Słoneczna pogoda i bogata oferta beskidzkich szlaków turystycznych sprzyja górskim wycieczkom. Nic dziwnego, że często całymi rodzinami “uciekamy” od ulicznego zgiełku i codziennego pośpiechu, by odetchnąć, odpocząć. “Kraina przyrodniczych wspaniałości” wychodzi nam naprzeciw i oferuje ptasie koncerty, malownicze i zróżnicowane krajobrazy, a także inne cuda natury. Tysiące zapachów, powiewy wiatru delikatnie muskające ludzkie ciało, to kolejne dobrodziejstwa.
W słonecznych promieniach nasz organizm napełnia się nową energią, a smutek i przygnębienie niczym śnieg na wiosnę ustępuje poczuciu szczęścia. Dostrzegam ten stan u niedawno widzianego niemowlaka, który w nosidełku na piersiach matki przemierzał tę leśną krainę. To tylko jeden z wielu gości… A wszystko to zupełnie za darmo! Przyroda dzieli się swymi wspaniałościami “pełnymi garściami” z człowiekiem, ale co otrzymuje od niego w zamian?
W majowe, niedzielne popołudnie wybrałem się na rodzinny spacer tuż obok ośrodka wypoczynkowego na Kocierzu. Zasłuchani przemierzaliśmy “leśne uroczyska”. Niepełnosprawny intelektualnie syn uchwycił się mego ramienia i wolnym krokiem wędrowaliśmy leśnym szlakiem turystycznym. Niestety ten błogostan nie trwał zbyt długo. Niczym nadciągająca nawałnica, nagle jak trąba powietrzna czy jak błysk pioruna – leśny spokój rozdarł ryk zbliżających się motorów crossowych. Hałas był wielki, gdyż jak się okazało, było to pięć warczących maszyn, kierowanych przez dumnych ze swej “potęgi” młodzieńców.
Dotychczasowa sceneria diametralnie zmieniła swój charakter. Moje wyciszenie i radość z obcowania z przyrodą zostały zastąpione wielkim gniewem. Został on spotęgowany reakcją wrażliwego na hałas dziecka. Jego dłoń zacisnęła się w nerwowej reakcji na moim ramieniu. Trzymając się kurczowo, zaczął płakać… Jakby tego było mało, po pewnym czasie ten hałaśliwy peleton zawrócił i jechał z powrotem. Starałem się dać wyraz swojej złości, co jednak spotkało się z jeszcze gorszą reakcją kierowcy, który tym mocniej przygazował, kiedy nas mijał.
Czy był to tylko pojedynczy incydent? Poniżej znaleziona w Internecie historia Danuty, mieszkanki Rdzawki: “Szłam głównym szlakiem wraz z czteromiesięcznym dzieckiem w wózku i napotkaliśmy grupę około 15 quadów. Musiałam im ustąpić miejsca. Była wąska ścieżka i wjechałam aż w krzaki. Ostatni z nich najechał mi na koło, wózek się wywrócił i dziecko wypadło. Na szczęście synek odniósł tylko lekkie zadrapania, ale mogło się skończyć o wiele tragiczniej. Najgorsze, że ten człowiek nawet nie zatrzymał się i nie zapytał, czy wszystko jest w porządku”.
Osobiście czuję duże przygnębienie i złość w stosunku do tego zjawiska. Stawiam sobie pytanie, dlaczego pozwoliliśmy oddać “bez walki” tę przestrzeń ciszy oraz miejsca tak istotnego dla zdrowia psychicznego i rozwoju duchowego człowieka na usługi wąskiej grupy osób realizujących swoją pasję jazdy motorem crossowym czy quadem po lesie? Co gorsza, mam wrażenie, że bezsilność wobec tego procederu zaczyna przeradzać się w rezygnację.
Jazda po terenach leśnych pojazdem silnikowym jest w Polsce zakazana. Jego podstawą jest art. 29 paragraf 1 ustawy z 28 września 1991 r. o lasach. Nawet jeśli droga nie jest oznakowana znakami zakazu (wjazdu bądź ruchu). Nie jest przy tym ważne, czy grunt stanowi własność państwa, czy też jest prywatny. Mogą się tam poruszać tylko pojazdy administracji leśnej. Niestety, niewiele to zmienia i w rzeczywistości przepis ten jest nagminnie łamany. Jak to dosadnie określił jeden z kierowców crossu: “Trzeba się cieszyć, że jest jak jest, kary są niskie, aparat kontroli marny, szanse złapania za rękę minimalne”.
Prawo jest w Polsce jakie jest i daleko nam do przykładowej Słowacji, gdzie za wjazd na górski szlak jest mandat odpowiadający kilkakrotnej miesięcznej pensji. Podobnie jest w innych ościennych krajach. Tak więc dochodzi nawet do tego, że w naszych lasach organizuje się eskapady złożone z zagranicznych gości.
Cierpi człowiek, który w świecie pełnym hałasu i pośpiechu szuka w górach, lesie, wytchnienia oraz odpoczynku w ciszy. Cierpią też rośliny i zwierzęta, które nie znajdują swych “adwokatów”, by wyrazić swój ból, gniew i żal. A przyroda jest tu bardzo niszczona.
Warto sobie wyobrazić swój piękny duży ogród z licznymi roślinami i ścieżkami. Nagle wpada do niego rozpędzony crossowiec i na przełaj jeździ po kwitnących klombach i ścieżkach. Czy inaczej jest w lesie? Im już nie wystarczają leśne drogi, gdyż nie dostarczają odpowiedniej ilości adrenaliny. Potrzeba więc z nich zjechać i jechać na przełaj, niszcząc po drodze rośliny, zwierzęta, ściółkę leśną, a to z kolei prowadzi do dalszych negatywnych skutków, jak choćby erozji gleby.
W naszych lasach nie trudno znaleźć ślady po takich eskapadach. W Internecie roi się od filmów przedstawiających takie popisowe rajdy i to nawet z naszego regionu. Praktycznie doszczętnie rozjechany został rezerwat Lipowska w Beskidzie Żywieckim, co ujawnili redaktorzy z TVN. Przez nagły hałas zwierzęta są płoszone i przepędzane – jakby nie było z ich własnego domu. To dlatego kiedy w Kampinoskim Parku Narodowym wykryto pierwszy przypadek afrykańskiego pomoru świń (ASF), jednym z zaleceń był bezwzględny zakaz jazdy tymi pojazdami, aby nie rozprzestrzeniać tej groźnej choroby.
Proceder ten dobitnie określił redaktor portalu Beskidzka24, Marcin Kałuski: “Bandy motocyklistów i quadowców zawłaszczają sobie Beskidy, hałasując, smrodząc, niszcząc i przeganiając turystów. Jeśli na ich drodze stanie oburzony tym wędrowiec, to go pobiją. Jeśli stanie strażnik leśny, to próbują go rozjechać. A gdy jakiegoś leśnego chuligana uda się zatrzymać, płaci niski mandat i… jedzie dalej”.
Szanowny Czytelniku, kiedy będziesz przemierzać górskie szlaki turystyczne, to proszę, uświadom sobie, że jesteś u SIEBIE. To są tak samo Twoje jak i moje góry, lasy, ptaki, rośliny. Bo “państwowe” to znaczy nasze! Kiedyś nasi ojcowie za ten kraj oddawali swoje życie. Dziś mamy wolność, a jakoś trudno nam zadbać o tę wartość. Mamy naszą przyrodę, której dzieje się krzywda! Dzieje się też krzywda tym wielu ludziom, którzy chcą w górach odpocząć, nabrać sił, podziwiać piękno przyrody, a nie przeżywać koszmarne hałasy. Turyści są też narażeni na utratę zdrowia czy w skrajnym wypadku życia w przypadku nagłego kontaktu z rozpędzonym motorem crossowym czy quadem.
Kończąc ten tekst, pozwolę sobie zaapelować do wszystkich ludzi dobrej woli o wspólną walkę z tym procederem. Nie bądźmy obojętni na zło, które nie występuje tylko w odległych krajach. Ono jest też tutaj, w naszych niepowtarzalnych lasach i górskich polanach. To tak jak z chorobą. Jeśli na jej początku uda się postawić dobrą diagnozę i dobrać odpowiednie leczenie, możemy liczyć na całkowity powrót do zdrowia. W przeciwnym wypadku dojdzie do jej pogłębienia, a nawet utraty życia. Tak więc proszę – reagujmy! Róbmy zdjęcia, powiadamiajmy policję czy straż leśną. Niech walka z tym procederem stanie się ważna społecznie, by w końcu coś z tym zrobić. Dziękuję za każdą reakcję w tej sprawie. Tylko razem możemy coś w tej materii zdziałać.
Do tej aktywności niech zachęcą nas słowa Papieża Franciszka zaczerpnięte ze słynnej encykliki “Laudato si’”: “Niestety, wiele wysiłków na rzecz znalezienia konkretnych rozwiązań kryzysu ekologicznego zostało zmarnowanych nie tylko przez możnych tego świata, ale również z powodu braku zainteresowania pozostałych. Negacja problemu wynikająca z wygodnej obojętności, rezygnacja lub ślepa wiara w środki techniczne to postawy utrudniające znalezienie właściwych rozwiązań. (…) Talenty i zaangażowanie każdego z nas są potrzebne do naprawiania szkód spowodowanych przez ludzi w odniesieniu do stworzenia Bożego”.
Józef Radwan – leśnik pracujący w beskidzkich lasach, który w swej pracy realizuje orędzie encykliki Laudato si’ oraz hasło “czyńcie sobie ziemię kochaną”.
Artykuł pochodzi z magazynu “Dzikie życie” nr 3/2020
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS