Z powodu koronawirusa zajęcia w szkołach zawieszone są od 12 kwietnia. Od początku szkoły organizują uczniom kształcenie zdalne, ale dopiero od środy muszą to robić obowiązkowo. Problem w tym, że nauczyciele nie są do tego przygotowani ani merytorycznie, ani sprzętowo.
Poważne problemy ze zdalnym nauczaniem pojawiły się w środę rano, gdy padł Librus, elektroniczny dziennik, z którego korzysta prawie połowa szkół w Polsce. Za pośrednictwem e-dzienników nauczyciele wysyłali uczniom zadania do wykonania w domu i mogli wystawiać oceny, ale serwery nie wytrzymały.
– Wzrosty, z którymi się mierzymy, to nie kilkaset procent, a kilka tysięcy procent. Prosimy o wyrozumiałość. Nasi ludzie pracują non stop, podobnie jak służba zdrowia – tłumaczył Marcin Kempka, prezes katowickiej spółki Librus.
Wkrótce podobne kłopoty dotknęły Vulcana, drugiego najpopularniejszego w Polsce e-dziennika, z którego korzystają m.in. wszystkie szkoły w Katowicach.
Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, tego samego dnia zwołał wideokonferencję z udziałem przedstawicieli firm oferujących e-dzienniki, poświęconą sposobom na rozwiązanie problemu. Kryzys ma zostać wkrótce zażegnany.
Nauczyciele wciąż mogą korzystać z dowolnych platform internetowych i aplikacji, pisać do uczniów maile czy organizować wideokonferencje. Taka różnorodność urozmaica zajęcia, ale często powoduje chaos. Uczniowie skarżą się na to w internetowej grupie Umarłe Statuty. – Musimy obsłużyć osiem różnych platform naraz. Kiedy zaproponowałem, żeby korzystać z jednego serwera na Discord, wychowawczyni pouczyła mnie, że to nauczyciel wybiera platformę, a uczniowie mają nie grymasić – mówi Mateusz.
WF przed kamerą
Stanisław, licealista, wylicza, że w jego szkole nauczyciele korzystają z dziewięciu platform lub aplikacji: Zoom, Discord, Google Classroom, Microsoft Teams, Vulcan, QuizLet, Moodle i dwóch grup klasowych. – Oficjalnie dyrekcja zaleca, by korzystać z Office, ale w porozumieniu z uczniami można używać innych platform. Oczywiście nikt z nami niczego nie uzgadniał, tylko dostajemy informację, gdzie mamy się zalogować. Gubimy się w tym. Zastanawiamy się z koleżankami i kolegami, czy samemu nie założyć jakiegoś zbiorczego postu, w którym będziemy sobie samodzielnie wszystko układać – mówi Basia.
Nauczyciele, chcąc wykazać się w nowej sytuacji, zasypują uczniów zadaniami. Nawet wuefiści zadają uczniom wypracowania: na temat zdrowego stylu życia albo zasad gry w siatkówkę. Inni wysyłają uczniom filmy z treningami, np. aerobiku i każą im sfilmować się podczas ćwiczeń. – Nie chcę wysyłać nauczycielowi filmu, na którym ćwiczę. To dla mnie krępujące – mówi Paulina.
Korzystanie z wielu platform i brak komunikacji między nauczycielami powoduje, że niektóre zajęcia nakładają się na siebie. W szkole Konrada na godz. 10.50 ustalono lekcję niemieckiego, a dziesięć minut później miała się zacząć próbna matura z informatyki na Microsoft Teams równocześnie z lekcją angielskiego na Discordzie.
Uczniowie dostają nieobecności, choć to bezprawne
Chaos bierze się stąd, że dotychczasowe plany zajęć, które porządkowały zajęcia w szkole, trudno stosować w edukacji zdalnej. Dlatego nauczycielom nie wolno sprawdzać obecności na zdalnych lekcjach. Mówi o tym opracowany przez MEN poradnik dla szkół. Ale niektórzy się do tego nie stosują. Laura miała w środę dwie lekcje w formie wideokonferencji. – Nie mam możliwości uczestniczenia w nich. Nie zależy to ode mnie. Mam za każdym razem zbierać nieobecność? – martwi się licealistka.
Dodaje, że jej mama napisała w tej sprawie do wychowawczyni, ale ponieważ e-dziennik szwankował, okazało się, że ta nie odczytała wiadomości.
Zdalna edukacja jest dużym problemem dla uczniów, którzy mają ograniczony dostęp do komputerów. Dlatego pojawiają się oddolne inicjatywy, które mają wesprzeć uczniów z najuboższych rodzin.
Aleksandra Zawadzka i Dariusz Wata, członkowie grupy Przedsiębiorcy w Tychach, postanowili zebrać za pośrednictwem portalu zrzutka.pl 45 tys. zł na zakup 100 laptopów dla potrzebujących uczniów. – W porozumieniu ze świetlicami środowiskowymi w Tychach zidentyfikowaliśmy najbardziej potrzebujące rodziny. Zakupione laptopy zostaną wypożyczone dzieciom na czas zdalnej nauki, a potem pozostaną na wyposażeniu tyskich świetlic środowiskowych – mówi Zawadzka.
Problem mają jednak nie tylko dzieci z uboższych rodzin. Wystarczy, że ktoś ma rodzeństwo lub rodziców, którzy z powodu epidemii koronawirusa również zostali zmuszeni do pracy zdalnej i wojna o komputer gotowa. Marta Florkiewicz-Borkowska, germanistka ze Szkoły Podstawowej im. Karola Miarki w Pielgrzymowicach, która w 2017 roku otrzymała tytuł Nauczyciela Roku, m.in. za mądre wykorzystywanie nowych technologii w edukacji, zwracała uwagę na ten problem już kilka dni temu. – Dzieci nie mogą w tych trudnych warunkach kłócić się, które siądzie do komputera. Należy wziąć także pod uwagę czas spędzony przed ekranem. Spróbujmy zachować równowagę – apelowała.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS