Do nie dawna pogoda, uśmiechnięta, zadowolona z życia. Niemalże z dnia na dzień zmieniło się życie 37-letniej, kiedy pojawiła się choroba. Mama dwóch nastoletnich córek nie walczy o zdrowie, ale o życie. Bardzo pilnie potrzebna jest dla niej krew.
Malutkim kroczkami stan zdrowia pani Anny stabilizuje się, ale jak mówią lekarze jej przypadek jest wciąż bardzo ciężki i nie sprowadza się wyłącznie do leczenia, ale heroicznej walki o życie.
Problemy zdrowotne 37-letniej kobiet zaczęły się w pierwszej połowie marca i na nieszczęście zbiegły się z panującą pandemią koronawirusa, co nie poprawia sytuacji chorej kobiety i jej rodziny.
– Jeszcze zanim zostały zawieszone zajęcia w szkole, żona czuła się coraz gorzej. Nie skarżyła się na jakieś bóle, ale zmieniła się na twarzy, skóra zaczęła żółknąć, na co zwrócili uwagę inni. Ponieważ pracowałem w delegacji, kazałem jej natychmiast iść do lekarza. W przychodni dostała od ręki skierowanie do szpitala, gdzie pojechała następnego dnia. Nie została jednak przyjęta z powodu braku miejsca na oddziale zakaźnym – opowiada pan Leszek mąż pani Anny, dodając, że było to jeszcze przed pandemią. – Za dwa dni był telefon z zakaźnego, żeby się stawić na oddział następnego dnia. Ponieważ zbiegło się to w czasie z przekształceniem szpitala w Starachowicach w szpital zakaźny, żona nie została przyjęta. Te kilka dni zaważyły na jej zdrowiu i życiu. Okazało się, że doszło do zapalenia wątroby i przewodu żółciowego. Żona trafiła na oddział wewnętrzny skarżyskiego szpitala, gdzie przebywa od trzech tygodni. Już trzykrotnie miała przetaczaną krew, gdyż cały czas ma gorączkę a stan zapalny nie ustępuje. Niewydolne stały się nerki. Prze tydzień praktycznie nie było z nią kontaktu. Lekarze obawiali się, żeby nie zapadłą w śpiączkę. Lekarz, który zajął się nią bardzo troskliwie powiedział, że „nie leczmy pana żony, ale ratujemy jej życie”. Nogi mi się ugięły. Jak stałem, usiadłem sobie, słysząc te słowa. Mamy dwoje dzieci, dwie małe córki (11 i 12 lat), do tego mam pod opieką starszych rodziców. Nagle z dnia na dzień musiałem zająć się domem. Teraz jestem na opiece, ale co dalej nie wiem.
Jak mówi pan Leszek, sytuacja minimalnie się poprawia, ale przed panią Anną wciąż jeszcze długi pobyt w szpitalu. To, co w tej chwili najbardziej potrzebne, to krew.
– Nieważne, jakiej grupy. Tylko skąd tą krew brać? I jest problem z jej oddaniem, bo trzeba jechać aż do Kielc, w Starachowicach nie ma możliwości oddać, w Skarżysku -Kam. również – mówi pan Leszek. – Jestem załamany tą całą sytuacją, jest naprawdę ciężko, trudno załatwić jakiekolwiek formalności, ta sytuacja związana z koronawirusem nie pomaga. Odwiedzin nie ma szpitalu, z żoną mam tylko kontakt telefoniczny.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS