Węglowa wojna domowa
Przed wojną w poddonieckiej Makiejewce, na terenie niedziałającej od lat fabryki tekstyliów Makteks, działała płoszczadka, czyli skład węgla z nielegalnych kopalń. Surowiec zwożono tam ciężarówkami, ładowano na wagony – za komuny bocznicę doprowadzono prosto do fabryki – i odprawiano w świat. W sierpniu 2014 roku dawny Makteks przejął dowódca batalionu o nazwie Somali Mychajło Tołstych, znany jako “Giwi”. Właściciel płoszczadki uciekł, porzuciwszy czarne zwały węgla i sprzęt. Na ogromnym terytorium fabryki urządzono bazę remontową czołgów. Z każdego naprawionego egzemplarza separatyści strzelali, by przetestować jego sprawność – paręset metrów od niewielkiego osiedla mieszkaniowego.
Makteks znów zaczął działać jako baza przeładunkowa – tym razem dla majątku rozgrabionego w okolicy przez bojowników z batalionu Somali. Złom, w tym uszkodzony sprzęt wojskowy, którego nie dało się przywrócić do życia, armatura, sprzęt wyniesiony z biur z okolic donieckiego lotniska. Na złom rozebrano nawet bocznicę aż do samego ogrodzenia Makteksu. Właściciel dawnej płoszczadki wykupił swój sprzęt. Giwi zginął w lutym 2018 roku we własnym biurze, w które strzelono z rakietowego miotacza ognia typu Szmiel (trzmiel). Jego portret na pogrzebie niósł osobiście Ołeksandr Tymofejew, kurator branży węglowej w DRL. Batalion Somali do dziś stacjonuje na terenie Makteksu.
Historię podobną do tej opowiedzianej nam przez świadka wydarzeń w Makteksie opisał Władisław Surkow, który w imieniu Kremla pilotował projekt donbaskiego separatyzmu. Surkowowi wyraźnie nie wystarcza rola szarej eminencji rosyjskiej polityki. Ma ambicje literackie, ale nie wypada mu publikować pod własnym nazwiskiem, więc pisze pod pseudonimem Natan Dubowicki. To nazwisko panieńskie jego żony Natalji. Tożsamość autora jest tajemnicą poliszynela, ale pozory są zachowane. W opowiadaniu Podrażanije Gomieru [Udawanie Homera] można wyczytać sporo o realiach w DRL/ŁRL:
– Oblężenie Doniecka pamiętasz? Cieszyliście się, jak wszedł do miasta? Może i tak. Tyle że krótko. Potem, przypomnij sobie, przypomnij, siłą wyciągaliśmy go z miasta, taki tam burdel urządziła jego banda… Rozboje, pijaństwo… Parchów wszystkich zgwałcili, baby ograbili… To znaczy odwrotnie. Ale, k…, nieważne. Krótko mówiąc, przypomnij sobie to wszystko. Ledwo ich wywieźliśmy. Trzeba było armaty na ich bazę zawieźć, a i to nie pomogło. Kupiliśmy go w końcu; specjalnie szukaliśmy, co by mu dać, żeby przynosiło jak największy zysk, było jak najbardziej kuszące, a przede wszystkim jak najdalej od miasta. A ten jeszcze marudził: tego nie chcę, tamtego nie chcę, będzie mało… Zakłady mięsne mu oddaliśmy, największe w regionie, do tego wyprosił trzy worki pieniędzy plus wagon broni. Dopiero wtedy stąd spieprzył… książę duński, k…, cwel hamburski…
– No dobra, dowódco, wtedy wszyscy grabili, i nasi, i ukry…
– Mało tego, po tygodniu ogłosił teren zakładów mięsnych Nowoukraińską Republiką Demokratyczną, a siebie, k…, jej prezydentem. I odmawiał wojowania z ukrami, dopóki nie uznamy, k…, tego jego kiełbasianego państwa i nie zawrzemy umowy o bezpieczeństwie zbiorowym. I kiedy my na froncie zdychaliśmy, on na tyłach ze swoją bandą się woził, kopanki przejmował… I tyle, wieczór wspomnień skończony… Sam tu przylazł, niech się sam wykręca. Długo znosiłem jego wymysły, chciałem po dobroci przemówić do rozumu. Nie trzeba było po dobroci. Wróci żywy, pójdzie pod trybunał. Zabiją – sam sobie winien, tędy jego droga.
Prezydent Nowoukraińskiej Republiki Demokratycznej z opowiadania Surkowa trochę przypomina Giwiego, a trochę skonfliktowanego z przywódcą ŁRL Ihorem Płotnyckim Pawła Driomowa, który zarządzał Stachanowem. Ataman Dońskiego Wojska Kozackiego, w cywilu kamieniarz. We wrześniu 2014 roku Driomow ogłosił nawet wyjście miasta ze składu republiki i utworzenie wolnego ośrodka o oficjalnej nazwie Kozaczyzna Gwardii Ludowej Miasta Stachanow.
Przyczyna sporów? Niezadowolenie, że Płotnycki nie dopuszcza go do zysków z handlu węglem. W grudniu 2014 roku Driomow oskarżył przywódcę ŁRL o grzech śmiertelny: współpracę z Kijowem.
– Na stacji Sentianiwka stoi aresztowany węgiel, który według dokumentów jest żużlem. Ale tak naprawdę to tak zwany antracyt siódemka, który kosztuje trzy razy więcej. Odbiorca: miasto Chersoń. Potem wszystko idzie na Odessę. Schemat jest bardzo prosty: ładuje się go na statek, wywozi w morze, zawraca się i zachodzi ponownie do portu pod szyldem węgla z Południowej Afryki. Jeśli wychodzą wagony z węglem, to pieniądze powinny trafiać do państwa. Chciałbym spytać, gdzie one są – dowodził Driomow w listopadzie 2014 roku.
Rok później ktoś podłożył bombę pod jego land rovera. Driomow zginął w drodze na poprawiny po własnym weselu.
Odessa to ciekawy trop z uwagi na samą specyfikę tego miasta, którego potęga budowała się właśnie na handlu – i kontrabandzie. W osiemnastowiecznym centrum działa nawet muzeum przemytu, a jego właściciel Ołeksandr Otdielnow właściwie nie kryje dumy z tej miejskiej tradycji. Wszystko zaczęło się w XIX wieku, gdy port otrzymał status porto franco, czyli strefy wolnocłowej. Wywóz alkoholu poza miasto był prosty – wystarczało wyryć podkop, przejść za fosę i posterunki celników, by otrzymać nagrodę – wielokrotne przebicie. Katakumby pod Odessą należą dziś do najdłuższych na świecie.
W ten sposób złodzieje wdarli się nawet do piwnic wytwórni koniaku Szustowa. Tunel odkryto po wielu dekadach. Żydowskie powiedzenie lebn wi Got in Odes, żyć jak Bóg w Odessie, nabrało nowego znaczenia. A gdy w 2014 roku próbowano zorganizować tu prokremlowską rebelię, na chwilę wróciło hasło powrotu do porto franco. Jeden z przedstawicieli prorosyjskiej części elit, publicysta Jurij Tkaczow, tłumaczył nam wtedy, że absurdem jest oskarżanie zwolenników porto franco o separatyzm, bo “jeszcze nie słyszał, żeby jakiś sklep duty-free ogłosił niepodległość”.
– Przez pierwsze dwa lata po rewolucji godności udawało nam się trzymać port w ryzach. Potem przemytnicy znów zaczęli szumieć – mówił nam jeden z tamtejszych działaczy.
“Dwa lata po” oznaczałyby okolice 2016 roku. Właśnie wtedy przybrał na sile eksport donieckiego węgla. Potwierdziły się dawne słowa Wiktora Janukowycza, że “jeśli Kijów to barometr kraju, Odessa jest jego kompasem”. Tymczasem na Donbasie los osób z branży węglowej zależał już wtedy od widzimisię watażków. Rosyjski “RBK” relacjonuje scenę z narady pod przewodnictwem Ołeksandra Zacharczenki:
– A gdzie jest nasz przodujący dyrektor kopalni Trudiwśka? – spytał lider DRL.
– Serhija Mykołajowycza wczoraj zabrano do piwnicy [tak określa się areszty prowadzone przez bezpiekę DRL/ŁRL – przyp. aut.], przedstawiając zarzuty nielegalnego posiadania broni i fałszowania dokumentów – odpowiedział wiceminister przemysłu węglowego Ołeksandr Potapenko.
– Pewnie pomyłka. Zadzwonić do “Topaza” [jednego z komendantów polowych – przyp. aut.], niech go wypuści – rozkazał Zacharczenko.
Światło dzienne ujrzał też areszt ministra paliw, energetyki i przemysłu węglowego ŁRL Dmytra Lamina. 17 października 2015 roku do jego domu w Ługańsku weszło około dziesięciu uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy ługańskiej bezpieki. Cała akcja była filmowana przez propagandystów z agencji News Front, a jej ośmiominutowy skrót – opublikowany w internecie. Funkcjonariusze z karabinami trzymanymi na piersiach – na wzór rosyjskiego specnazu – blokują drogę, a ich koledzy przeskakują przez ogrodzenie.
Pada kilka strzałów. Cięcie. Na dywanie między krzesłem a kanapą leży facet w spodniach moro i naciągniętym na głowę kapturze. To osobisty ochroniarz Lamina.
– Gdzie minister? – pada pytanie zza kadru.
– Na pierwszym piętrze domu. Z żoną – odpowiada posłusznie ochroniarz.
Kamerzysta idzie po schodach na górę. W przedpokoju na piętrze leży dwóch mężczyzn w gaciach z koszulkami naciągniętymi na głowy i trzeci cały w moro. Są skuci kajdankami. Na podłodze widać krew. Bezpieczniacy mają wypastowane buty i puchowe kurtki. Październik na Donbasie bywa chłodny.
– Który to Lamin Dmytro? – pada pytanie do trzech zakrwawionych.
– Ja. – Gość w niebieskim T-shircie założonym na głowę lekko unosi rękę.
Funkcjonariusz go rozkuwa i ostrożnie podnosi z podłogi. Minister mocno krwawi z nosa. Prowadzą go do pokoju.
– O, akurat jest taborecik – ocenia fachowym okiem polowe warunki jeden z bezpieczniaków.
Cięcie. Gość w czarnej puchówce z misiem odczytuje Laminowi postanowienie o zgodzie Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ŁRL na przeszukanie jego domu. Minister trzyma ręce na głowie i dalej ma podkoszulek na twarzy, co wywołało na ługańskich forach internetowych podejrzenia, że to wcale nie minister, tylko jakaś inscenizacja. Z postanowienia wynika, że resort za pieniądze wydawał różne licencje i zgody, w tym na wydobycie, wzbogacanie i handel węglem kamiennym, firmom, które nie przedstawiały wszystkich wymaganych dokumentów.
Cięcie. Kobieta – pewnie żona – próbuje zatamować krew, która wciąż płynie z rozbitego łuku brwiowego Lamina. Przez chwilę dokładnie widać, że całą koszulkę ma poplamioną na ciemnoczerwono.
Cięcie. Na podłodze leżą plecak Adidasa, cztery magazynki i dwa granaty.
Cięcie. Jest już po zmierzchu, skuty z tyłu facet w dżinsach leży twarzą w trawie. Ktoś odwraca go butem i świeci mu latarką w oczy.
Cięcie. Lamin jest prowadzony do białego busa bezpieki.
Resort bezpieczeństwa, na którego czele stał wtedy Łeonid Pasicznyk, oświadczył, że od stycznia do września 2015 roku Lamin miał przez podstawione firmy nielegalnie sprzedać na Ukrainę 3,3 miliona ton węgla, czyli 88 procent całego wydobycia ŁRL. W domu jego ochroniarza miano znaleźć 800 tysięcy dolarów w gotówce. Firmy nie odprowadzały podatków, a polityk – jak podała bezpieka – “wykonywał polecenia kryminalnych autorytetów zajmujących się przemytem węgla”.
Tym kryminalnym autorytetem miał być rzekomo Iwan Awramow, przed wojną związany z otoczeniem Janukowycza. Pochodzący z Odessy Awramow już przed wybuchem wojny faktycznie kontrolował dużą część przemysłu węglowego na Donbasie, ze szczególnym uwzględnieniem zakładów wzbogacania surowca, ale nie był samodzielną figurą. Według ukraińskich mediów zarządzał biznesem w imieniu Jurija Iwaniuszczenki, deputowanego Partii Regionów, którego nazywano łącznikiem Janukowycza z półświatkiem. Miał nalaną twarz i tytuł konsula honorowego Bułgarii w Doniecku.
Więcej historii z Donbasu, Ukrainy, a przede wszystkim – o antracycie, w książce Karoliny Bacy-Pogorzelskiej i Michała Potockiego “Czarne złoto” wydanej przez Wydawnictwo Czarne (z podlinkowaniem do strony książki). Premiera 8 kwietnia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS