Kariera Huberta Adamczyka mogła potoczyć się znacznie inaczej. A nawet powinna, bo gdy w wieku 16 lat zgłasza się po ciebie Chelsea Londyn, masz wszystko, by szybko wystrzelić w górę. Dziś Adamczyk czeka na wznowienie ligi, szansę w Wiśle Płock i próbę przebicia się w PKO Bank Polski Ekstraklasie.
OBEJRZYJ NASZĄ ROZMOWĘ WIDEO Z HUBERTEM ADAMCZYKIEM:
To nie był przypadkowy transfer. Młodego chłopaka z Bydgoszczy „The Blues” obserwowali wiele razy za sprawą Bartosza Olędzkiego, skauta Chelsea, a także kilkukrotnie zaprosili do Londynu na testy. Gdy już sfinalizowano transfer, londyński sen zablokowała papierologia.
– Przez pierwsze pół roku nie mogłem grać, bo nie dostałem zgody od FIFA. Mogłem uczestniczyć tylko w meczach towarzyskich. Prawdopodobnie za późno zostały dostarczone papiery z Zawiszy i kujawsko-pomorskiego ZNP-u – opowiada. Nie ulega wątpliwości – jeśli przez pierwsze pół roku jesteś bezużyteczny w takim miejscu, przy takiej rywalizacji, siłą rzeczy muszą pojawić się nad tobą znaki zapytania.
Ostatecznie Adamczyk spędził w Chelsea tylko 1,5 roku. Miał okazję trenować z pierwszą drużyną pod wodzą Jose Mourinho. Jak go wspomina? – Raczej wybuchowy. Specyficzny, bardzo dużo wymagał od zawodników z pierwszego zespołu. Często przerywał treningi u tłumaczył, jaką ma wizję na daną sytuację. Jak coś mu się nie podobało, to się raczej z tym nie krył.
Miał styczność z wieloma postaciami ze światowego topu, a z Mohamedem Salahem trenował w specjalnej grupie zawodników przewidzianych do odejścia. – Miałem wtedy odejść na wypożyczenie do Kopenhagi, do czego nie doszło. Trenowaliśmy tam jeszcze z paroma innymi dobrymi zawodnikami – wyjaśnia. Czy przewidywał, że Egipcjanin może zrobić aż taką karierę? Jak wszyscy wtedy – niekoniecznie.
Po Chelsea przyszedł czas na Cracovię. Drużyna Jacka Zielińskiego była wtedy jedną z najlepszych ekip w całej lidze, a do tego prezentowała otwarty, ofensywny styl, który idealnie pasował do technicznych inklinacji piłkarza. Transfer znów okazał się niewypałem. Adamczyk uzbierał ledwie ponad 200 minut w lidze. – Chciałem spróbować swoich sił w seniorskiej piłce. Czy z perspektywy czasu Cracovia to dobry wybór? Raczej nie. Mam nadzieję, że pech się odkręci i pójdzie w dobrą stronę – mówi. Zdecydował się na zejście do pierwszej ligi. – Dla mnie najważniejsze było, by wejść w rytm meczowy i zacząć grać. Tym się kierowałem, nie patrząc na to, jak wygląda otoczka.
Po 1,5 roku na zapleczu – najpierw w Olimpii Grudziądz, później w GKS-ie Tychy – zaczęło wychodzić słońce. Zgłosiła się wtedy Wisła Płock, która szukała piłkarzy na obsadę pozycji młodzieżowca. Okres przygotowawczy Adamczyk zaczął jako faworyt Leszka Ojrzyńskiego do obsady pozycji młodzieżowca. Tym razem przeszkodził… zwykły pech. – Najpierw uszkodzenie więzadeł krzyżowych na początku sezonu przygotowawczego, później uszkodzona łąkotka boczna, która wymagała operacji – wylicza Adamczyk. Efekt? Runda jesienna w plecy, a teraz – gdy zaczął pojawiać się już na boisku – przerwano rozgrywki.
Niezależnie od tego, czy uda wznowić się ligę, przyszły sezon będzie dla Adamczyka swoistym być albo nie być. Straci ochronę w postaci przepisu o młodzieżowcu, będzie musiał udowodnić swoją wartość na ligowym poziomie. – Można tak powiedzieć, że następny sezon może być dla mnie przełomowy. Nic tylko liczyć na szansę i na to, że ją wykorzystam – uśmiecha się.
Fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS