A A+ A++

– Jestem przekonany, że dzięki temu parę milionów osób, może nawet 3-4 mln osób, będzie bezpieczniejsze na rynku pracy – mówił premier Mateusz Morawiecki pod koniec marca, kiedy rząd wprowadzał tarczę antykryzysową.

Czytaj też: Takiej skali wygaszania działalności i zwolnień pracowników nie było od ponad dekady. A wszystko wskazuje, że to dopiero początek

Prezydent Andrzej Duda nazwał program „zabezpieczeniem dla gospodarki”. Kiedy projekt ustawy trafił do Sejmu, strona rządowa nie słuchała ani przedsiębiorców, ani opozycji. Poprawki tej drugiej odrzucono, twierdząc, że zrujnują budżet. Z kolei pracodawcy sygnalizowali, że w rządowej ustawie pominięta została kwestia pracowników młodocianych. Alarmowali, że brak jej uregulowania może wykluczyć wiele firm z ubiegania się o pomoc. Na nic. Ustawa przeszła w takiej formie, jak chciał rząd. Zaczęła obowiązywać 1 kwietnia.

Według przyjętej przez parlament ustawy na zwolnienie z płacenia składek ZUS mogli liczyć przedsiębiorcy, którzy prowadzą działalność gospodarczą i zatrudniają maksymalnie dziewięć osób (razem z pracodawcą), a także samozatrudnieni, których przychód nie przekracza trzykrotności średniego wynagrodzenia, czyli 15 681 zł.

Rządowa tarcza pominęła kwestię pracowników młodocianych. Według ustawy o przedsiębiorstwach nie są oni wliczani do średniego stanu zatrudnienia. Podlegają jednak obowiązkowemu ubezpieczeniu społecznemu. I właśnie te przepisy dla Zakładu Ubezpieczeń Społecznych są wiążące. – Jeśli przedsiębiorca zatrudnia siedmiu pracowników i trzech młodocianych, nie może liczyć na zwolnienie z płacenia składek. Według ZUS ma bowiem 10 osób, od których płaci składki i wypada z tarczy – wyjaśnia Anna Jackowska-Kiwit, prowadząca biuro rachunkowe w Mławie.

Czytaj też: „Mamy do czynienia z władzą, która przez pięć lat zagarniała co się dało i nagle okazuje się kompletnie bezradna”

Potwierdza to Ministerstwo. – Ustawa nie wyłącza młodocianych przy ustalaniu liczby ubezpieczonych. W ustawie nie ma mowy „o młodocianych” – informuje biuro prasowe Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

– To jakieś nieporozumienie. Przecież te osoby przyuczają się do zawodu. Często nie mają praktycznie żadnego wkładu w rozwój firmy – mówi Michał Jaros, poseł Koalicji Obywatelskiej.

Tarcza nie wspomina też nic o kobietach przebywających na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. – Przy ubieganiu się o zwolnienie z płacenia składek ZUS, przedsiębiorca musi je uwzględnić. Podam przykład. W firmie zatrudnionych jest 9 osób. Jedna z kobiet przebywa na urlopie macierzyńskim lub wychowawczym. Przedsiębiorca zatrudnił na zastępstwo inną osobę. Kiedy składa wniosek, musi wykazać 10 osób, mimo że jedna nie pracuje, bo przebywa na urlopie macierzyńskim lub wychowawczym – wyjaśnia Jackowska-Kiwit.

Jakby tego było mało Zakład Ubezpieczeń Społecznych przy składaniu wniosku o zwolnienie z płacenia składek, żąda od przedsiębiorców spełniania warunków wykraczających poza ustawę. Chce, by taka osoba nie zalegała ze składkami za ZUS na dzień 31 grudnia 2019 roku. Na jakiej podstawie, skoro ustawa nic o tym nie mówi?

– To wynika z komunikatu Komisji Europejskiej ws. pomocy publicznej – odpisuje ministerstwo i podsyła linki do stanowiska KE. Ten dokument dotyczy jednak pomocy dla spółek kapitałowych. Opisane są w nim wytyczne przyznania takim podmiotom pomocy publicznej. Nie ma tam ani słowa o mikroprzedsiębiorcach, ani tym bardziej o jakimkolwiek zaleganiu w opłatach na ubezpieczenie społeczne.

Poprosiliśmy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki społecznej o wskazanie konkretnych wytycznych Komisji Europejskiej, które dają prawo ZUS do warunkowania pomocy od niezalegania ze składkami. Nie otrzymaliśmy ich.

– Jeśli ktoś ma dług, nieważne w jakiej kwocie, na dzień 31 grudnia 2019 roku, nie będzie mógł liczyć na zwolnienie ze składek ZUS. Mam u siebie przedsiębiorcę, który złożył błędną deklarację do ZUS za listopad 2019 r. W styczniu wysłał korektę. Okazało się, że na dzień 31.03.2020 ma nadpłatę. Ale w systemie ZUS na dzień 31 grudnia 2019 roku widnieje jako osoba, która zalega ze składkami. Nie może liczyć na zwolnienie wynikające z tarczy i w odpowiedzi na złożony wniosek o umorzenie z pewnością otrzyma decyzję odmowną. Będzie przysługiwało mu odwołanie, jednak to zajmie kolejne dni, pozostawiając przedsiębiorcę w niepewności – mówi Jackowska-Kiwit.

W rządowej tarczy zabrakło też informacji o tym, kiedy ZUS rozpatrzy wniosek przedsiębiorcy o zwolnienie go z obowiązku płacenia składek. – Stanie się to po wpłynięciu do Zakładu deklaracji za maj, czyli po 11 czerwca 2020 roku – wyjaśnia Jackowska-Kiwit.

Pytane o to ministerstwo przyznaje, że wnioski będą rozpatrywane po wpłynięciu do ZUS dokumentów rozliczeniowych.

– Jeśli zatem przedsiębiorca składa wniosek o trzymiesięczne zawieszenie płacenia składek, to otrzyma decyzję ZUS dopiero w lipcu, bo Zakład będzie miał od 11 czerwca 30 dni na jej wydanie – wyjaśnia Jackowska-Kiwit.

I tutaj czeka na firmy kolejna pułapka. – Jeśli okaże się, że przedsiębiorca nie spełniał warunków ZUS, czyli miał jakąś zaległość na dzień 31 grudnia, to nie może korzystać z pomocy. Ale na tym nie koniec. Nie będzie miał prawa do zasiłku chorobowego, gdyby coś mu się stało, np. zachorował na koronawirusa. Poza tym, taka osoba musi liczyć się z koniecznością zapłaty całej kwoty za trzy miesiące wraz z odsetkami – mówi Jackowska-Kiwit.

– To absurdalne. Przedsiębiorca powinien wiedzieć, że dostanie tę ulgę. Nie może być tak, że musi czekać na decyzję ZUS i drżeć, czy za trzy miesiące urzędnicy powiedzą, że pomoc mu się nie należała i ma oddawać pieniądze, których i tak nie będzie miał – mówi Michał Jaros.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRynek kart graficznych powinien odżyć w drugiej połowie 2020 roku
Następny artykułKoronawrius to nie grypa, choć podobieństwa są