Baza książek
Dzieje się
Gwiazdy piszą
Poradniki
W drodze
Kryminał
Love story
Biografie
Książki dla dzieci
Recenzje
Wideo
Najnowsze
Popularne
zmartwychwstanie
– Gdyby uczeń Zmartwychwstałego chciał wstrząsnąć opinią publiczną, dokonując zamachu, nie zadowoliłby się uśmierceniem żywych – uważa Fabrice Hadjadj, francuski pisarz i filozof. I na pewno sięgnąłby po “broń”, która jest znacznie trudniejsza w obsłudze niż karabin czy ładunki wybuchowe.
Podziel się
Uczestniczka katolickiej demonstracji w Rzymie (Getty Images)
Fabrice Hadjadj pisze o tym w książce “Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi”, której przyświeca następująca teza: “objawienia Zmartwychwstałego mają zdecydowanie przyziemny charakter. Jeśli ukazuje się uczniom, to nie po to, żeby wszyscy zapomnieli o Bożym świecie, zapatrzeni w niesamowitą wizję. Wręcz przeciwnie – przypomina nam o miłości bliźniego. Uczy nas spojrzenia z góry, spojrzenia na te same rzeczy, które widzą wszyscy śmiertelnicy, ale z perspektywy Ducha”.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa W Drodze publikujemy fragment książki “Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi” Fabrice’a Hadjadja (przeł. Maria Nowak).
Rozdział XII. Dać sobie głowę uciąć (albo ukamienować ciało)
Wiadomo, że niemal wszyscy, którzy na własne oczy widzieli Zmartwychwstałego, niedługo później zginęli gwałtowną śmiercią. Jednych ukrzyżowano – normalnie albo, dla odmiany, głową w dół, innych ścięto mieczem lub przebito włócznią, kogoś obdarto ze skóry, był nawet taki, którego zrzucono z dachu, a potem ukamienowano. Nie trzeba być przesądnym, żeby poczuć dreszcz. Wygląda na to, że mamy tu do czynienia z czymś o wiele bardziej złowrogim i śmiercionośnym niż klątwa Tutenchamona. Ale, rzecz dziwna, ofiary nie zgłaszają zastrzeżeń. W swojej sytuacji, ze wszech miar nieprzyjemnej, widzą nie przekleństwo, a błogosławieństwo. To nie zemsta faraona, a raczej nowe wyjście z Egiptu.
Podziel się
Zgody na męczeństwo nie należy mylić ze skłonnościami samobójczymi ani z uporem, by dyskutować do upadłego. Skłonności samobójcze mogą wypływać z pragnienia, by za wszelką cenę znaleźć ukojenie. Skoro nie mogę zaznać go na kanapie, trudno, położę się w trumnie. Kto dyskutuje do upadłego, chce za wszelką cenę zmusić rozmówcę, by ten się z nim zgodził. Skoro argumenty słowne nie podziałały, może zrobi na nim wrażenie drastyczna scena? Niektóre dzieci rzucają się na ziemię i walą głową o płyty chodnika, gdy nie chcemy kupić im lizaka.
Pseudomęczennicy nie wykazują się większą dojrzałością, niż dwulatki w fazie buntu. Tak bardzo chcą dowieść swojej racji, że nie zawahają się roztrzaskać sobie czaszki u naszych stóp, byle tylko wywrzeć odpowiednio mocne wrażenie. Niezbyt to grzeczne zachowanie (jak można w ferworze dyskusji ochlapać komuś całe spodnie?!) i nie ma nic wspólnego z fair play (roztrzaskując sobie czaszkę, gość przerwał nam w pół słowa. Zrobił to równie skutecznie, co gdyby poderżnął nam gardło). Właśnie chcieliśmy zaprosić go na szklaneczkę wina, żeby kontynuować nasz spór w przyjemnych okolicznościach, ale nic z tego, bo ten leży jak długi, brocząc krwią na nasz dywan…
Zobacz także: Całun Turyński – cudowna relikwia czy wielkie oszustwo?
Postawa przyzwolenia na męczeństwo nie ma nic wspólnego z podobnym grubiaństwem. Jest absolutnie zgodna z zasadami savoir-vivre’u. Po pierwsze, wynika nie z fascynacji śmiercią, ale z umiłowania życia, umiłowania tak wielkiego, że chce się, by życie było wieczne. Po drugie, męczennik nie rezygnuje z uprzejmości, tej samej, która każe mówić “proszę przodem”. Świadek Zmartwychwstałego zawsze przepuszcza bliźniego przodem. Ale ponieważ pierwszego przepuścił Chrystusa, potrafi zauważyć różnicę pomiędzy bezpiecznym szlakiem a osuwiskiem wiodącym prosto w przepaść, pomiędzy uroczą ścieżką a śmiertelnie zdradliwym trzęsawiskiem. Z tego właśnie powodu jego “proszę przodem” zamienia się czasem w gwałtowne, obcesowe wręcz vade retro, ale to nie znaczy, że uchybił grzeczności.
Człowiek uprzejmy usuwa się na bok i przytrzymuje otwarte drzwi, żeby jego bliźni mógł wygodnie przez nie przejść, ale jeśli te drzwi prowadzą do piekła, ten sam człowiek, w odruchu uprzejmości, zatrzaśnie mu je przed nosem i zdecydowanie zagrodzi drogę. Niestety, groźne osuwisko często przypomina bezpieczny szlak, a bagno kryje się pod gąszczem kwiatów. Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami, podczas gdy do raju wiedzie niezbyt zachęcająca droga krzyżowa…
Podziel się
Ten, któremu wyświadczono przysługę, widzi w niej akt agresji. Od nowej nadziei woli swoje stare, czarne myśli. Dlaczego? Bo są jego własne, mieszczą mu się w głowie. Od Bożego błogosławieństwa i niespodziewanego szczęścia woli znajome, ludzkie poczucie satysfakcji, które go nie przerasta i w żaden sposób nie niepokoi, wręcz przeciwnie, chroni przed rozdarciem. Skutek jest taki, że w podzięce śpieszy uprzejmego człowieka uśmiercić. Męczennikowi nie wypada zbytnio protestować. Ten, który przyprawia go o śmierć, popełnia oczywiście tragiczny błąd, ale w jego postępowaniu jest jakaś przerażająco trafna intuicja. Czyż – powtórzmy to raz jeszcze – do raju nie wiedzie droga krzyżowa? Dzięki swojemu oprawcy męczennik znalazł się właśnie na ostatniej prostej.
Potęga modlitwy
Prawdziwy męczennik nie potrzebuje broni – jest mistrzem bardzo specjalnej sztuki walki, zwanej modlitwą. A to czyni go naprawdę niebezpiecznym. Nie mogę powiedzieć, bym był całkowicie przeciwny używaniu broni. Owszem, należy nadstawić drugi policzek, i nie ma, że boli. Ale reguła ta dotyczy mojej własnej facjaty, natomiast jeśli ktoś obiera sobie za cel policzek mojej żony albo dziecka, miłość bliźniego wymaga ode mnie, bym wkroczył do akcji i dał temu bliźniemu jałmużnę w postaci solidnego prawego sierpowego. Wyświadczę mu prawdziwą dobroczynność, nie dopuszczając do tego, by naruszył piąte przykazanie. Jeśli się upiera przy swoim, mam obowiązek uniemożliwić mu działanie, by nikomu nie zagrażał.
Cristeros walczyli o pokój skuteczniej niż pacyfiści, bo ci ostatni, przez swoją bierność, ułatwiali tylko sprawę złoczyńcom. Jednak użycie broni to sprawa ludzi świeckich – gospodarzy, ojców rodzin. Mnisi i księża mają o wiele większą wolność, bo oni walczą tylko mieczem słowa, czyli najpotężniejszym z mieczy. „Wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną” (Mt 26,52). Dlaczego? Bo nawet jeśli zwyciężymy w uczciwej walce, pozostajemy na terenie przeciwnika. Owszem, pokonaliśmy go, ale zrobiliśmy to, stosując przemoc – od niej nie okazaliśmy się silniejsi. Cristeros nie mieli co do tego złudzeń. Chwytali za fuzje i za widły nie po to, żeby napawać się potęgą fuzji i wideł, ale dlatego, że tylko w ten sposób mogli walczyć z rządem, który nie przebierał w środkach, by uciszyć wszystkich, którzy chcieli przekazać własnym dzieciom wiedzę o tym, że istnieje potęga większa niż przemoc, a jest nią modlitwa.
Ten, kto modlitwą wojuje, nie zabiega o przewagę, która zmiażdżyłaby przeciwnika, nie stara się zdeptać go, podporządkować sobie brutalną siłą. Tak naprawdę człowiek, który musi deptać maluczkich i po trupach wspinać się na szczyt, jest słaby. Ten, kto jest rzeczywiście potężny, nie potrzebuje się pysznić. Stać go na to, żeby się uniżyć i wyciągnąć dłoń. Wszechmocny “wywyższa pokornych” i to wystarczy, żeby “strącić władców z tronu” (por. Łk 1,52). Och, On nie zamierza odbierać korony tym, którym tak bardzo na niej zależy… pokazuje po prostu, że nie jest wiele warta.
Podziel się
Prawdziwa moc to nie bezwzględna dominacja, tylko hojna płodność, atrybut ojca, który ofiarowuje dzieciom życie, a nie tyrana, trzymającego poddanych pod butem. Modlitwa może o wiele więcej niż miecz, choć nie rozkazuje, tylko prosi. A prosząc – łagodzi brutalność, budzi odpowiedzialność, uzdolnia drugiego człowieka do dokonania życiowego wyboru: albo da się rozbroić i zechce nas wysłuchać, albo tym bardziej się rozsierdzi i zechce nas ukrzyżować. Jest też trzecia ewentualność, która zresztą w praktyce występuje najczęściej – nasz bliźni najpierw przybije nas do krzyża, a słuchać zacznie dopiero potem, zaintrygowany faktem, że nawet poddani męczarniom, uparcie pozostajemy wielkoduszni.
Oczywiście, wielkoduszność męczennika też ma pewne granice. Kiedy, dajmy na to, ludożerca przypieka nas na rożnie, raczej nie będziemy radzić mu, jak przyrządzić smakowity sos barbecue i czym należy doprawić mięso, by było kruche i soczyste. Ale, z pomocą łaski Bożej, możemy jeszcze nakłonić go, żeby podzielił się posiłkiem ze swoim głodnym współplemieńcem, a nawet by odmówił modlitwę przed jedzeniem. Ludożerców, na szczęście, nie spotyka się często w dzisiejszych czasach, ale co, jeśli chrapkę na nas ma uwodzicielska kobieta? Gdy taka piękność sugestywnie muska nas skąpo odzianymi piersiami albo wręcz kładzie dłoń na naszym udzie z zupełnie jednoznacznym zamiarem, nie zaczniemy, broń Boże, wdawać się w dyskusję na temat teologicznych podstaw nierozerwalności sakramentalnego związku małżeńskiego. Bylibyśmy zgubieni. Ale z pomocą łaski Bożej zdołamy odsunąć się na bezpieczną odległość, powiemy, że mamy już żonę, którą kochamy jak własne ciało, a nawet zapytamy młodą damę, czy nie zechciałaby umówić się z naszym kuzynem, który, ku swojemu utrapieniu, wciąż pozostaje w kawalerskim stanie. Zarówno kanibal, jak i modliszka będą głęboko poruszeni siłą naszego charakteru oraz doskonałą znajomością savoir-vivre’u.
Bardziej radykalny niż dżihadysta
Jaki jest największy grzech dżihadystów? Są za mało radykalni. Muszą się mocno wstydzić tej słabości, bo ukrywają ją, przypisując sobie miano męczenników, choć w rzeczywistości to tylko samobójcy i mordercy. Można, oczywiście, zarzucać im, że udowadniają za pomocą kałasznikowów, jak rozpaczliwie brak im argumentów (ale przecież ci ludzie nigdy nie próbowali uchodzić za uczonych ani za dyplomatów). Osobiście zarzucam im przede wszystkim to, że nie są dostatecznie poddani Bożej Opatrzności. Uczeń Zmartwychwstałego jest o wiele bardziej radykalny niż dżihadyści.
Podziel się
Po pierwsze, jest świadom, że jeśli ma być świadkiem zmartwychwstania, musi najpierw zostać zanurzony w śmierć Chrystusa – co sprawia, że nie może zbyt surowo osądzać swoich prześladowców. Po drugie, wie doskonale, że niewierny jest wysłannikiem Allaha (gdyby Allah nie życzył sobie jego obecności, niewierny po prostu by nie istniał) i że ten niewierny jest także, choć wbrew sobie, chodzącym dowodem na to, jak bardzo Allah jest wielki – większy niż ludzka ambicja, pęd do władzy i potrzeba kontroli. Gdyby Allah był nam podobny, stworzyłby automaty ślepo posłuszne Jego rozkazom. On stworzył istoty wolne, by kochały Go, jeśli taka będzie ich wola.
Gdyby uczeń Zmartwychwstałego chciał wstrząsnąć opinią publiczną, dokonując zamachu, nie zadowoliłby się uśmierceniem żywych. Wskrzesiłby raczej sumienia, które od dawna pozostawały martwe. A żeby tego dokonać, trzeba użyć broni, która jest znacznie trudniejsza w obsłudze niż karabin, semtex czy miecz. Jezus mówi jednoznacznie: “Gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32). Wszystkich. Więc także tych, którzy Go odrzucają. Bo i oni w Nim mają istnienie, On wciąż jest sercem ich serca. A lekarza nie potrzebują zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.
Realizm wiary skutecznie leczy nas ze złudzenia, że jesteśmy w jakikolwiek sposób uprzywilejowani, i każe zwrócić się do dżihadysty, który właśnie się szykuje, żeby ściąć nam głowę, z następującym wyznaniem: Może jeszcze o tym nie wiesz, ale wbrew pozorom, ty także lgniesz do Jezusa, wiekuistego Żyda. I wcale nie wykluczam, że jak Szawła, który wysłał na tamten świat Szczepana, i ciebie Pan wybierze sobie na narzędzie, o wiele użyteczniejsze niż to, jakim ja kiedykolwiek byłem.
Powyższy fragment pochodzi z książki “Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi” Fabrice’a Hadjadja (przeł. Maria Nowak), która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa W Drodze.
Podziel się opinią
Bądź z nami na bieżąco
na Instagramie
👍Lubię to!
na Facebooku
Komentarze
Trwa ładowanie
.
.
.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS