Jak sama mówi, artystyczne zacięcie miała od zawsze. Jej obrazy przedstawiają pejzaże, surrealistyczne wizje, portrety kobiet i… egzotycznych gejsz. Inspiruje ją głównie Zdzisław Beksiński a interpretację swoich prac pozostawia odbiorcy. Mowa o malarce Ewie Sepioło, która o swojej pasji zdecydowała się opowiedzieć GAZECIE.
Malowanie i rysowanie sprawiało jej ogromną przyjemność już kiedy była dzieckiem. Wtedy używała kredek, akwareli, farb plakatowych, węgla drzewnego i ołówków. Duży wpływ na jej artystyczny rozwój miała Donata Bobecka, która uczyła plastyki w Szkole Podstawowej nr 5 w naszym mieście, gdzie uczęszczała Ewa Sepioło. W rozmowie z dziennikarką GAZETY malarka opowiedziała o początkach i rozwijaniu swojej pasji a także o tym, co i kto ją inspiruje. Zapraszamy do lektury!
– Od dziecka lubiła Pani rysować, malować…była Pani „samoukiem”?
Ewa Sepioło: Tak, to prawda. Już jako dziecko, odkąd pamiętam, rysowanie i malowanie sprawiało mi ogromną przyjemność. Wtedy do wyrazu artystycznego używałam kredek, farb akwarelowych, plakatowych, węgla drzewnego, ołówków. W szkole podstawowej zdecydowanie najbardziej lubiłam zajęcia plastyczne. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że bardzo duży wpływ na mój rozwój artystyczny miała Pani Donata Bobecka, nauczycielka wychowania plastycznego w Szkole Podstawowej Nr 5 w Starachowicach, do której uczęszczałam przez osiem lat. Należałam do plastycznego koła zainteresowań, które Pani Donata prowadziła. Tam uczyłam się zasad rysunku, próbowałam różnych technik, brałam udział w konkursach plastycznych. W szkole średniej niestety nie miałam tego przedmiotu, ale nie przestałam tworzyć. Były to głównie pejzaże, martwa natura, portrety ołówkiem koleżanek.
– Mimo że nie przestawała Pani tworzyć, po szkole średniej nie zdecydowała się Pani jednak na studia na kierunku artystycznym…
E.S.: Tak też było. Mimo iż zawsze miałam artystyczne zacięcie, a wszyscy dookoła mówili, że mam talent, po maturze nie wybrałam studiów plastycznych. Wiele się na to złożyło, może zabrakło wiary w siebie, samozaparcia, dostatecznego zaplecza finansowego, gdyż były to drogie studia z uwagi na materiały. Fascynacja sztuką jednak pozostała. Nie przestałam rysować i malować. Sama wykonywałam nieduże podobrazia, z tego co w tym okresie było dostępne, bo w latach 80-tych wszystko było trudno dostępne. Farby, jakich wówczas używałam, to głównie akryle w podstawowych kolorach, z których uzyskiwałam potrzebną gamę kolorów, które teraz można bez problemu kupić.
– Wiem, że w tamtym czasie pracowała Pani też zawodowo, założyła rodzinę…Udawało się pogodzić te trzony z pasją?
E.S.: W swojej artystycznej działalności miałam przerwy krótsze i dłuższe, głównie spowodowane właśnie założeniem rodziny i wychowywaniem dzieci. Bycie matką i praca zawodowa pochłaniała większość czasu, dlatego w tym okresie mało malowałam, głównie na kartonie farbami akwarelowymi, akrylowymi, pastelami olejnymi i suchymi oraz ołówkami. Farby olejne w tym czasie były tylko moim marzeniem ze względu na cenę używanych przy pracy z nimi akcesoriów. W tym czasie przewertowałam wiele podręczników i porad o zasadach łączenia farb, malowania warstw, o mediach potrzebnych do rozpuszczania i utrwalania obrazów oraz technikach malowania pędzlami i szpachlami i o ich rodzajach. Kiedy pod koniec lat dziewięćdziesiątych materiały stały się bardziej dostępne i tańsze, zdecydowałam, że właśnie w tej technice chcę się realizować.
– Jeżeli mówimy o technikach malarstwa, „obiło mi się o uszy”, że najbardziej lubi Pani malować za pomocą farb olejnych…Czy tak?
E.S.: To prawda. Farby olejne dają według mnie więcej możliwości, niż inne techniki. Są bardziej trwałe, a przy nieudanym projekcie można zdjąć farbę z całej powierzchni płótna i zacząć pracę od nowa. Jest to dla mnie technika idealna, ponieważ często zdarza mi się zmieniać koncepcję obrazu w czasie jego powstawania.
– A projekty? Zaczyna Pani pracę, mając w głowie wizualizację efektu, czy raczej stawia na spontaniczność?
E.S.: Nie lubię projektować i twardo trzymać się tego projektu od początku do końca. Lubię bawić się fakturą, warstwami, uzyskiwać ciekawe efekty kolorystyczne i strukturalne. Nie lubię też interpretować własnego malarstwa. Wolę zostawić to odbiorcy. Staram się nie narzucać niczego nazewnictwem, aby nie ograniczać nikomu odbioru, nie sugerować niczego.
– Nie będę ukrywać, że ciekawi mnie także, i naszych Czytelników z pewnością też, skąd czerpie Pani inspiracje?
E.S.: Jeśli chodzi o inspiracje sztuką, to myślę że nie będę oryginalna jeśli na pierwszym miejscu wymienię Zdzisława Beksińskiego, a w dalszej kolejności Wojciecha Siudmaka, Rafała Olbińskiego, Dariusza Zawadzkiego, Tomasza Sętowskiego, czy Jarosława Jaśnikowskiego, oczywiście obrazy Salvadora Dali również podziwiam. Fascynuje mnie surrealizm, realizm magiczny, a z drugiej strony hiperrealizm i nieprawdopodobne obrazy japońskiego artysty Osamu Obi, zupełnie jak żywe portrety kobiet. Inspiruje mnie codzienna obserwacja, wydarzenia i zjawiska. Jeśli dostaję energię do działania, w czasie tworzenia potrafię odciąć się od otoczenia i tworzyć kilka godzin bez przerwy. Niestety praca zawodowa ogranicza mnie mocno czasowo. Z drugiej strony zaś, etat daje mi ciągłość finansową, więc są plusy. Nie potrafię malować na zawołanie, muszę mieć motywację i pewnego rodzaju spokój wewnętrzny.
– Miałam przyjemność być gościem jednego z Pani wernisaży. W oko wpadły mi portrety kobiet… piękne portrety pięknych kobiet. Czy to motyw, który przeważa w Pani pracach?
E.S.: Nie ograniczam się w żaden sposób ani na rodzaj, ani na temat. Maluję to, na co mam w danym momencie ochotę. W moich pracach jest różnorodność tematyczna. Od pejzaży, w których dominują drzewa, poprzez surrealistyczne wizje, portrety kobiet, portrety egzotycznych gejsz, ponieważ fascynuje mnie mnogość kolorów i dziwaczność strojów w kulturze Japonii. Mam możliwość korzystania z fotografii wykonanych przez moją córkę, która mieszka i pracuje tam od sześciu lat. Chętnie korzystam także z bogatego zbioru fotografii wykonywanych przez mojego partnera Jacka Krełowskiego.
– Uwagę zwracały też fascynujące gejsze…
– Ostatnio wykonałam trzy portrety właśnie gejsz pod kątem wystawy zbiorowej, której wernisaż odbył się 6 marca tego roku w Jędrzejowskim Domu Kultury z okazji Dnia Kobiet. Niestety wystawa w tym momencie jest zamknięta dla odwiedzających w związku z pandemią.
– Gdzie do tej pory można było zobaczyć Pani prace?
E.S.: Zanim odpowiem na to pytanie muszę przyznać, że jeśli chodzi o pokazywanie publiczne moich prac, to kiedyś nie chciałam tego robić. Pytano mnie wielokrotnie – czemu? Teraz myślę, że do wszystkiego trzeba dojrzeć. Kiedyś w Lublinie w pewnej małej galerii sztuki zapytałam, czy mogłabym wystawić kilka moich prac. Nie zgodzono się, nawet nie oglądając ich, z powodu braku zaplecza akademickiego uznano mnie za amatorkę. Odpuściłam, nie starałam się więcej. Swój debiut artystyczny miałam w Pińczowskim Domu Kultury dzięki uprzejmości pani dyrektor Iwony Senderowskiej i Pawła Kisielewskiego – kuratora wystawy. Była to wystawa indywidualna, na której pokazałam około 40 obrazów. Następna, również indywidualna wystawa ponad 40 obrazów, miała miejsce w Domu Kultury w Jędrzejowie, za co bardzo wdzięczna jestem Anicie Łukasik i Arturowi Smerkowskiemu. Wreszcie w grudniu 2019 przyszedł czas na moje rodzinne miasto Starachowice. W Hotelu Europa odbyła się moja trzecia indywidualna wystawa, dzięki uprzejmości właścicieli i menadżera hotelu Pani Magdaleny Tarnopolskiej.
– Czy może Pani zdradzić nam, nad czym obecnie pracuje?
E.S.: Mam zaczęte dwa nowe projekty, o których na tą chwilę nie chciałabym za wiele mówić, ponieważ jak to w moim przypadku często bywa, plany mogą ulec zmianie. Ostatnio wróciłam też do portretu ołówkiem. Do tego typu wyrazu artystycznego nie potrzeba wiele energii. Czasy są niespokojne, ciężko mi się skupić na czymkolwiek, przeraża mnie sytuacja na świecie, masowo umierający ludzie. Jestem jednak optymistką i myślę, że to minie, jak zły sen.
– Na koniec rozmowy nie mogę nie zapytać o Pani marzenia…
– Moim największym marzeniem jest, no cóż w tych okropnych czasach zarazy, aby to się jak najszybciej skończyło. Jeśli zaś chodzi o moje marzenia artystyczne, to chciałabym móc się dalej rozwijać, mieć więcej czasu na pasję, malować zawsze, kiedy mam na to ochotę. A z marzeń z tzw. „górnej półki” to… chciałabym, żeby moje obrazy znalazły dla siebie jakieś malutkie miejsce w historii sztuki.
– Tego więc życzę w imieniu swoim i zespołu GAZETY. Dziękuję za rozmowę.
E.S.: Ja również dziękuję, i korzystając z okazji chciałabym serdecznie podziękować Jackowi Krełowskiemu za nieocenioną pomoc polegającą na udostępnianiu mi autorskiej fotografii, zgłębienie tajników pracy ze światłem oraz pomoc w technicznych i logistycznych aspektach związanych z wystawami i wernisażami.
Rozmawiała
Katarzyna Rychel
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS