– Od dawna mamy opracowaną koncepcję wewnątrzkrajowych turniejów. Mamy na to środki. To samo planują zrobić Hiszpanie i Czesi. Jest szansa, że wystąpią w nich najlepsi nasi zawodnicy – o sytuacji polskiego tenisa w czasach pandemii mówi Mirosław Skrzypczyński, prezes Polskiego Związku Tenisowego.
Olgierd Kwiatkowski, Interia: W jaki sposób pandemia dotknęła polski tenis?
Mirosław Skrzypczyński, prezes Polskiego Związku Tenisowego: – W związku z wprowadzonymi ograniczeniami obiekty są nieczynne, zawodnicy nie mogą trenować i uczestniczyć w turniejach w Polsce i za granicą. Turnieje międzynarodowe zostały zawieszone przez ATP i WTA do 13 lipca. Tenisiści przygotowują się indywidualnie. Najlepsi w różnych miejscach świata. Hubert Hurkacz jest w USA, Ala Rosolska w Anglii, Iga Świątek uczy się do matury w Warszawie.
Czy już na pewno wiadomo, że nie odbędą się polskie challengery w Poznaniu i Sopocie, planowany turniej kobiecy w Warszawie oraz seria letnich turniejów ITF?
– Takie decyzje znajdują się w gestii międzynarodowej federacji. Realnie patrząc będzie problem, żeby ruszyć z turniejami tej rangi przed wrześniem. Odwołany przecież został Wimbledon. Cały harmonogram został naruszony. Nie wierzę, że będą się w tym czasie międzynarodowe turnieje. Jeżeli się uda na świecie wrócić do rywalizacji to może stanie się tak w połowie września. Chodzi o zagrożenie zdrowotne w związku z przemieszczaniem się zawodników i ich sztabów szkoleniowych między krajami. Tego nie unikniemy. Z naszego punktu widzenia stanowi to problem dla zawodowych graczy, którzy nie uzyskują dochodów. Dlatego próbujemy zorganizować wewnętrzne turnieje, gdzie zawodowcy też będą mogli zarobić.
Jak to miałoby wyglądać?
– Pracujemy nad tym od dłuższego czasu. Nie siedzieliśmy z założonymi rękami, nie czekaliśmy. Od dawna mamy opracowaną koncepcję wewnątrzkrajowych turniejów. Mamy na to środki. Czytam teraz, że to samo planują zrobić Hiszpanie i Czesi – turnieje tylko dla własnych zawodników. My wpadliśmy na ten pomysł wcześniej.
Byłby to cykl 10 turniejów zawodowych w Polsce. W tej sytuacji jest szansa, że wystąpią w nich najlepsi nasi zawodnicy. Turnieje zostałyby rozegrane w trochę zmienionej formule, która jest niezbędna, aby dostosować się do obecnej sytuacji – na przykład mecze będą skrócone do dwóch setów z super tie-breakiem w przypadku stanu 1:1, z sędziami z miejscowości, w której odbywa się turniej tak, aby ograniczyć przemieszczanie się. Na zakończenie cyklu rozegrane zostaną mistrzostwa Polski z rekordową pulą nagród w wysokości 200 tys. złotych. Nie zapominamy o turniejach młodzieżowych. Będą się odbywały równolegle z cyklem zawodowym.
Co z kosztami organizacji takich turniejów?
– Ciężar organizacji cyklu zawodowego weźmie na siebie Polski Związek Tenisowy. W zawodach młodzieżowych robimy wszystko, by maksymalnie ograniczyć koszty dla klubów. Wiemy, jaka jest sytuacja. Każdego dotyka lub dotknie kryzys.
PZT stać na taką pomoc finansową?
– Jesteśmy zabezpieczeni finansowo i organizacyjnie. Nie boimy się. Mamy wspaniałych partnerów i oszczędności, które pozwalają nam teraz normalnie działać. Nasi pracownicy pracują według dotychczasowych zasad, mogą czuć się bezpiecznie. Uważam to za nasz wielki sukces.
Sponsorzy, w tym główny partner Lotos nie ogranicza wydatków sponsoringowych?
– Możemy dalej liczyć na Lotos, wspiera nas Ministerstwo Sportu. Mamy innych sponsorów, którzy nas nie zostawili. Wielka sprawa, bo wiem, że wszystkim jest trudno.
Wiele klubów tenisowych, wielu trenerów klubowych nagle zostało pozbawionych możliwości działania, pracy, zarabiania. Czy PZT nie zamierza im w jakiś stanie pomóc?
– Nie jesteśmy w stanie w tej chwili pomóc klubom i trenerom. Utrzymujemy tylko trenerów kadr narodowych. Budżet mamy ograniczony. Kluby, które są często przedsięwzięciami prywatnymi mogą w takim wypadku korzystać z rządowego programu wsparcia. My pomagamy na razie stosując ulgi przy organizacji przyszłych turniejów. Pracujemy nad tym, aby wprowadzić kolejne elementy pomocy.
Może jednak wobec klubów tenisowych zalecenia nie powinny być aż tak surowe. Na korcie przebywają dwie osoby, w regulaminowej odległości od siebie. Wkrótce w Czechach i Austrii będzie można wrócić do gry w tenisa, w golfa, które uważa się za dyscypliny bezpieczne. Czy PZT nie powinien zgłosić podobnego postulatu do ministerstwa, żeby pomóc klubom i trenerom oraz zawodnikom?
– Staram się unikać takiego podejścia. Żeby zagrać na kortach czy polu golfowym to trzeba tam dojechać. A żeby dojechać, trzeba wyjść z domu, po drodze zatankować benzynę. W wielu tych przypadkach jesteśmy narażeni na styczność z ludźmi. Wszystko ma znaczenie. Uważam, że lepiej bezwzględnie odpuścić dwa miesiące grania, aby w trzecim miesiącu wrócić na kort, a nie dopiero za rok. Wiem, że wszyscy cierpią na tym, ale staram się do tego podejść restrykcyjnie. Trzeba się zdyscyplinować, bo jeżeli się nie zdyscyplinujemy, to nie wrócimy do normalności. Słyszę, że w Warszawie, w Łodzi policja musiała zamknąć korty. To nierozsądne działanie właścicieli, że musiało dojść do takiej sytuacji. Trzeba być konsekwentnym.
Kiedy realnie patrząc tenis w Polsce wróci do gry?
– Zakładamy, że to będzie koniec czerwca, może na początku lipca. Wcześniej, to będzie niemożliwe. Szykujemy się na taki termin i bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdyby się udało. Mamy już opracowany plan. Chcielibyśmy wprowadzić konsultacje i zgrupowania dla naszych kadr młodzieżowych, żeby młodzi polscy tenisiści w dobrych warunkach z dobrymi trenerami przygotowali się do tego i następnego sezonu. Myślimy o przyszłości polskiego tenisa.
Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS