– Ruch w tzw. godzinach międzyszczytowych zostanie od Niedzieli Wielkanocnej wyłączony. Liczba pasażerów spadła o około 90 proc., a połączenia generują bardzo duże koszty. Pewnie wydaje się to radykalnym działaniem, ale jest oparte na zaleceniach resortu zdrowia o nieprzemieszczaniu się – ogłosił w czwartek Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie.
Tramwaje i autobusy zostaną od niedzieli unieruchomione między godziną 8 a 12.30 oraz między godziną 16 a 19. Będą drobne wyjątki, kursujące co godzinę, ale patrząc na rozbudowaną siatkę połączeń, do których zdążyli nas przyzwyczaić urzędnicy odpowiedzialni za transport w Krakowie, można śmiało mówić o rekordowo ostrym cięciu.
Nic dziwnego, że zapowiedź dyrektora natychmiast wzburzyła wielu krakowian. Zawrzało w mediach społecznościowych i w komentarzach pod tekstami o zbliżającej się minimalizacji.
Zaczęło się ironicznie: „Zawsze mogę wsiąść na rower i… a nie, czekaj…”. Rządowe restrykcje związane z walką z koronawirusem sprawiły przecież, że w mieście zostało zamkniętych wiele ścieżek i dróg rowerowych, służącym krakowianom nie tyle za miejsce rekreacji, a także trasy, którymi dojeżdżali do pracy.
Pytany na konferencji prasowej przez dziennikarzy o to, co mają zrobić krakowianie pozbawieni komunikacji miejskiej, Łukasz Franek zachęcał do wybierania alternatywy. Jakiej? – Oczywiście w ostateczności samochód – odpowiadał.
Ci krakowianie, którzy auto mają, pewnie z tej opcji skorzystają, ale co zrobią ci, którzy zachęcani przez lata do przesiadki do komunikacji miejskiej, alternatywy nie mają?
„Ciekawe, czy karta miejska potanieje… skoro 10 proc. MPK będzie kursować, to i karta powinna kosztować 10 proc…” – zauważali mieszkańcy.
Już wczoraj w tej sprawie rozdzwoniły się telefony miejskich radnych. Krakowianie apelują, by zahamować zapowiadane cięcia w komunikacji miejskiej.
List do Jacka Majchrowskiego: topór zamiast skalpela
List w tej sprawie do prezydenta Jacka Majchrowskiego napisał Krzysztof Kwarciak, radny ze Zwierzyńca.
Wskazuje w nim, że osoby pracujące w dosyć typowych godzinach (8–16 czy 9–17) nie będą mogły już liczyć na miejski transport. „A nawet jeżeli ktoś trochę wcześniej kończy zmianę to może zapomnieć o zrobieniu zakupów po pracy” – zauważa radny. I dodaje: „Trudno jest zrozumieć, jakimi kryteriami kierowano się wybierając godziny kursów. Autobusy i tramwaje nie będą już jeździć chwilę po 8 czy 16. Natomiast w samo południe, kiedy najwięcej ludzi jest w pracy, komunikacja ma działać na pełnych obrotach”.
„Mam świadomość, że kuriozalne i nieprzemyślane decyzje rządu stawiają w trudnym położeniu lokalne władze. Problematyczne jest chociażby uzależnienie maksymalnej liczby osób w pojazdach od miejsc siedzących, zamiast od powierzchni pojazdu, co postuluje wielu ekspertów.
Bez wątpienia władze miasta czeka teraz wiele trudnych decyzji. Jasne jest, że trzeba dostosować siatkę połączeń do obecnej sytuacji. Odnoszę jednak wrażenie, że do przeprowadzenia skomplikowanej operacji na żywym organizmie, jakim jest komunikacja zarządzający transportem zdecydowali się użyć topora zamiast skalpela” – kwituje list radny Kwarciak.
ZTP podkreśla, że zdaje sobie sprawę, że podjęte decyzje są “trudne i problematyczne. Zastrzega jednak, że zaproponowane rozwiązanie zostało wprowadzone na czas największych obostrzeń związanych z epidemią.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS