Jak obecnie wygląda sytuacja w Szwecji, jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się koronawirusa?
Sytuacja w Szwecji przypomina nieco tą z poprzedniej epidemii.
Co ma pan na myśli?
W Szwecji zalecenia epidemiologiczne dotyczące ograniczeń zgromadzeń do 50 osób, zostały wprowadzone dość późno w stosunku do dynamicznie rozwijającej się epidemii w całej Europie i na świecie. Jeśli chodzi o większe ograniczenia, można jedynie mówić o lokalnych decyzjach podejmowanych przez władze poszczególnych landów, miast oraz komun. Zalecenia dotyczą ograniczenia działalności placówek gastronomicznych, klubów, kin, muzeów, a także imprez o charakterze masowym. Zalecana jest praca zdalna w przypadku przedsiębiorstw. Jednak, jeśli myślimy o porównywaniu obostrzeń z Polski, Włoch, Hiszpanii, czy też Francji, to w Szwecji panuje swoista sielanka. W Sztokholmie co prawda wiele znanych restauracji i miejsc publicznych jest zamkniętych, ale wiele nadal działa.
Dlaczego tak jest?
Przyczyną tego stanu jest to przeświadczenie, że w Szwecji każdy bierze odpowiedzialność za siebie, w tym również za zdrowie własne. Jeśli decyduje się pracować w dobie pandemii, to nie jest to sankcjonowane mimo zaleceń. W Sztokholmie ludzie spacerują, choć ruch jest zdecydowanie mniejszy. Widać również, że lokale gastronomiczne są czynne. Dotyczy to również zakładów usługowych, takich jak na przykład salony fryzjerskie, salony masażu itp.
Dostrzega pan różnicę w podejściu do przestrzegania obostrzeń między dużymi miastami takimi jak Sztokholm, a małymi miasteczkami, wsiami?
Owszem. W dużych szwedzkich miastach bardziej przestrzega się zaleceń, aby ograniczyć aktywność, ale na prowincji sprawy mają się zgoła inaczej. Ludzie patrzą bardziej pragmatycznie na całe zjawisko epidemii. W wielu kręgach panuje wręcz przekonanie, że cała Europa oszalała w panice, która jest gorsza od samej pandemii.Część tej krytyki spada również na kraje Europy wschodniej. Trzeba zauważyć przy tym, że w samej Szwecji trudno mówić o mediach, które oficjalnie krytykowałyby przyjętą przez władzę linię. To ogromna różnica między Polską a Skandynawią. Szwedzi chwalą swoje, choćby nawet nie mieli racji!
Polskie Ministerstwo Zdrowia co dzień raportuje o nowych przypadkach koronawirusa. Czy szwedzki resort zdrowia także przekazuje swoim obywatelom takie informacje?
Opinia społeczna nie jest aż tak zarzucana informacjami na temat Covid-19. Od niedawna dopiero mamy dzienne raporty i konferencje w programach telewizyjnych.
W Polsce dużo mówi się o potrzebie testowania wszystkich obywateli w kierunku koronawirusa. Na tę chwilę jest to jednak niemożliwe. Kogo testuje się w Szwecji? Każdy obywatel może liczyć na weryfikację pod kątem wirusa?
Szwedzi absolutnie nie poddają każdego pacjenta z podejrzeniem choroby testom. Testowane są jedynie te osoby, co do których istnieje konieczność hospitalizacji, bądź też intensywnej opieki medycznej. Mit cudownej opieki zdrowotnej w Szwecji można włożyć między bajki.
Służba zdrowia boryka się z bardzo podobnymi problemami jak w Polsce. Brak jest personelu o wysokich kwalifikacjach. Brak jest lekarzy wielu specjalności, a jakość tych, którzy są dostępni, pozostawia wiele do życzenia. Wielu lekarzy z Szwecji studiowało w Polsce ze względu na poziom nauczania oraz znacznie niższe koszty. Ten temat wymaga osobnego opisu, bo jest bardzo rozległym.
A co z pacjentami, którzy borykają się z problemami zdrowotnymi? Są przyjmowani do szpitali w czasie, gdy pandemia szaleje?
Zwykli pacjenci mają ciężko, aby uzyskać poradę czy też natychmiastową pomoc. W nagłych przypadkach można dzwonić na linię alarmową, ale w przypadkach zagrożenia życia lub poważnych problemów zdrowotnych które zagrażają życiu. Sam numer alarmowy połączony jest z wieloma służbami co powoduje, iż czas w jakim otrzymamy pomoc również jest wydłużony, w szczególności teraz kiedy wiele załóg ambulansów udziela pomocy. Szwedzka populacja składa się w większym stopniu z ludzi w tak zwanym kwiecie wieku niż to ma miejsce w przypadku Polski.
Załóżmy, że jestem Szwedką. Męczy mnie przeziębienie i mam gorączkę. Na jaką pomoc mogę liczyć?
Aby pacjent z gorączką i objawami przeziębienia został przyjęty przez lekarza w przychodni, musi przejść rozmowę kwalifikacyjną przez telefon z pod-pielęgniarką.Jest to personel medyczny, którego zadaniem jest ocena, do jakiej placówki skierowany powinien być pacjent. W praktyce jest to koszmar, jaki przechodzi chory. Prócz danych, musi określić rodzaj dolegliwości, opisać je dość szczegółowo, odpowiedzieć na szereg pytań, po czym z reguły dowiaduje się, że na wirusową infekcję brak jest lekarstwa. Stan gorączki musi się utrzymywać co najmniej kilkanaście dni, aby osoba przyjmująca telefon w recepcji skierowała nas na wizytę u lekarza.
Wiele osób słyszy wręcz stwierdzenie, że są zakażone koronawirusem i powinny przechorować to w domu. Dzwonić na numer alarmowy należy w przypadku wystąpienia problemów z oddychaniem lub też ponad tygodniowej wysokiej gorączki. Szwedzkie służby medyczne twierdzą, że osoba zakażona koronawirusem zakaża inne osoby tylko przez pięć dni.
Wiele mówi się, że wirus z Wuhan może być wytworem laboratoryjnym. Czy w Szwecji przebija się taka teza?
Tak, spotykamy się takimi opiniami, ale są one dość rzadkie. Raczej nie słyszałem, aby były prezentowane w mediach. Szwedzkie społeczeństwo jest bardziej przywiązane do oficjalnej treści przekazu medialnego. Szwecja jest krajem generalnie o bardziej lewicowej orientacji politycznej. Moim skromnym zdaniem media są tendencyjne i zbyt często zajmują się kształtowaniem opinii społecznej wokół politycznie utartych schematów. Dam przykład: w czasie, gdy dynamicznie wzrastała liczba zakażonych we Włoszech, w szwedzkich mediach zajmowano się kampanią prezydencką w USA bardziej niż tematem pandemii. Z mediów nie znikało nazwisko Joe Bidena po jego zwycięstwie w prawyborach.
Jak będzie wyglądał świat i Szwecja po zakończeniu pandemii?
Moim zdaniem musimy zweryfikować mnóstwo podstawowych pojęć, jeśli mówimy o bezpieczeństwie. Nie możemy jako ludzkość patrzeć jedynie przez pryzmat postkolonialny. Nie możemy przenosić całych gałęzi produkcji i łańcucha dostaw do krajów takich jak Chiny. To jest trochę nasza hipokryzja jako narodów świata, że nie dostrzegaliśmy zagrożeń płynących z globalizacji. Kupowaliśmy chińskie produkty, bo były tanie. Czy jednak zastanowiło nas, ile obozów koncentracyjnych znajduje się na terenie Państwa Środka? Czy mieliśmy kontrolę nad łańcuchami dostaw oraz światowych relacji?
Pod pojęciem zagrożeń rozumieliśmy zagrożenie płynące z konfliktu zbrojnego, rzadziej cyberataku, a już marginalnie zagrożenia epidemiologicznego o globalnej skali. Tego się nikt nie spodziewał. Jestem pewien, że Chiny ukrywały od samego początku skalę zagrożenia. Czy wyciągnęliśmy z tego tytułu jakieś wnioski, czas pokaże.Powinniśmy jednak wiele zmienić, aby nasze bezpieczeństwo stało się bardziej realne.
Sporo osób uważa, że Unia Europejska nie zdała egzaminu lojalności. Pan też?
Coś w tym jest. Nie można pokładać ufności w Unii Europejskiej. Ten kryzys dobitnie pokazał, że poszczególne państwa narodowe mają ogromną rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa swoim obywatelom.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS