczeństwo. Polska może na tym zyskać. Być może produkcja zostanie zlokalizowana właśnie u nas. Pandemie mogą zdarzać się na świecie coraz częściej.
Pojawią się działania protekcjonistyczne, chroniące własny rynek. W strategicznych branżach gospodarki będą starały się być samowystarczalne, nie liczyć na Stany czy Chiny. Część najważniejszego popytu, być w stanie zaspokoić w swoim zakresie, bo gdy pojawia się problem, każdy myśli o sobie.
Albo zbudujemy nowy model gospodarki. Trzy centra świata: Ameryka Północna, Azja Południowo-Wschodnia i Europa okopią się i współpraca gospodarcza między nimi nie będzie tak duża, jak była dotąd.
Będziemy pracować zdalnie już na stałe?
– Myślę, że przedsiębiorcy będą chcieli z tego skorzystać, bo to znaczące ograniczenie kosztów. Nie trzeba wynajmować czy utrzymywać pomieszczeń, odpadają koszty prądu, wody. A pracownicy zyskają czas i pieniądze, nie tracąc ich codziennie na dojazdy.
Będą inne pozytywy?
– Jest wiele branż, które sobie teraz bardzo dobrze radzą. To np. branża elektroniczna. Ludzie kupili mnóstwo sprzętu elektronicznego, by się ze sobą kontaktować: komputerów, telefonów. Zyskują dostawcy internetu, operatorzy sieci komórkowych. Świetnie sprzedają się gry, kwitnie handel elektroniczny, rozwijają się firmy kurierskie.
Kryzys będzie też bardzo pouczający dla zwykłych obywateli. Przez kilka lat mieliśmy boom gospodarczy, wydawało się nam, że będzie trwał w nieskończoność, ludzie wydawali ogromne kwoty pieniędzy. A teraz przekonali się, że zawsze trzeba mieć coś na czarną godzinę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS