A A+ A++

Oto fragment mojej trzeciej publikacji “Rodzina LITERACKA ’62” w której (str. 64-66) poświęciłem rozdział zmarłemu dzisiaj Panu Emilowi

EMIL KAREWICZ – rówieśnik (ur. 1923 roku) Aliny Janowskiej urodził się w Wilnie i tu rozpoczął w Teatrze Małym swą aktorską karierę. W czasie wojny, będąc dwudziestolatkiem wstąpił do II Armii Wojska Polskiego, z którą doszedł do Berlina. Do roku 1962 roku mieszkał i grał w łódzkich teatrach, w tymże roku przeniósł się do Warszawy. Karewicz to wielki aktor ze starej polskiej szkoły, ukończył ją wraz z Bronisławem Pawlikiem, Barbarą Krafftówną, Ryszardem Baryczem w Studiu Aktorskim u pana Iwo Galla.

Po zakończonej wojnie zamieszkał w pobliskiej Łodzi. Była jesień roku 1961 staliśmy na deptaku grupą kolegów, Grzesiu Gajak, Reniu Szczepanik, Andrzej Kuźmierczyk, Alek Ciotucha i ja, przy kiosku Ruch na Placu Kościuszki, na wysokości przystanku autobusów PKS (dziś apteka na pierzei południowej placu). Widzieliśmy jak pod przystanek PKS podjechał autobus z Łodzi, wysiadł z niego udając się w naszym kierunku, wysoki, dobrze zbudowany, postawny mężczyzna. Ubrany był w dobrze skrojoną jesionkę, jakby przykrótką, lekko przed kolana, na głowie miał kapelusz

– Przepraszam chłopcy, chciałem dostać się do Domu Kultury “Włókniarz”, którędy mam pójść? – Wskazaliśmy kierunek a Grześ krzyknął, –  Chłopaki to był Karewicz, chodźmy do Literackiej chyba będzie z nim spotkanie. Faktycznie, udaliśmy się za nieznajomym, który szedł w dobrze nam znanym kierunku.

W świetle poczekalni rozpoznaliśmy nieznajomego, to był faktycznie Emil Karewicz. Pokonując próg Literackiej, spojrzał w naszym kierunku, sympatycznie uśmiechając się do nas. Kawiarnia wypełniona do ostatniego miejsca, oklaskami gorąco powitała wchodzącego do lokalu pana Karewicza, a tuż za nim nasza czwórka, rozglądająca się za wolnymi miejscami. Nie było gdzie usiąść, staliśmy opierając się o parapety południowych okien kawiarni.

Pan Karewicz był już dobrze znanym aktorem z dorobkiem znaczących ról teatralnych i filmowych. Zagrał w głośnych filmach tak zwanej, polskiej szkole filmowej, w “Bazie ludzi umarłych” na podstawie opowiadania Marka Hłaski “Następny do raju”, w “Kanale” według opowiadania Jerzego Stawińskiego reżyserii Andrzeja Wajdy czy “Krzyżakach” według powieści o tym samym tytule Henryka Sienkiewicza, w reżyserii Aleksandra Forda. Na tych trzech znaczących filmach dla polskiej kinematografii pan Karewicz skoncentrował swoje spotkanie w Literackiej.

Wszyscy byliśmy już po obejrzeniu “Bazy ludzi umarłych”, “Kanale” i pierwszego, polskiego, szerokoekranowego filmu “Krzyżacy”. Jako ciekawostkę powiem, że gdy doszło do premiery tego filmu w Tomaszowie, miasto nasze nie posiadało jeszcze kina z ekranem panoramicznym, szerokoekranowym. Projekcja Krzyżaków odbyła się jesienią 1960 roku w wynajętej przez kierownika kina Mazowsze, pana Romana Warchoła, Hali Sportowej Lechia i trwała co najmniej pół roku, jeśli nie dłużej.

Codziennie odbywały się trzy seanse, a film trwał blisko cztery godziny, wszystkie seanse w hali wypełnione były po brzegi przez okres trwania projekcji. Do hali Lechii przyjeżdżały dzieci, młodzież z różnych okolicznych miejscowości, wiejskich szkół, również dorośli różnymi środkami lokomocji, nawet furmankami konnymi. Ulica Nowowiejska była przez okres projekcji Krzyżaków, zatłoczona wszelkimi pojazdami – motocyklami z koszem, furmankami, ciężarówkami, autokarami – służyła jako miejsce parkowania.

Pan Karewicz skoncentrował się na opowieściach z planu trzech filmów; “Kanał”, “Krzyżacy”, “Baza ludzi umarłych”. W “Kanale” odtwarzał postać zastępcy dowódcy oddziału porucznika Mądrego, kilka zdjęć kręcono w naturalnej scenerii warszawskich kanałów. – “W końcowej scenie filmu – mówi Karewicz – jest sytuacja jak wychodzę włazem ulicznym z kanału obstawionym przez Niemców. Było to autentyczne wejście do kanału. Ubranie, mundur wojskowy, w którym występowałem wysmarowano jakimś dziwnie cuchnącym mazidłem, miał imitować kanałowe fekalia. W czasie kręcenia panowała upalna pogoda, było chyba z 30 stopni Celsjusza, jeśli nie więcej. Scenę wyjścia z kanałów powtarzaliśmy kilka razy, odór wydobywający się z kanału, w połączeniu z zapachem mazidła na mundurze i panującym upale, spowodował, że kilkakrotnie miałem ataki torsji. Reżyser filmu, pan Andrzej Wajda za każdym wymiotnym atakiem, przerywał nagrania, co powodowało opóźnienia w kręceniu zdjęć”.

“Natomiast jak kręciliśmy wiele zdjęć w Bieszczadach do „Bazy ludzi umarłych”, reżyserii Czesława Petelskiego, w którym grałem rolę Tadka Warszawiaka, panowała wręcz syberyjska zima. Temperatura sięgała do minus 30 stopni. Wiał silny wiatr powodujący zadymki i zamiecie. Mieliśmy ogromne problemy z uruchomieniem samochodów ciężarowych, które były rekwizytami. W filmie służyć miały do przewozu drewna. Wracaliśmy po zakończonych zdjęciach przemarznięci do szpiku kości. Leon Niemczyk grający w filmie Dziewiątkę miał odmrożone opuszki palców. Jedynym lekarstwem na przemarznięte nasze nogi i ręce był alkohol. Zdjęcia do filmu kręcone w Bieszczadach trwały blisko dwa tygodnie, były to najtrudniejsze przeżycia z moich plenerów filmowych”.

“Jeszcze inne doświadczenia miałem z pleneru zdjęciowego do filmu „Krzyżacy” reżyserii Aleksandra Forda, w którym grałem króla Władysława Jagiełłę. Na polach Grunwaldu, w autentycznej scenerii bitwy, w upalne dni nagrywaliśmy sceny batalistyczne. Miałem kłopoty z przydzielonym mi koniem. Podczas ujeżdżania często mnie zrzucał z siodła, widocznie nie znosił rycerskiej zbroi w jaką mnie „zakuto”. Byłem cały poobijany, w sińcach. Obawiałem się końcowej sceny bitwy by koń nie powtórzył swej niechęci do mnie. Na szczęście wszystko poszło pomyślnie, widocznie musiał zdawać sobie sprawę z rangi filmu”. Premiera odbyła się właśnie w tym miejscu, NA POLACH GRUNWALDU, w dniu 15 lipca 1960 roku, dokładnie w 550 rocznicę bitwy pod Grunwaldem, dla przybyłej na grunwaldzkie pola kilkudziesięciotysięcznej publiczności.

Spotkanie z Emilem Karewiczem było w naszym mieście dużym wydarzeniem, o którym żyjący dziś z łezka w oku wspominją. Pożegnaliśmy aktora gromkimi brawami, odprowadzając go z grupą chłopaków na autobusowy przystanek PKS, przy Plac Kościuszki. Pan Karewicz czuł się wśród nas, młodych bardz dobrze o czym może świadczyć fakt, że bardzo długo opowiadał nam o swoich, zakulisowych przygodach teatralnych i filmowych. Byliśmy z nim do samego wejścia i odjazdu autobusu do Łodzi”.

Taki, który nic nie robi nigdy nie wie, czy już skończył robotę, czy jeszcze nie zaczął.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWsparcie podczas kwarantanny w różnych instytucjach
Następny artykuł“Bloodshot” trafi do sieci przed polską premierą. Kolejna kinowa ofiara koronawirusa