Postanowiłem niedawno, że czas coś w życiu zmienić.
Zaczynam skromnie, bo od zmiany adresu swojego głównego sportowego bloga, który niniejszym przenoszę na „Salon 24”. Kiedyś już tutaj trochę pisałem, potem stąd na, mniej więcej, dwa lata czmychnąłem, a od roku, średnio raz czy dwa w miesiącu, znów zdarza mi się przyjść tu i coś naskrobać. Ponieważ czasu na to, z różnych przyczyn, coraz mniej, postanowiłem połączyć różne blogi praktycznie w jeden i skupić się na lokowaniu swoich złotych myśli w jednym miejscu. Wyszło, że w tej chwili najbardziej pasuje mi robić to na „Salonie”.
Ok. Przydługi wstęp mamy za sobą. Przechodzimy do rzeczy. A rzecz będzie o tym, co spowodowało, że przy podsumowywaniu sezonu, które zamierzam zrobić tematem mojego następnego posta, zawsze będzie, przynajmniej ja to tak widzę, niesmak. Niesmak wynikły z decyzji premier Norwegii, która nagle i chyba w sposób nie do końca uzasadniony zarządziła przerwanie norweskiej części Pucharu Świata. Zabrała skoczkom i kibicom dwa ostatnie, zapewne (głównie ze względu na ścisk jaki zapanował w ścisłej i szerokiej czołówce Raw Air) najbardziej emocjonujące, konkursy. Uwaga dodatkowa dla mniej wtajemniczonych. Raw Air, zwany z polska Rowerem, to rozgrywany od kilku lat w ostatniej części każdego sezonu Pucharu Świata Turniej, składający się z czterech konkursów indywidualnych, dwóch drużynowych i czterech kwalifikacji do konkursów, których wyniki, też liczą się do turniejowej punktacji. Dla zawodników wyjątkowo atrakcyjny z powodów finansowych i prestiżowych, dla kibiców oczywiście głównie ze sportowych i z możliwości obserwowania pod koniec sezonu równolegle praktycznie dwóch rywalizacji.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że pani Solberg w łatwej sytuacji nie była. Koronawirus siał już spustoszenie w Europie. No ale z Mediolanu czy Madrytu do Trondheim to jest jednak spory dystans. I naprawdę sytuacja w północnej Norwegii pozwalała na dokończenie Turnieju. Tym bardziej, że skoczkowie byli zupełnie odcięci od wszystkiego, łącznie z kibicami. Byli wręcz OD-SE-PA-RO-WA-NI od świata. I rozegranie zawodów, w dodatku skoro rozegrano już kwalifikacje, niczym im nie groziło. Była dobra pogoda (w tym sezonie to było zjawisko dość rzadkie), zapowiadała się niesamowicie ciekawa i emocjonująca rywalizacja, rzesze kibiców czekały przed telewizorami. I rzecz najważniejsza. Tam praktycznie nie było możliwości zarażenia się koronawirusem.
Premier Norwegii, z uporem godnym lepszej sprawy, Rower przerwała. Pokazała światu, że jest stanowcza i konsekwentna i jak przerywa wszystkie imprezy w Norwegii, to wszystkie. Nawet te, które zaczynają się wcześniej niż wskazana przez rząd norweski godzina zero. A tak akurat było z konkursem w Trondheim. OK. Szkoda, ze rząd norweski tej stanowczości i konsekwencji nie pokazuje w zwalczaniu dopingu u swoich sportowców ze szczególnym uwzględnieniem biegaczy i biegaczek narciarskich. Efekty byłyby, podejrzewam, znacznie dla świata sportu korzystniejsze niż to, co wynikło z czwartkowej stanowczości pani Solberg.
Tym sposobem, po raz pierwszy odkąd pamiętam, nie zakończono oficjalnie sezonu, nie wręczono nagród, nie pogratulowano w żaden sposób wygranym (podobno zwycięzcy, zarówno PŚ jak i Raw Air, trofea mają otrzymać pocztą*), a wszystkich uczestników albo czym prędzej przepędzono, jak Polaków, za nie swoje pieniądze na cztery wiatry (wykorzystując to, że są pupilami rodzimych polityków) albo zostawiono na skoczni w Trondheim. Tak jak stali.
Żeby było jasne. Doceniam niebezpieczeństwo wiążące się z koronawirusem. Naprawdę. I nie mam nic do tego, że nie odbędą się Mistrzostwa Świata w Lotach. Rozgrywanie ich w okolicy europejskiego epicentrum choróbska, w dodatku bez kibiców, byłoby idiotyzmem. To jest impreza roku, zamknięty, osobny, twór, na który składają się wszystkiego cztery skoki i który musi mieć swoją oprawę, jeśli ma mieć swoją wagę.
W Norwegii, a już na pewno w Trondheim, skoczkom NIC NIE ZAGRAŻAŁO. Byli już na miejscu, byli po kwalifikacjach, konkurs miał się zacząć wcześniej niż miały zacząć obowiązywać restrykcje, w okolicy na pewno nie było koronawirusa, nie było też kibiców, którzy hipotetycznie mogli go ze sobą przywlec. Można było godnie pożegnać skoczków i nagrodzić ich całosezonowy wysiłek. Nie zrobiono tego.
Kto mnie czyta ten wie że, delikatnie pisząc, nie przepadam za Walterem Hoferem. Teraz nie lubię go jeszcze bardziej. Jego bierność i brak reakcji na decyzję norweskiej premier są nie do pojęcia. Tym bardziej, że kończył kadencję. Mógł się zwyczajnie uprzeć. I tylko mi nie mówcie, że przemówiła przezeń „odpowiedzialność”, bo to byłby dowcip miesiąca.
Kończąc. Myślę, ze podsumowanie, do którego się powoli zbieram, wyglądałoby z pewnością inaczej, gdyby skoczkom pozwolono rozegrać zawody w Trondheim i w Vickersund. Ale ponieważ nie pozwolono, to będzie wyglądało jak będzie. Będzie opierać się o fakty, a fakty skończyły się dwa konkursy wcześniej.
*W wypadku zdobywcy PŚ Krafta nieaktualne. Dali mu to w Bischofshofen w obecności lokalnego działacza i lokalnego dziennikarza:):):). Albo lokalny dzialaczi lokalny dziennikarz? Już się pogubiłem. To zresztą i tak dobrze, bo przecież mogli wykorzystać moment kiedy był w kiblu, zostawić puchar przed drzwiami i uciec. Co do zwycięzcy Raw Air, Stocha, istnieje obawa, ze mogą mu to wręczyć pośmiertnie. Na przykład w setną rocznicę pochówku. Nagrodę w imieniu Kamila odbierze wtedy Noriaki Kasai. Albo Andrzej Strejlau. Ci dwaj są bowiem nieśmiertelni.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS