Amatorka ołówka i farb, portrecistka, a przede wszystkim osoba o wielkiej pasji. Gabrielę Szponar od dziecka fascynuje ludzka twarz oraz to, co wyraża. Najpierw rysowała dla siebie, do szuflady, pokazując swoje prace jedynie najbliższym. Z biegiem lat jej talent zaczęli doceniać także przyjaciele i nieznajomi. W 2016 roku jedna z koleżanek założyła dla niej profil na Instagramie, gdzie dziś publikuje swoje rysunki jako „Insulcari”. Nam opowiedziała o pracy nad artystycznym warsztatem oraz o tym, jak sztuka pomogła jej przełamać bariery.
– Czym zajmujesz się na co dzień?
– Studiuję edytorstwo, jednak to, że znalazłam ten kierunek, było czystym przypadkiem. Przeglądając ofertę uczelni, przeczytałam, że daje możliwość pracy z książką oraz że podczas zajęć realizowane są elementy grafiki, na przykład projektowania okładki. Wybrałam go, bo jak wiele nastolatek, lubię pisać. Marzę o wydaniu własnej książki, chciałam więc nauczyć się jak najwięcej o pisaniu i redagowaniu tekstów. Rysowanie zaś traktuję jak hobby. Wiem, że wiele nauczyłabym się, gdybym studiowała ten kierunek, ale mam gdzieś z tyłu myśl, że powinnam mieć jakiś zawód w zanadrzu. Swojej pasji uczę się więc z internetu i póki co, to mi wystarcza.
– Jak było z tym rysowaniem?
– Zawsze lubiłam to robić. Na początku moje prace były przeciętne. Myślę, że nie wykazywałam większego talentu, ale wiadomo, rodzice zawsze mówili, że pięknie mi wyszło. Polubiłam to. Zaczęłam chodzić na zajęcia artystyczne i wciągnęło mnie.
– Miałaś w rodzinie przykład osoby, która również jest utalentowana?
– Mój starszy brat bardzo ładnie rysował, ale zostawił to. Poszedł w zupełnie inną stronę. Między nami jest duża różnica wieku, więc gdy byłam mała nie utrzymywaliśmy bliskich relacji. Nawet nie wiedziałam, że rysował. Dowiedziałam się o tym dużo później, całkiem przypadkiem. Mam wrażenie, że mamy to zapisane w genach.
– Co dziś mówi o Twoich szkicach?
– Mój brat trochę mnie onieśmiela, ale podoba mu się to, co robię. Bardzo mi pomaga, kiedy coś stworzę, a on to doceni. Dla mnie to ogromny komplement. Nie mieszkamy razem, więc nie wszystko mu pokazuję. Czasem też trochę się wstydzę. Sporo mnie nauczył. Daje mi wskazówki, zostawił swój zeszyt ze starymi szkicami. Jak byłam mała, zainstalował program pokazujący, jak narysować mangę. To dzięki niemu dowiedziałam się wiele o proporcjach. Otrzymałam od niego dużo wsparcia, choć on może tak nie uważać.
– Powiedziałaś, że wstydzisz się pokazywać swoje prace. Jak to się więc stało, że zaczęłaś publikować je na Instagramie?
– Instagram pomógł mi przełamać bariery. Konto założyła moja koleżanka, dla której dużo rysowałam. Początkowo to ona prowadziła mój profil. Dzięki temu było mi po prostu łatwiej. Później go przejęłam i zaczęłam wstawiać zdjęcia szkiców. Publikowania postów na Instagramie nie da się porównać do pokazywania rysunku rodzicom. Tu ludzie mnie nie znają i oceniają tylko to, co zrobiłam. Przez długi czas nie ujawniałam przed znajomymi, że prowadzę konto. Nie chciałam, żeby wiedzieli, bo bałam się krytyki i tego, co sobie pomyślą. Teraz, z biegiem czasu, gdy już się w to wkręciłam, jest mi o wiele łatwiej publikować swoją twórczość w internecie.
– W wirtualnej rzeczywistości ludzie nie przebierają w słowach.
– Bałam się tego. Mój Instagram nie jest szczególnie popularny i do tej pory nie spotkałam się na nim z negatywnymi komentarzami. Na szczęście, bo gdyby ktoś powiedział mi coś przykrego, nie wiem, czy kontynuowałabym prowadzenie konta.
– A jak Twoje prace oceniają przyjaciele, znajomi? Pewnie część z nich przekonało się o Twoim talencie właśnie dzięki Instagramowi.
– Szczerze mówiąc ucieszyło mnie, że osoby, które wcześniej nie wiedziały, że rysuję, mogły się o tym przekonać i docenić mnie. Nie jestem rozrywkową osobą, a ta pasja działa na moją korzyść. Wszystkim bardzo podobają się moje prace. Kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, znajomi z klasy podchodzili i mówili: „ale super był ten rysunek, który ostatnio wstawiłaś.” To mnie uskrzydlało.
– Ta sytuacja na pewno Cię zmieniła i otworzyła na nowe doświadczenia.
– I to bardzo. Gdy byłam mała, bardzo lubiłam rysować. Później, gdy stałam się bardziej świadoma, że mi to wychodzi, a jednocześnie widziałam jak pięknie robią to inni… szczerze mówiąc, trochę przestałam to lubić. Złościłam się na siebie, ale gdy koleżanka założyła profil na Instagramie i zobaczyłam pozytywne komentarze, to znów popchnęło mnie ku pasji.
– To ciekawe, że sama uczyłaś się różnych technik i dążyłaś do rozwoju talentu. Oczywiście także z pomocą brata.
– Nie tylko z jego. Wiele nauczyłam się także w liceum. Przydatny okazał się również internet. Lubię oglądać na Instagramie filmy, w których inni użytkownicy pokazują jak rysują. Nawet, jak ktoś nie jest zainteresowany sztuką, wiele można się z nich dowiedzieć. Ja oglądałam je dla frajdy. Pamiętam nauczycielkę z liceum, która powtarzała, że trzeba patrzeć, żeby nauczyć się rysować, a niekoniecznie słuchać wykładów. Wzięłam to sobie do serca.
– Kto Cię inspiruje?
– Ostatnio zainteresowałam się starszymi artystami, choć głównie obserwuję tych współczesnych. Poruszam się w obrębie Instagrama, ale jest tam pewna strona, którą bardzo polecam. To profil @mass.art. Dla mnie jego szkice są nierealistyczne. Używa do nich ołówka i białej kredki. Kiedy oglądam jego portrety, mam wrażenie, że zawarł w nich kawałek duszy. Jestem nimi zachwycona.
– Przeglądając Twój Instagram można zauważyć, że szczególnie dobrze czujesz się właśnie w portretach.
– Bardzo lubię je rysować. Ostatnio próbowałam trochę od tego odejść, ale jednak ten rodzaj szkicu jest mi najbliższy. Fascynuje mnie różnica między twarzami. Każdy człowiek jest inny. Nawet, jeśli mówimy o rodzinie czy bliźniętach. Intryguje mnie fakt, że te różnice można przelać na papier.
– Jak wybierasz osoby, które malujesz?
– Najłatwiej szkicuje mi się kobiety. Może dlatego, że sama patrząc w lustro analizuję swój wygląd. Dobrze rysuje mi się też starszych ludzi albo takich o określonych rysach twarzy. Kiedy ktoś daje mi zdjęcie, żebym stworzyła na jego podstawie portret, zawsze proszę, by była to fotografia zrobiona prosto, nie profilem. Wtedy twarz jest bardziej symetryczna, a ja mogę więcej w niej dostrzec.
– Próbowałaś rysować żywego modela?
– Tak, ale jest to o wiele trudniejsze niż w przypadku zdjęcia. Nie wstawiłam rezultatu na Instagram, także jeszcze będę nad tym pracować i ćwiczyć.
– Na Twoim instagramowym portfolio można też zobaczyć prace z motocyklami WSK. Jest ich jednak mniej niż portretów. Zastanawiam się, czy to oznacza, że trudniej Ci je narysować?
– Tak, bo podczas pracy nad portretem skupiam się dopiero, gdy dochodzę do szczegółów. W przypadku motocykla każdy szczegół musi być dopracowany i proporcjonalny. Staram się oddać najdrobniejszy detal.
– Widać też, że Twoje prace ewoluowały. Od ołówka, do farb.
– Wcześniej nie znosiłam farb. Nad ołówkiem, jako narzędziem pracy, łatwiej było mi panować. W przypadku pędzla, jego końcówka ciągle gdzieś się wymykała. Zaczęłam jednak oglądać filmy, jak różni artyści malują krajobrazy. Zachwyciłam się tym, co robią i postanowiłam spróbować. Teraz dużo ćwiczę i coraz bardziej mi się to podoba.
– Na swoim kącie masz też pierwsze plakaty.
– Na razie jest jeden. Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie Monika Kowalczyk, żebym namalowała dla niej porter dwóch kobiet i zaprojektowała do niego napis. Na moim Instagramie są szkice Marilyn Monroe oraz dziewczyny odwróconej plecami, które stworzyłam mazakami. Monice spodobał się rezultat i poprosiła, żeby jej zlecenie było w takim stylu.
– Czy swoją przyszłość wiążesz z rysunkiem?
– Na studiach miałam już elementy projektowania okładek i napisów. Mam nadzieję, że kiedyś zajmę się tym zawodowo. Jeśli chodzi o rysowanie, liczę, że pozostanie pasją. Chciałabym, żeby to było coś obok, a nie główne zajęcie. Wiem jednak, że bez niego nie mogłabym się obyć.
Agata Flisiak
Artykuł przeczytano 82 razy
Last modified: 24 marca, 2020
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS