A A+ A++

Wyborów prezydenckich 10 maja nikt do tej pory formalnie nie odwołał. Rządzące PiS jest zdeterminowane, aby wybory odbyły się w maju w formie tradycyjnej lub korespondencyjnej i w związku z tym nie wprowadza stanu klęski żywiołowej, który automatycznie przesuwałby ich termin.

Politycy nie wiedzą, kiedy i w jakiej formie te wybory się odbędą, ale procedury są nieubłagane i organy wyborcze oraz samorządy są nadal zobligowane, aby ich przestrzegać i przygotowywać się do wyborów. Zgodnie z terminarzem wyborczym 10 kwietnia mija termin, do kiedy komitety wyborcze oraz indywidualne osoby mogą zgłaszać się do pracy w obwodowych komisjach wyborczych. Za pracę w komisjach przy wyborach 10 maja można zarobić lepsze pieniądze niż w poprzednich. Przewodniczący komisji może zarobić 500 zł, jego zastępca 400, a szeregowy członek 350 zł.

Strach przed koronawirusem okazuje się jednak większy niż zachęta finansowa. Sprawdziliśmy, ile osób do pracy w komisjach zgłosiło się w kilku miastach na Pomorzu. Wniosek jest jeden: wszędzie brakuje co najmniej połowy osób wymaganych prawem.

Gdańsk. 70 proc. komisji bez swoich siedzib

W Gdańsku do obsadzenia jest 200 obwodowych komisji wyborczych. Zgodnie z prawem w każdej powinno pracować minimum 5 osób, ale zazwyczaj pracowało dwa razy tyle. Do obsadzenia wszystkich komisji i sprawnego liczenia głosów potrzeba więc około 2 tys. osób. Tymczasem do 9 kwietnia zgłosiło się ich dokładnie – 676.

– Do 10 kwietnia samorządowcy muszą wykonać kilka czynności wyborczych, m.in. utworzyć obwodowe komisje wyborcze i wydać w tej sprawie obwieszczenie wskazujące, gdzie zorganizowane będą obwody otwarte oraz zamknięte w szpitalach, areszcie czy domach pomocy społecznej – mówi prezydentka Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. – Jeszcze dziś wyślę do komisarza wyborczego w Gdańsku informację o tym, że w moim obwieszczeniu brakować będzie około 70 proc. siedzib obwodowych komisji wyborczych. Takie zgłoszenia otrzymałam od dyrektorów szkół i przedszkoli, gdzie zwyczajowo miały siedziby komisje wyborcze. A więc około 70 komisji nie będzie miało adresów.

Gdynia. Komitet Andrzeja Dudy zgłasza na ostatnią chwilę 118 swoich ludzi

W Gdyni do obsadzenia jest 118 komisji, w których powinno pracować co najmniej 590 osób (5 x 118). Tymczasem do 9 kwietnia zgłosiły się i potwierdziły chęć pracy w komisji 353 osoby. Swoich sympatyków wystawiły komitety: Andrzeja Placzyńskiego (2 osoby), Stanisława Żółtka (6), Wojciecha Podjackiego (1), Krzysztofa Bosaka (55), Władysława Kosiniaka-Kamysza (14).

Brakuje więc jeszcze prawie 300 osób, aby komisje mogły normalnie pracować.

– Sytuacja jest jednak dynamiczna, co chwilę rezygnują kolejne osoby, które wcześniej zgłosiły się do pracy w komisji. Z drugiej strony dostaliśmy jeszcze nieoficjalną informację, że komitet Andrzeja Dudy zgłosi 118 osób – mówi Agata Grzegorczyk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Gdyni.

Sopot. Mniej niż połowa wymaganych

W Sopocie powinno zostać obsadzonych 21 komisji wyborczych, czyli potrzeba minimum 105 osób. Tymczasem do czwartku trzy komitety wyborcze zgłosiły tam w sumie 30 osób oraz zgłosiło się 14 osób indywidualnie. Jest więc mniej niż połowa wymaganych prawem.

Słupsk. Zgłoszono 15 proc. potrzebnych ludzi

W Słupsku na wybory powołuje się 47 obwodowych komisji wyborczych, w których standardowo powinny pracować 454 osoby. Tymczasem do tej pory komitety wyborcze łącznie zgłosiły 69 osób. To raptem 15 proc. wymaganych, brakuje jeszcze 385 osób.

Kwidzyn. Mniej niż 10 proc. wymaganych

W 40-tysięcznym Kwidzynie do obsadzenia są 24 komisje, w których zwyczajowo zasiada 208 osób. Do czwartku zgłoszono ich jednak jedynie 20. To mniej niż 10 proc. wymaganych. Swoich ludzi zgłosiły tam jedynie komitety Mirosława Piotrowskiego (18) oraz Wojciecha Podjackiego (2).

Na wybory nie godzą się samorządy i lekarze  

Tradycyjne wybory prezydenckie prawdopodobnie nie odbędą się właśnie z tego powodu, że w czasach pandemii koronawirusa ludzie boją się zasiadać w komisjach wyborczych. Małgorzata Kidawa-Błońska zaapelowała o bojkot takich wyborów, a popierająca ją Koalicja Obywatelska w ogóle nie delegowała do komisji swoich sympatyków. Z kolei Lewica swoich sympatyków do udziału w wyborach ani nie mobilizowała, ani nie zniechęcała. – Zgłosiło się kilku naszych sympatyków, którzy powiedzieli, że się nie boją i pójdą do komisji, bo chcą patrzeć władzy na ręce – mówi poseł Marek Rutka, szef sztabu Lewicy na Pomorzu.

Problemem uniemożliwiającym przeprowadzenie wyborów 10 maja jest nie tylko brak chętnych do zasiadania w komisjach. Samorządy nie są w stanie zorganizować zamkniętych komisji np. w szpitalach czy domach pomocy społecznej, które albo obecnie nie funkcjonują, albo w bardzo ograniczonym zakresie.

– Dostałem właśnie oficjalne pismo od dyrekcji naszego szpitala powiatowego, w którym kategorycznie odmawia mi organizacji komisji wyborczej – mówi burmistrz Sztumu Leszek Tabor. – I co ja mam jej odpowiedzieć? Organizowanie wyborów w tym czasie to szaleństwo. Już dawno powinien być wprowadzony stan klęski żywiołowej, a wybory przesunięte. Samorządy apelują o to do władz już od kilku tygodni.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUnijne pożyczki dla Twojej firmy
Następny artykułSzyją maseczki i kombinezony