Z wykształcenia jest inżynierem, ale nigdy nie pracowała w zawodzie, choć na studiach marzyła, żeby dbać o bezpieczeństwo pasażerów samolotów. Chciała stworzyć prywatne laboratorium, by badać materiały używane w lotnictwie. Rozwijający się w złotych latach 90. rynek dostrzegł w niej jednak zupełnie inne talenty i szybko zagospodarował ją w nowej roli. Dziś pracuje z ludźmi, a nie z formułami, i szefuje społecznościowemu gigantowi w czasach, które nieustannie wymagają od niej niesztampowego myślenia. – Staram się zatrudniać ludzi, którzy są ode mnie silniejsi, lepsi, inni. Jak będziemy się klepać po ramionach i mówić „tak, fajnie, dobrze”, nic z tego nie będzie, bo to na bazie pozytywnego konfliktu buduje się nowe rzeczy. Dzięki zachowaniu w firmach różnorodności powstaje coś nowego, bo dzięki niej każdy postrzega świat inaczej. A innowacje biorą się z burzy mózgów – mówi. Sama nie jest dumna ze swojego świadectwa maturalnego, ale wie, że ważniejsze od doświadczenia wypisanego w dokumentach są ludzkie umiejętności. Dlatego z przyszłym pracownikiem woli się od razu spotkać i o wszystko wypytać. Bo za jej sukcesem stoi cały zespół.
Forbes Women: Korzysta pani z Facebooka do celów prywatnych czy tylko służbowych?
Agnieszka Kosik: Zawodowo korzystam z Workplace, naszej wewnętrznej aplikacji, gdzie mamy grupy robocze oraz informacje z całego świata o różnych rzeczach, np. posty na temat udanych kampanii, albo tego co się dzieje i zmienia w naszej firmie. Mamy też WorkChat współpracujący z Messengerem, który służy nam do szybkiej komunikacji.
Z Facebooka korzystam też prywatnie. Kiedy powstał Messenger, zakochałam się w tej aplikacji, zanim jeszcze zaczęłam pracować w Facebooku. Z tego narzędzia korzystam najczęściej, bo usprawnia mi kontakt ze wszystkimi.
Wpada pani czasem w pułapkę scrollowania aktualności i czytania niezliczonej liczby postów?
Aż tak to nie. Dużo scrolluję, ale chyba tyle, co przeciętny użytkownik, zatrzymując się na tym, co mnie interesuje. Wszystkiego nie da się przeczytać. Mark Zuckerberg kładzie teraz bardzo mocny nacisk na prywatność. Chce spowodować, abyśmy nie ograniczali się do mediów społecznościowych działających jak „town hall” (rynek), w którym wszyscy piszą i publikują jednocześnie do wszystkich. Potrzebujemy również środowiska w mniejszej skali – takiego „living room” (salonu) w naszych domach, gdzie czujemy się swobodnie i nie ma ryzyka przeładowania informacjami. Bardzo podoba mi się ta wizja intymniejszych mediów społecznościowych.
Co robi w Facebooku magister inżynier materiałowy po Politechnice Warszawskiej ze specjalizacją stopów aluminium wykorzystywanych w lotnictwie?
Tytuł mojej pracy dyplomowej brzmiał: „Wpływ czynników drugiej fazy na proces rekrystalizacji w stopach aluminium Bor 1,8-proc. wagowego boru”. Kiedy byłam na piątym roku studiów, Politechnika Warszawska nawiązała współpracę z Norwegian School of Economics, HEC Paris oraz London Business School i stworzyła pierwsze w Polsce studia MBA – School of Business (obecnie jest to Szkoła Biznesu Politechniki Warszawskiej). Aplikować mogli tam ludzie z przynajmniej dwuletnim doświadczeniem, ale stwierdziłam, że spróbuję i złożyłam papiery. Nie spełniałam wymaganych kryteriów, więc nie dostałam się podczas pierwszego naboru. Jednak ktoś zrezygnował. Tym sposobem skończyłam szkołę biznesu.
Dopiero tam dowiedziałam się, czym jest marketing: że łączy dwa tematy, które mnie zawsze bardzo interesowały – liczby i ludzkie zachowania. To wtedy trafiłam do domu mediowego, gdzie zaczęłam pracować.
Pamięta pani, dlaczego tak wyszło?
Był rok 1993 i nie było jeszcze internetu. Razem ze znajomymi ze studiów przeglądaliśmy „Gazetę Praca” i każdy szukał czegoś dla siebie. Zobaczyliśmy ofertę pracy w domu mediowym i nikt z nas nie wiedział, czym on właściwie jest. Stwierdziłam, że jak tam nie pójdę, to się nie dowiem i umówiłam się na spotkanie. Człowiek, z którym rozmawiałam, chciał zatrudnić mnie od razu, ale uznałam wtedy, że nie po to poszłam do rocznej Szkoły Biznesu z tak wymagającym programem, żeby od razu ją przerwać.
Kiedy już po studiach świadomie wysłałam swoje dokumenty do headhunterów, skierowali mnie do dwóch firm tego typu. W tej drugiej z windy wyszedł ten sam mężczyzna, z którym rozmawiałam, a był to Jakub Bierzyński, do dziś szef domu mediowego OMD. Zostałam tam 10 lat.
Facebook odzywał się do mnie kilka razy. Ja jednak wyobrażałam sobie, że praca w jednym medium może okazać się ograniczająca w tym sensie, że później ciężko byłoby mi znaleźć pracę w innym miejscu. Pracując w domu mediowym miałam z jednej strony dostęp do wachlarza klientów, z drugiej – do wszystkich kanałów komunikacji jednocześnie.
Facebook miał wtedy tylko News Feed, dopiero później rozrósł się do kilku aplikacji i pojawiły się w nim nowe możliwości i treści wideo. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Facebook to nie medium, tylko ogromna multimedialna platforma. W końcu uznałam, że skoro taka firma technologiczna chce ze mną rozmawiać, to trzeba się zastanowić, czy jednak nie wsiąść do tego pociągu.
Mark Zuckerberg dzwoni do pani i chwali za dobre wyniki?
Nie przesadzajmy. Ale rzeczywiście biznes w naszym regionie rozwija się bardzo dobrze. Biuro Facebooka w Warszawie jest odpowiedzialne za cały region Europy Środkowej i Wschodniej, pracujemy w nim na 28 rynkach.
Została pani doceniona podczas Gali Sukcesu Pisanego Szminką. Pani największe sukcesy zawodowe to…?
W 2016 rzeczywiście zostałam Bizneswoman Roku w kategorii „korporacja”. To było, kiedy jeszcze pracowałam w domu mediowym. W dosyć krótkim czasie udało nam się wtedy potroić przychody firmy, co zostało docenione przez jury. Teraz w jego skład wchodzę również i ja.
Sukcesem jest dla mnie sukces mojego zespołu. Od zawsze pracuję z ludźmi i kiedy oni osiągają sukcesy, to oznacza, że ja też miałam menedżerski sukces.
Natomiast biznesowych spraw nie traktuję w kategorii sukcesu, bardziej patrzę na to, co mnie motywowało i na codzienne rzeczy, które mi wychodziły, jak np. spotkanie z klientem, czy wygranie nowego biznesu dla dużej marki. Może to wynika z tego, że nie miałam dużych zwrotów w karierze i niczego, co się zadziało w moim biznesowym życiu nie żałuję.
Na swoim koncie mam też bardzo duży prywatny sukces – mam dwie córki, 11- i 16-letnią.
Porozmawiajmy w takim razie o porażkach.
Nie jestem w stanie przywołać naprawdę dużej. Owszem, zdarzało się, że traciliśmy klienta, to zawsze porażka, ale też naturalna część biznesu. Jednak najtrudniejszymi momentami były dla mnie odejścia dobrych ludzi z zespołu, choć z drugiej strony cieszyłam się z ich rozwoju.
Niebiznesową porażką było dla mnie to, że dostałam się na studia dopiero za drugim razem. Podobnie było ze Szkołą Biznesu. Kiedyś myślałam nawet, że nigdy nie pokażę świadectwa maturalnego swoim córkom. Kiedy wygrzebałam je z piwnicy, było mi tak wstyd, że aż miałam na twarzy wypieki. Dopiero później przyznałam się dziewczynkom, jakie miałam stopnie. Wszystko, co mam, wypracowałam potem codzienną pracą i dzięki odrobinie szczęścia. Sama napisałam CV tylko raz w życiu – później nie było takiej potrzeby.
Miałam szczęście, bo trafiałam na szefów, którzy pozwalali się rozwijać. Poza tym wydaje mi się, że czasem przebijanie szklanego sufitu nie ma sensu. Jeśli nie widzimy ścieżki rozwoju w danej organizacji, być może warto od razu ją opuścić i szukać nowych możliwości w innym miejscu.
Jakich rad udzieliłaby pani kobietom, które chcą osiągnąć taki sukces?
Ważne, żeby mieć plan – określony cel do którego chcemy dążyć. Możemy do niego dotrzeć różnymi ścieżkami, ale musimy wiedzieć w jakim kierunku zmierzamy. Po drugie, konsekwencja – codziennie róbmy swoje i nie poddawajmy się wpływom, które mogą nas zepchnąć z obranego kursu. Jeśli rezygnujemy, nie skorzystamy z drugiej szansy nawet gdy ta się pojawi. Przykładowo, choć nie dostałam się do Szkoły Biznesu w pierwszym rzucie, zadzwoniłam po dwóch tygodniach zapytać czy przypadkiem nie zwolniło się miejsce. I udało się. Nie można się poddawać, górki i dołki będą zawsze. Wreszcie to, czego mi brakowało, a z czego dziś warto korzystać, to dostęp do informacji – możliwy dzięki zasobom internetu, ale też wydarzeniom, w których można brać udział. Przykładowo udział w spotkaniu z serii #SheMeansBusiness to dawka praktycznej wiedzy, ale przede wszystkim zyskanie sieci kontaktów – w sensie ludzkim, ale też inspiracji i wiedzy.
Jaki wpływ ma Facebook na małe i średnie przedsiębiorstwa?
Z platform Facebooka korzysta 140 mln takich biznesów z całego świata. I wiemy, że przynosi im to realne korzyści. Firma badawcza Copenhagen Economics policzyła, że tylko w ramach 15 krajów Unii Europejskiej firmy wygenerowały 280 mld euro dodatkowego przychodu właśnie dzięki Facebookowi. To z kolei przekłada się na ponad 3,1 miliona dodatkowych miejsc pracy. W czasach, w których wszyscy boją się, że zastąpią nas roboty, te liczby napawają optymizmem. Dlatego też prowadzimy szkolenia wspierające w prowadzeniu biznesu i robieniu kariery np. kobiety. Nasz program #SheMeansBusiness, który w tym roku uruchomiliśmy w Polsce, działa od 2016 roku. W jego ramach udało nam się przeszkolić już pół miliona kobiet z ok. 40 krajów, a w Europie ponad 100 tys. kobiet w 12 krajach. Nawet jeśli nie wszystkie uczestniczki założą potem własną firmę, mają szansę, aby się rozwinąć i czegoś nauczyć. W tych szkoleniach nie chodzi o samą obsługę platform Facebooka, ale o szerszą wiedzę na temat marketingu cyfrowego.
W jaki sposób może to przyspieszyć czyjąś karierę?
Można zyskać kontakt z kobietami, które osiągnęły sukces zawodowy i chętnie dzielą się swoim doświadczeniem, co może być inspiracją dla innych. Sama nie miałam takich możliwości, dlatego dostrzegam wartość programu #SheMeansBusiness oraz prowadzenia firmy na Facebooku. Również z raportu Copenhagen Economics wynika, że 58 proc. przebadanych przedsiębiorczyń stwierdziło, że Facebook odgrywał ważną rolę dla startu ich firm. Z kolei 68 proc. firm na Facebooku ankietowanych przez IPSOS deklaruje, że Face … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS