A A+ A++

Tekst o katastrofie smoleńskiej przypominamy w ramach cyklu „Wyborcza Classic”. Artykuł ukazał się 13 kwietnia 2010 r. w zielonogórskiej „Gazecie Wyborczej”. Więcej reportaży, wspomnień i artykułów z „Wyborczej Classic” znajdziesz – TUTAJ.

 Pani Urszula pokazuje nam program uroczystości 10 kwietnia 2010 r., w których miała wziąć udział na Cmentarzu Katyńskim Smoleńsk-Katyń. W nim znajdujemy dokładną rozpiskę, o której godzinie prezydent Lech Kaczyński miał przemówić, kiedy złożyć wieniec, udzielić wywiadu, wreszcie odlecieć.

Kto nie żyje? Co się właściwie stało?

– Nie mogę w to uwierzyć. Ciągle czuję, że to nie mogło się przytrafić prezydentowi i jego żonie. Wtedy wydawało mi się, że to jakiś koszmarny sen, z którego zaraz się przebudzę i ktoś mi powie coś optymistycznego – przypomina Malentowicz-Jaraszkiewicz. I opowiada, jaki był dla niej sobotni poranek 10 kwietnia 2010 r.

– Do Katynia przyjechałam rano. Tym samym pociągiem, w dwóch specjalnych wagonach jechali posłowie, m.in. Czarnecki i Macierewicz.

Przeszłam przez bramki, jak na lotnisku. Cały czas towarzyszył mi kolega, zielonogórski malarz Adam Bagiński. Ja pojechałam jako córka zamordowanego, on jako syn. Według programu tabliczki z nazwiskami naszych ojców mieliśmy odwiedzić dopiero po uroczystości. Ale ponieważ dotarliśmy trochę wcześniej, postanowiliśmy najpierw pójść udekorować tabliczki. Chwilę potem wróciliśmy na miejsce uroczystości. Pierwsze rzędy były już przygotowane dla prezydenta i jego małżonki. Panował mróz, wszyscy trzęśliśmy się z zimna. Nagle jakiś pan odebrał telefon. Cichym, spokojnym głosem powiedział: “Samolot prezydencki miał wypadek”. Zdenerwowałam się. Byłam przekonana, że to jakiś okrutny, głupi żart. “Co pan opowiada?” spytałam.

Wtedy zaczął się ruch. Redaktor Pospieszalski zaczął gdzieś biegać w popłochu, Macierewicz tak samo. Ksiądz ze Smoleńska rozpoczął odprawianie mszy. Nikt oficjalnie nie potwierdził tej przerażającej informacji. Duchowny powiedział tylko takie słowa: “Módlmy się za tych, którzy zginęli, i za tych, którzy cierpią i potrzebują pomocy”. Nic więcej. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było żadnych dowódców sił wojskowych, nie było przedstawicieli rządu. Ktoś położył na miejscach przeznaczonych dla pary prezydenckiej biało-czerwone flagi. Spojrzałam na Jolantę Szczypińską, bladą jak prześcieradło. I na zapłakaną twarz Beaty Kempy. Uświadomiłam sobie, że jakaś tragedia wydarzyła się na pewno. Szybko zaprowadzono nas z powrotem do pociągu. Wszystko trwało błyskawicznie.

Obiad zjedliśmy w siedem minut. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby w takim tempie podano posiłek dla 500 osób. A miał być obiad z prezydentem, z Marią Kaczyńską… Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w autokarze. Wyruszyliśmy pięć godzin wcześniej, niż planowano. Zewsząd dobiegały pytania: “Kto nie żyje? Co się właściwie stało?”. Cieszyliśmy się tylko z tego, że zdążyliśmy odwiedzić groby. To wszystko odbyło się, powiedziałabym, delikatnie. Bez paniki, bez okropnego szoku. Jestem przekonana, że do większości uczestników nie dotarło to, co się wydarzyło. Ktoś się głośno zastanawiał: “Dlaczego nie było wojskowych?”. Tam, na miejscu, nikt nas oficjalnie o niczym nie poinformował. Dopiero w pociągu uruchomiliśmy telefony komórkowe. Kolejne wieści otrzymywaliśmy już z Polski. Powrotna podróż przebiegła w ciszy. O ile wcześniej było gwarno, teraz ludzie ewentualnie cicho płakali. Harcerze mieli tabletki na uspokojenie, jak ktoś potrzebował… I tak dotarliśmy do Warszawy.

Cmentarz ładny, ale czuje się metafizyczność

13 kwietnia. Rosja przyznała się do Katynia. Na zdjęciu: cmentarz oficerów zamordowanych w Katyniu Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Ktoś powiedział, że katyńska ziemia jest dla Polaków przeklęta. Zgadzam się. Cmentarz jest bardzo ładny, ale… czuje się tam tę metafizyczność. Wystarczy spojrzeć na te drzewa, sosny. Tam ptaki nie śpiewają. Jest tylko głucha cisza. To naprawdę jest miejsce… święte? Nie wiem. Na pewno inne, dziwne. Stoisz i zastanawiasz się: co myślał mój ojciec? Czy idąc od tej bramy wejściowej wiedział?

Pojednanie z Rosją? Nieprędko, nie od ręki. I nie na zasadzie “my przepraszamy, wy wybaczacie”. Być może to ja jestem inaczej nastawiona. W końcu przez tyle lat walczyliśmy o wszystko, o to, żeby się czegokolwiek dowiedzieć. I cały czas mur, nie do przebicia. Naród rosyjski przez lata był karmiony inną historią. Tam wiedza o Katyniu jest nikła. Tragedia na pewno zmieni nastawienie Rosjan. Ale jeszcze za wcześnie na w pełni szczere gesty.

Pamiętam, kiedy w 1992 r. Jelcyn udostępnił dokumenty. Na listach zamordowanych był mój ojciec, Mieczysław Ornatowski. Miał 44 lata, kiedy został stracony w Katyniu. Był podpułkownikiem, zastępcą dowódcy Pułku Radiotelegraficznego w Warszawie. Później minister obrony Bogdan Klich mianował go pośmiertnie pułkownikiem, na wniosek prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Słabo pamiętam mojego ojca. Twarzy w ogóle. Może to zabrzmi śmieszne, banalnie, ale… przypominam sobie pewną sytuację. W naszym mieszkaniu na Żoliborzu w Warszawie był gabinet taty. Ojciec miał taki zwyczaj, że zawsze jak wracał do domu, siadał w fotelu i czytał gazetę. Zakładał nogę na nogę. Nosił wysokie, oficerskie buty. Huśtał mnie na nich. A ja się głowiłam, jak on potrafi czytać tak, żeby nie ruszać ustami. Miałam wtedy cztery lata.

Zarząd ZMP orzekł: jestem wrogiem klasowym

I stąd się bierze ta potrzeba odwiedzenia grobu w Katyniu. Byłam tam już trzy razy, w 1989 r., w 2000 r. i teraz. Pamiętam, jak na Wszystkich Świętych każdy szedł na groby bliskich. Nie było żadnych miejsc poświęconych Katyniowi, nic, żeby coś napisać, zapalić znicz. Ojciec istniał tylko w pamięci, nigdzie indziej. I nie wolno było puścić pary z ust, przyznać się, że zmarł w Katyniu. Trzeba było utrzymywać, że zginął gdzieś w czasie wojny. Jak chodziłam do szkoły, stale mi wytykali, że jestem córką sanacyjnego oficera. Zawsze byłam kimś gorszym. Któregoś dnia zwierzyłam się mamie. Skwitowała: to powiedz, że innego wojska wtedy nie było. Później, kiedy chodziłam do liceum, wydarzyła się taka sytuacja. Mój wychowawca, profesor polonistyki, wziął mnie na bok i powiedział dosadnie: “Słuchaj, jak ty chcesz iść na studia, to musisz się zapisać do ZMP. Bo inaczej to nie masz szans”. No to się zapisałam. Gdybym tego nie zrobiła, dziś wspominałabym lepszą młodość. To była straszna organizacja. Byłam pod stałą obserwacją, wiecznie musiałam składać jakąś samokrytykę, tłumaczyć się, przepraszać. Pewnego grudniowego dnia obchodziliśmy urodziny Stalina. Na jego cześć kazali mi biec w sztafecie. Panowała zima, mrozy, a ja ciągle chorowałam na anginy. Nie pobiegłam. Dostałam naganę z zarządu powiatowego ZMP, że jestem wrogiem klasowym, że jestem źle nastawiona do ustroju. Traktowali nas po prostu okropnie.

Od teraz Katyń będzie się kojarzył podwójnie

Kiedyś przyszło do nas pismo, że przyznają mi i mamie 60 zł. Cieszyłyśmy się, bo w domu się nie przelewało. Mama pracowała jako nauczycielka. Po trzech miesiącach odebrałyśmy kolejne pismo, tym razem z wiadomością, że pieniądze nam nie przysługują. Bo ojciec nie umarł za ojczyznę. Pieniądze nam zabrali.

Wrak prezydenckiego tupolewa w lesie nieopodal lotniska w Smoleńsku, 11 kwietnia 2010 r.Wrak prezydenckiego tupolewa w lesie nieopodal lotniska w Smoleńsku, 11 kwietnia 2010 r. FILIP KLIMASZEWSKI

Wie pani, teraz Katyń będzie mi się kojarzył podwójnie. Zostanie jeszcze większy cień. Cały czas mam przed oczami tę Warszawę Zachodnią w piątek. I pana Andrzeja Przewoźnika, który macha do nas na dworcu. I pozdrawia nas: “Do zobaczenia jutro”.

Już nigdy nie pojadę do Katynia. To jest jednak męczące. Nawet nie potrafiłabym dojść na ten cmentarz… Kojarzyłby mi się z tym, jak wychodziliśmy i byliśmy obciążeni tą straszną wiadomością. A i tak na sto procent nie wiedzieliśmy nic. Pożegnałam się już z ojcem, powiedziałam, że więcej go nie będę w stanie odwiedzić. Nie mam siły przeżywać tego po raz drugi. Nie wiem, ile czasu potrzebuję, żeby dojść do siebie.

* Urszula Malentowicz-Jaraszkiewcz

Rocznik 1935. Miała 5 lat, kiedy w Katyniu rozstrzelano jej ojca, podpułkownika Mieczysława Ornatowskiego. W 2007 r. minister obrony Bogdan Klich, na wniosek Prezydenta Lecha Kaczyńskiego mianował go pośmiertnie pułkownikiem. Las katyński odwiedziła wcześniej dwukrotnie, w 1989 r. (pierwsza pielgrzymka z Warszawy) i w 2000 r. (otwarcie cmentarza). Skończyła stomatologię na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Przez 42 lata pracowała jako stomatolog w Zielonej Górze, m.in. w Szpitalu Wojewódzkim

CZYTAJ TAKŻE: Jurek to był “wujek dobra rada” [ROCZNICA KATASTROFY SMOLEŃSKIEJ]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPortal na czas epidemii
Następny artykułProgram #GdyniaDlaMedyka – w trosce o bohaterów