Decyzja o zamknięciu dwóch centrów inżynierii rakietowej NASA zapadła jeszcze 19 marca, w związku z wykryciem jednego przypadku zachorowania na COVID-19 wśród personelu ośrodka montażowego Michoud Assembly Facility w stanie Luizjana oraz rozszerzania się epidemii w sąsiedztwie kompleksu Stennis Space Center w stanie Mississippi. Wprowadzono tam czwarty, najwyższy stopień przeciwdziałania zagrożeniu (zgodnie z wytycznymi NASA Response Framework), nakładający obowiązek pracy zdalnej, zamknięcia zakładu przy zaangażowaniu na miejscu jedynie minimum personelu oraz zawieszenia wszelkich wyjazdów. Administrator NASA, Jim Bridenstine wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym uznaje m.in. za nieuniknione dalsze opóźnienia w realizacji kluczowych programów kosmicznych, tym razem w wyniku zagrożenia epidemicznego.
Oba kompleksy odgrywają kluczową rolę w rozwoju superciężkiej rakiety NASA, Space Launch System (SLS). Rdzenie rakiety są przede wszystkim budowane w Michoud przez personel NASA i pracowników koncernu Boeing, głównego wykonawcy pojazdu rakietowego. Pierwszy ukończony korpus SLS znajduje się już obecnie w Stennis, gdzie miał zostać poddany niebawem kluczowym testom naziemnym (jeszcze w tym roku). Próba, zwana testem Green Run, ma na celu sprawdzenie działania wszystkich silników rakiety w trakcie jednoczesnego odpalenia, symulując faktyczne wystrzelenie. Test ma utorować drogę do inauguracyjnego uruchomienia SLS, który jest obecnie przewidziany na 2021 rok.
Teraz, gdy oba zakłady wstrzymują aktywność, produkcja nowych rdzeni SLS i prace niezbędne do przygotowania testu Green Run nie będą postępować. Jak zapewnił Bridenstine, zespoły NASA i kontrahenci są obecnie w trakcie porządkowania i zamykania trwających dotychczas prac, dzięki czemu cały sprzęt ma być pozostawiony w bezpiecznym stanie, dopóki prace nie zostaną wznowione. „Po zakończeniu tych czynności załoga pozostawiona na miejscu będzie obejmowała jedynie personel ratowniczy i ochronę infrastruktury krytycznej” – wskazał szef NASA.
Bridenstine jednocześnie ubolewał nad trudnymi do uniknięcia konsekwencjami podjętego koniecznego kroku. “Koronawirus to cios w plany NASA, zakładające to, że w 2024 roku człowiek ponownie wyląduje na Księżycu” – przyznał administrator amerykańskiej agencji kosmicznej.
Na początku marca Bridenstine zwracał uwagę, że Stany Zjednoczone są obecnie tak blisko, jak nigdy wcześniej ponownego wysłania astronautów na Księżyc – licząc od czasów samego programu Apollo, pół wieku temu. “Do 2024 roku wyślemy pierwszą kobietę i kolejnego mężczyznę na południowy biegun Księżyca” – deklarował do niedawna. Według planów NASA, Amerykanie mają poszukiwać w rejonie księżycowego Bieguna Południowego miejsc zdatnych do budowy przyszłych baz lunarnych. Naukowcy sądzą, że w tamtejszych kraterach może istnieć woda w postaci lodu.
Z kolei 10 lutego tego roku prezydent USA Donald Trump przedstawił propozycję budżetu na 2021 rok, w którym założono zwiększenie dofinansowania NASA o 12 procent w relacji do puli obecnej – wnioskując do Kongresu o zapewnienie środków w wysokości 25,2 mld USD.
NASA jest kolejną czołową organizacją kosmiczną na świecie, która zmaga się z paraliżem działania na skutek rosnącego zagrożenia związanego z pandemią choroby koronawirusowej COVID-19. Wcześniej podobne ograniczenia wprowadzały również Europejska Agencja Kosmiczna czy konsorcjum Arianespace, wycofując znaczną część personelu z wielu swoich ośrodków, a nawet zamykając je na czas epidemii. Uczyniono tak m.in. w Gujanie Francuskiej, zawieszając do odwołania wszystkie loty wykonywane z kosmodromu Kourou.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS