Wykorzystując zagrożenie wirusem, Turcja chce przejąć wart miliardy zł rynek transportowy.
Przewoźnicy domagają się od rządu pilnego zamknięcia polskich granic dla tureckich ciężarówek. W przeciwnym wypadku grozi im wypadnięcie z rynku polsko-tureckich przewozów drogowych.
Tureckich kierowców wirus się nie czepia
Turcja 22 marca jednostronnie zakazała wjazdu ciężarówkom z 66 krajów. Jako powód wprowadzenia ograniczeń Stambuł podaje pandemię. Wytłumaczenie jest jednak naciągane, bo na liście nie ma Bułgarii, Rumunii, Słowacji, Białorusi. W obie strony swobodnie mogą jeździć kierowcy tureccy. Nie ma uzasadnienia założenie, że zarazę roznoszą tylko kierowcy z wymienionych krajów, a tureccy już nie.
Polski przewoźnik uważa, że doszło do otwartej wojny. – Turcy pod osłoną wirusa przejmują rynek przewozów – twierdzi przedsiębiorca, który prosi o anonimowość, ponieważ obawia się reakcji tureckich służb. – Potrafią być bardzo przykre i złośliwe jeśli coś im się nie podoba – wyjaśnia przedsiębiorca.
Czytaj więcej w: http://Turcja pozostanie zamknięta dla polskich ciężarówek
Przypomina, że zaledwie na początku marca jadłodajnie dla kierowców i toalety były normalnie otwarte. Od piątku 27 marca nagle wszystko jest pozamykane i szerzy się „panika”, czyli nieczynne są przydrożne knajpy, toalety, a władze wprowadziły zakaz wjazdu dla obcych przewoźników. – Taka jest psychoza, że podczas jednego załadunku mierzono mi 8-krotnie temperaturę – podkreśla kierowca.
Konieczna natychmiastowa blokada
Firmy transportowe twierdzą, że wirus stanowi jedynie alibi dla przejęcia polskiego rynku. Uważają, że wszelkie rozmowy, jak np. ostatnia telefoniczna pomiędzy ministrami spraw zagranicznych są jedynie mydleniem oczu.
Wskazują na dobry przykład Bułgarii, która po wprowadzeniu tureckiego zakazu natychmiast odpowiedziała tym samym. Już po dwóch godzinach Stambuł zezwolił na wjazd bułgarskich ciężarówek. – To samo powinna jak najszybciej zrobić Polska. Rząd, zamiast gadać o miliardowej pomocy z kieszeni podatnika, powinien podjąć administracyjne działania, które nic nie kosztują – podkreśla prezes jednej z firm przewozowych.
Czytaj więcej w: http://Kolej już wozi żywność do Chin
Polski rynek transportowy od kilku lat znajduje się na celowniku tureckich przedsiębiorców. Dzięki dewaluacji liry przejęli go. Branża ocenia, że nawet w przypadku polskich fabryk gestia transportowa znajduje się w 95 proc. po stronie tureckiej. – W ostatnich kilku latach ceny za przewozy do Turcji zmalały od 15 do 20 proc. Dochodzi do tego, że bardziej opłaca się jechać z ładunkiem z Polski do Bukaresztu i następnie na pusto po ładunek z Turcji, niż za te same pieniądze jechać z ładunkiem z Polski do Stambułu – porównuje przedsiębiorca.
Gra idzie o miliardy zł
Przewozy pomiędzy Polską i Turcją mają wartość ponad 3 mld zł. W imporcie firmy tureckie wykonują 60 proc. przewozów, natomiast w eksporcie 70 proc.
Przewoźnicy szacują, że ciężarówek na tej trasie są tysiące rocznie. – Trudno to stwierdzić, bo przewozy dwustronne nie są objęte zezwoleniami. Polska otrzymuje 10 tys. zezwoleń na tranzyt oraz 4 tys. zezwoleń na wjazd na pusto i na kraje trzecie, a resztę potrzeb uzupełnia się zezwoleniami EKMT – wyjaśnia Tadeusz Wilk ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Podkreśla, że zezwolenia EKMT nie pozwalają na wykonywanie wszystkich operacji, np. nie pozwala na przewóz ładunków z Turcji do kraju trzeciego, np. do Iranu lub na Bliski Wschód.
Bilans obrotów Polski z Turcją jest ujemny od 2017 roku. W kolejnym sięgnął 1,3 mld euro na korzyść Turcji, przy polskim eksporcie wartym 2,5 mld euro.
Artykuł Turcja wypowiedziała wojnę transportową pochodzi z serwisu logistyka.rp.pl.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS