A A+ A++

Remont starych przestrzeni to zawsze niespodzianka. Przede wszystkim dlatego, że praca ze starą tkanką architektoniczną wymaga niezwykłego wyczucia i ostrożności. Przekonała się o tym Agnieszka Komorowska-Różycka, która przy wsparciu wspólniczki z pracowni Nasciturus design – Katarzyny Kiełek – nadała drugie życie mieszkaniu w kamienicy z początku XX wieku. Zobaczcie jak wygląda wnętrze.

Autor: housemarket.pl 07 kwietnia 2020 14:53

Warszawa skrywa architektoniczne perełki. Mieszkania pachnące secesją, imponująco wysokie, zalane słońcem, z kunsztownymi detalami – stolarką, piecami kaflowymi czy sztukaterią. Czasem można się na nie natknąć wśród anonsów o sprzedaży nieruchomości. Takie właśnie jest to wnętrze – klimatyczne i stylowe oraz pełne ciekawych detalu. Mieszkanie dzięki pracy projektantek z Nasciturus design zyskało nowe życie. Pracownia Nasciturus design działa już 15 lat, ale faktycznie to mieszkanie skradło serca projektantek i sprawiło, że na dobre pokochały wnętrzarskie rewitalizacje.

Zanim Agnieszka Komorowska-Różycka i Katarzyna Kiełek rozpoczęły trwającą 1,5 roku przygodę z mieszkaniem na warszawskim Śródmieściu, ich pracownia specjalizowała się we wnętrzach industrialnych. Beton, stal, szkło były ich znakiem rozpoznawczym. Wdrapując się po schodach zabytkowej klatki schodowej na 3 piętro kamienicy z 1904 roku, poczuły jednak że ich ukochany dotychczas język przestaje być adekwatny. Oddychały klimatem starej Warszawy, wyczuwały jej dawny splendor i zapragnęły odkurzyć to, co pozostało z tego blasku. Nie chciały poprzestać na poprawnym odrestaurowaniu przestrzeni, stworzeniu estetycznego skansenu. Postanowiły uchwycić w projekcie ducha metropolii, którą znają i kochają; zaprojektować nową jakość, która będzie się wyłaniać w rozmowie tego, co stare, z tym, co nowoczesne.

Zresztą nie wszystko, co zastały na miejscu było do zaakceptowania. Zmieniły się pewne standardy, dlatego na pierwszy ogień poszedł układ funkcjonalny mieszkania, który trzeba było koniecznie uwspółcześnić. W oryginalnym planie 120-metrowa przestrzeń była podzielona na kilka malutkich pomieszczeń, wyodrębnionych między innymi z myślą o służbie. Projektantki połączyły je w jedną strefę dzienną złożoną z kuchni, jadalni i salonu z sąsiadującą z nimi łazienką gościnną oraz strefę intymną gospodarzy, na którą złożyły się duża sypialnia z otwartym na nią salonem kąpielowym.

Projektantki do dziś z uśmiechem wspominają akcję transportową podciągu, który okazał się niezbędny, by wzmocnić łukowaty strop po wyburzeniach. Wnoszenie 6-metrowej belki po schodach wymagało niemałej ekwilibrystyki. Bardzo żmudnym i pracochłonnym zajęciem było również skuwanie głuchych tynków i kładzenie nowych. Najmilszym etapem tego procesu było odkrycie pięknej, przedwojennej cegły, która została wyeksponowana na jednej z reprezentacyjnych ścian.
Z dużą czułością przyjrzały się także stolarce. O ile oryginalną udało się uratować (została wyposażona w nowoczesne klamki Linea Cala), o tyle okna niestety trzeba było wymienić. Sztukaterie – charakterystyczne dla stylu epoki – stały się jednym z motywów przewodnich apartamentu.

Kunsztowne wzory ozdobiły ściany i ich zwieńczenie z sufitem. Dyskretny i kunsztowny wzór projektantki wprowadziły też na frontach minimalistycznej zabudowy w kuchni. Spiżarnia wyłożona eleganckim fornirem i podświetlana ma wewnątrz mnóstwo półek i szafek cargo. Sprytnych rozwiązań jest zresztą w kuchni więcej – na wyspie zainstalowano płytę kuchenną Bora z wyciągiem umieszczonym między polami grzewczymi, a przy zlewie – baterię Franke, która składa się i chowa, nie zakłócając, gdy to nie jest potrzebne, czystych linii.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFirmy rodzinne apelują w sprawie tarczy: Propozycje rządu odbiegają od potrzeb biznesu
Następny artykułProf. Michał Kaczmarczyk: Politycy nie słuchają naukowców. Nie tylko epidemiologów i lekarzy