Żyjemy w bardzo skomplikowanym świecie, w którym obowiązują różne systemy: ponadczasowych wartości, polityczne, prawne, medialne, rodzinne, społeczne, ekonomiczne, gospodarcze, zarządzania państwem, militarne, edukacyjne, medyczne, techniczne, technologiczne etc. etc., a do tego trzeba dodać uwarunkowania historyczne. Dzięki temu trudno nam się nawzajem zrozumieć i porozumieć na terenie jednego kraju, a co dopiero w obrębie całego świata. Celem mojej notki jest próba ogólnego spojrzenia na ludzkość tu i teraz oraz nieśmiała próba odpowiedzi na tytułowe pytanie nie tylko w związku z pandemią koronawirusa, choć jest to praprzyczyna. Bynajmniej nie aspiruję przy tym do tytułu wszechwiedzącego, lecz występuję raczej w roli zagubionego.
Wielu twierdzi, że epidemia koronawirusa to medialna wydmuszka, finansowana przez wiadomo kogo, albowiem na inne choroby (zwłaszcza grypopodobne) umiera znacznie większy odsetek, a już na pewno znacznie więcej ginie w wypadkach samochodowych i jakoś nikt nie zamyka granic z tego powodu. Dowodzą przeto, iż w związku z tym najlepiej darować sobie radykalne działania, wziąć epidemię na przeczekanie, by słabsi umarli, a reszta uzyskała dzięki temu “odporność stadną”. Ta notka nie jest dla nich, ponieważ takie podejście oraz czysty aparat statystyczny nie jest w stanie opisać “stanu ducha” ludzkości, a tym bardziej ekstrapolować go w złożonej rzeczywistości.
Jedna z definicji ekonomii mówi, że jest to “królową nauk społecznych”. Powszechnie twierdzi się też, iż ekonomią – także w wymiarze międzynarodowym – rządzi przede wszystkim prawo popytu i podaży oraz polityka. Właśnie teraz doświadczamy potwierdzenia i jednocześnie zaprzeczenia tego stanu rzeczy. Trzeba bowiem pamiętać, że prawo popytu i podaży nie jest tożsame np. z prawem Ohma, które bezwzględnie obowiązuje także na innych planetach, gdzie nie ma istot żywych. Wszelkie “prawa społeczne” wywodzą się bowiem od ludzi i to ludzie mogą je kształtować oraz zmieniać.
Przechodząc do meritum. Znane gwiazdy świata sportu (i nie tylko) deklarują chęć wyłożenia niemałych kwot na pomoc w walce z epidemią koronawirusa. Ten szlachetny postępek wywołał u mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony chwała im za to, ale z drugiej strony powstaje zasadne moim zdaniem pytanie, dlaczego ludzkość płaci dziesiątki, a nawet setki milionów dolarów i euro sportowcom, aktorom bądź innym celebrytom, podczas gdy wybitni naukowcy otrzymują setki, a nawet tysiące razy mniej? Czy Christiano Ronaldo lub inny Tom Cruise ocali ludzkość, gdy w naszą stronę będzie zmierzała duża planetoida? Chyba tylko w filmie. Wtedy będzie jednak zbyt późno, by wykładać kasę na badania i eksperymenty naukowe. Żadne akcje charytatywne zagrożenia nie zniwelują, a już najmniej potrzebni będą wtedy mądralińscy płaczący, że “trzeba było…”.
Wyczytałem niedawno, że wirusolodzy byli wręcz lekceważeni jako grupa naukowa. Ot, tam, siedzą i obserwują jakieś nanometrowe mutanty i nic specjalnego z tego nie wynika. Epidemia wirusa SARS w 2002 roku zmieniła na szczęście rzeczone podejście i niektóre kraje wyłożyły nieco więcej kasy, dzięki czemu nie startujemy niemal od zera. Dla przykładu, badania na obiecujący dobre wyniki w walce z koronawirusem lek na ebola o nazwie “remdesivir” znacząco wyhamowały w ostatnich latach, ale szczęśliwie nie całkiem i dzięki temu niewiele brakuje, by zakończyć fazę testowania i wypuścić medykament na rynek w ciągu kilkunastu tygodni. To jeden z przykładów.
Świat po koronawirusie nie będzie taki sam. Tak nie bez racji twierdzi wielu, ale czy będzie lepszy? Czy ludzkość zracjonalizuje swoje myślenie, a później działania, by stać się mądrą przed szkodą? Być może częściowo tak, zwłaszcza początkowo, lecz potem wszystko może wrócić na swoje tory. Zimne piwko, chipsy, mecz, film, kabaret bądź kłótnia w studio są wszak znacznie ciekawsze, aniżeli wyimaginowane problemy ludzkości, których w dodatku nawet nie widać na horyzoncie. Czy ludzie siedzący wygodnie w domowych pieleszach będą zainteresowani myśleniem o przyszłości, np. o wyborach polityków myślących w kategoriach dobra wspólnego? Przecież pada deszcz, przeto nie idę na żadne wybory, a jeśli dzień jest słoneczny, to pójdę do znajomych na grilla.
Tu widzę olbrzymie pole do popisu dla edukacji oraz dla świata mediów. Z dziennikarzami jest jednak taki problem, że w znakomitej większości pełnią rolę pokornych piesków na krótkich smyczach polityków. Prywatnie dowodzą, iż są w stanie pokonać nawet Herkulesa, lecz już w gabinecie naczelnego znaczą niewiele więcej niż komar, którego można zabić klaśnięciem lub zgoła kartką papieru. Moim zdaniem pozostaje więc edukacja rozumiana jako długofalowy proces. Tym bardziej, że po pandemii koronawirusa powstaną nowe usługi, znacznie zyska automatyka, e-commerce oraz wszelka działalność on-line, a to będzie wymagało zmian w systemie oświaty, nauki i szkolnictwa wyższego. A jakie jest Państwa zdanie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS