A A+ A++

Piotr (imię zostało zmienione) jest lekarzem w jednym z gdańskich szpitali. U jednego z pacjentów, którymi się opiekował, w siódmej dobie pobytu w szpitalu, rozpoznano zakażenie koronawirusem.

Z racji podejrzenia zachorowania u każdej z osób, które były w kontakcie z pacjentem, pobrano wymaz do przeprowadzenia testu i odsunięto je od pracy, żeby nie stwarzały zagrożenia. Przypadek zgłoszono też do sanepidu.

– Postanowiłem czekać, aż sanepid sam się zgłosi. Inni dzwonili, ale jedyna informacja, którą otrzymywali, to to, że w sumie nic nie wiadomo. Chcieli dowiedzieć się, czy są objęci kwarantanną, czy tylko nadzorem sanitarno-epidemiologicznym, co oznacza, że np. mogą wychodzić z domu – opowiada lekarz.

Sanepid zadzwonił do niego po kilku godzinach. Zebrano wywiad epidemiologiczny, pytano m.in. o to, jak wyglądał jego kontakt z pacjentem.

– Zostałem poinformowany, że jestem w kwarantannie i mam siedzieć w domu aż do uzyskania ujemnego wyniku testu na obecność koronawirusa. Kobieta poprosiła mnie o adres e-mailowy, powiedziała, że zaraz wyśle do mnie pismo urzędowe o tym, że zostałem objęty kwarantanną – mówi lekarz. Wiadomość z wojewódzkiej stacji sanitarno-epidemiologicznej nie przyszła. Po 24 godzinach Piotr zadzwonił podpytać, co z pismem. Trafił na nową osobę, znowu więc opisał sytuację, w której się znalazł.

– Usłyszałem, że nie jestem w żadnej kwarantannie. Pani powiedziała tylko, że w takim wypadku mogę sobie zostać w domu. Na pytanie o pismo powiedziała, że nie widzi takiej potrzeby, żeby mi je wysyłać, a przecież do tego, żeby być w kwarantannie, niezbędny jest papier, to jest postępowanie prowadzone z urzędu – mówi gdański lekarz.

Piotr nie był oficjalnie na kwarantannie – podobnie jak kilku innych lekarzy specjalistów – tymczasem na przymusowe czasowe odosobnienie trafił na przykład stażysta, który nie miał dużego kontaktu z zakażonym pacjentem.

– Rozmawiałem dziś z kolegą, który ledwo co otarł się o zakażonego, i jego też wysłano na kwarantannę, a wielu z nas, którzy bezpośrednio opiekowaliśmy się pacjentem, nie – opowiada lekarz.

Sanepid dzwoni po dwóch dniach

Następne dni lekarz spędził w domu. W międzyczasie dowiedział się, że jego wynik jest negatywny. Dowiedział się, bo jego kierownik dręczył swojego kierownika, żeby ten dowiedział się w sanepidzie, czy lekarz może wrócić do pracy. Przecież każda para rąk jest teraz na wagę złota. Zresztą czas oczekiwania na wyniki lekarzy, którzy mieli możliwość zakażenia się koronawirusem, miał zostać skrócony właśnie po to, żeby zachować ciągłość pracy i żeby personel mógł jak najszybciej do niej wrócić.

Dopiero dwa dni po tym, jak wyniki Piotra były już znane, zadzwonił do niego sanepid z informacją, że nie ma koronawirusa.

– Jednego dnia rozmawiam z kimś i mówi mi, że jestem na kwarantannie, następnego dnia słyszę, że już nie. Sanepid o wynikach informuje mnie dwa dni później, a gdybym się wcześniej nie dowiedział drogą na okrągło, to kolejne dni spędziłbym w domu, zamiast pracować… Mam wrażenie, że w sanepidzie nikt nad niczym nie panuje, jest tam ogromny bałagan – podsumowuje lekarz.

Sanepid odpowiada

Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Gdańsku podkreśla, że na podstawie informacji przedstawionych przez lekarza “nie można zweryfikować czy opisana przez niego sytuacja rzeczywiście miała miejsce i ewentualnie, jaki był jej faktyczny przebieg”.

– Lekarz, który udzielał zakażonemu pacjentowi świadczeń medycznych, powinien zostać ujęty przez dyrekcję szpitala na liście przekazywanej inspektorowi sanitarnemu. W przypadku pominięcia takiej osoby, powinna ona niezwłocznie wyjaśnić to ze swoimi przełożonymi, a w dalszej kolejności powiadomić stację sanitarno – epidemiologiczną. Każdy taki przypadek jest szczegółowo weryfikowany i wyjaśniany z dyrekcją szpitala, która ma pełną wiedzę na temat leczenia pacjenta – mówi Anna Obuchowska, zastępczyni PPWIS i rzeczniczka prasowa, powołując się na informację od PPIS. 

Zdaniem Powiatowego Inspektora Sanitarnego, w przedstawionej przez lekarza sprawie, “wątpliwości budzi kto i dlaczego zlecił pobranie od lekarza materiału do badań laboratoryjnych w kierunku SARS CoV-2 pomimo, że nie był objęty kwarantanną”.

– Bez szczegółowych danych nie można jednak odnieść się do przedstawionych w tekście informacji, ocenić ich autentyczności i ustalić rzeczywistego przebiegu zdarzeń – kończy Obuchowska. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł[QUIZ] #zostańwdomu i sprawdź, czy wiesz, co to za miejsce – część 2!
Następny artykułPodając się za pracowników wodociągów okradali starsze osoby