– Słucham ludzi, obserwuję, rozmawiam z nimi lub koresponduję, trawię ich słowa, przeżycia czy zasłyszane historie. I stąd właśnie blog i moje “Portrety”. Ani Bałuty nie da się określić jednoznacznie. Jestem wielobarwna – mówi o sobie Anna Bałuta, czyli Poli Ann, blogerka i pisarka, której książka pt. “Portrety” ukazała się niedawno nakładem wydawnictwa Borgis.
Recenzje książek z Trójmiasta
Magdalena Raczek: Rozmawiamy dziś o “Portretach”, zacznijmy od portretu ich autorki. Mówi pani o sobie: “matka, żona, potrójna filolożka, belferka, nauczyciel i wykładowca, miłośniczka języków, maniaczka fitnessu, początkująca blogerka, widząca świat słowami”. Wyłania się z tego opisu obraz skomplikowanej postaci. Kim zatem jest Poli Ann – czyli Anna Bałuta?
Anna Bałuta/ Poli Ann: Tak, chyba jestem dość skomplikowaną postacią. Jak wiele kobiet w moim wieku odgrywam w życiu wiele ról i w każdej jestem prawdziwa. Mam rodzinę, jestem mamą (ten aspekt w moim życiu jest szalenie ważny). Pracuję zawodowo i robię to, co kocham i umiem naprawdę nieźle – uczę. Do niedawna w liceum, obecnie w szkole podstawowej, a od trzech lat także jako nauczyciel wykładowca na filologii germańskiej w Ateneum Szkole Wyższej. Języki obce uwielbiam. Każdą z filologii studiowałam z pasją, zresztą język polski też mnie fascynuje. To w nim głównie piszę, choć pierwsze teksty pisałam po niemiecku na konkursy organizowane przez Centrum Herdera Uniwersytetu Gdańskiego. Dwukrotnie udało mi się nawet zdobyć pierwsze miejsce na szczeblu ogólnopolskim.
Jestem bardzo aktywna fizycznie, kocham ruch, wszędzie mnie pełno. Z reguły potrzebuję bodźców do działania jako typowa ekstrawertyczka, jednak czasem moja osobowość potrzebuje chwili wytchnienia. Wtedy właśnie pełna emocji, wrażeń – piszę. Słucham ludzi, obserwuję, rozmawiam z nimi lub koresponduję, trawię ich słowa, przeżycia czy zasłyszane historie i stąd właśnie blog i moje “Portrety”. Ani Bałuty nie da się określić jednoznacznie, jestem wielobarwna.
W takim razie która z wyżej wymienionych ról jest dla pani najważniejsza i jak je pani godzi? Kiedy odnajduje pani czas na nie wszystkie?
Bycie mamą to dla mnie najważniejsza z tych ról. To dzięki córce zaczęłam pisać i po trochu też dla niej. Pierwsze teksty dotyczyły macierzyństwa. Dziś też zresztą wiele tekstów przeznaczonych jest dla niej lub pisanych o niej. Inne role pojawiają się w zależności od okoliczności. W różnych proporcjach, to także określa mój czas wolny. W pracy jestem nauczycielem, profesjonalna, skupiona, ale nadal energiczna i gadatliwa. I wesoła, bo lubię się śmiać, sama z siebie też. Mam dobry kontakt z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Miłością do niemieckiego udało mi się już zarazić kilka osób, co uważam za swój prywatny sukces.
Jako blogerka jestem szalenie empatyczna, dociekliwa, uważna w dobieraniu słów. W sporcie daję z siebie wszystko. Cztery lata temu odkryłam rower i od wiosny do jesieni to nim poruszam się po naszym Gdańsku. Anię Bałutę określają wszystkie te role. Chyba nie jestem nudna (śmiech).
Skupmy się więc na pani twórczości. Jest pani od niedawna blogerką – co panią skłoniło do założenia bloga?
Piszę od kilku lat. Najpierw, jak już wspomniałam, były eseje niemieckojęzyczne na konkursy, tak by się sprawdzić. Gdy po raz drugi z rzędu wygrałam ogólnopolski konkurs, jedna z jurorek powiedziała: “Zrób coś z tym”. Nie bardzo jeszcze wiedziałam co. Potem trafiłam na portal psychologiczny oh!me.pl. Tam też wysłałam kilka tekstów na konkursy, każdy zawsze został zauważony. Po cichu zaprzyjaźnionym polonistkom z pracy pokazałam moje prace i każda z nich mówiła: “Dziewczyno, pisz!”, więc chyba nie miałam wyjścia.
Pozostał jeden problem: techniczny. Nie posiadałam konta na FB i to przyjaciółka namówiła mnie na bloga na próbę. Założyłam konto pod pseudonimem, nie zawierając żadnych informacji o sobie, chcąc, by teksty broniły się same. Pod profil na FB podpięłam stronę – @PoliAnnBlog, która działa ponad rok. Ma ponad 6 tys. obserwujących. Swoje zdjęcie zamieściłam na blogu dopiero po wydaniu “Portretów”, wtedy też wiele osób dowiedziało się, kim jestem. Chciałam po prostu, by czytano moje teksty, a nie teksty, które pisze Ania. Odezw ze strony znajomych był spory i bardzo pozytywny. Myślę, że nie są rozczarowani.
Blog jest bardzo amatorski, ale mam już swoje grono stałych czytelników. Dają mi otuchy, motywują, utożsamiają z moimi bohaterami, dziękują, zwierzają się. Są. To sprawia ogrom satysfakcji. Nie ukrywam, że liczę, iż będzie czytać mnie jeszcze więcej osób. Wiem, że warto.
Od jakiegoś czasu zauważalny jest trend, że blogerzy wydają książki. Zastanawia mnie ten kierunek, bo w pewnym momencie kultura wchodziła do sieci: przenosiła się tu krytyka literacka, media i sztuka, a teraz panuje tendencja odwrotna – twórcy z sieci chcą wyjść do “realu”, np. właśnie wydając książki. Jak to wygląda u pani?
Wydanie książki w moim przypadku nie miało nic wspólnego z chęcią wyjścia z sieci czy wejścia do niej. Powód był bardzo prozaiczny: chciałam mieć w ręku własną książkę. Zostawić ślad po sobie tak, by moja córka miała pamiątkę po matce. Wysłałam prawie 200 opowiadań do jednego z wydawnictw i otrzymałam po miesiącu rzetelną recenzję, więc wiedziałam, że to dobry kierunek. Pani Agnieszka Gortat, moja redaktor prowadząca z Wydawnictwa Borgis, włożyła w “Portrety” wiele serca i cierpliwości, wymieniając ze mną dziesiątki maili.
A co według pani kieruje innymi blogerami?
Trudno powiedzieć, może mają ambicje podobne do mnie, mieć namacalny dowód własnej “twórczości”. Chyba zbyt krótko w sieci istnieję, by móc oceniać takie zjawisko. Wiem po prostu po sobie, że czysty przypadek zaprowadził mnie w to miejsce, w którym jestem dziś. Zakładając bloga, nawet nie śniłam o książce, to odbiór czytelniczek i ich namowy spowodowały, że pomyślałam: “A może książka to niezły pomysł?”. I poszło.
Porozmawiajmy w takim razie o książce. Powiedziała pani kiedyś, że każdy człowiek jest dla pani “portretem wartym opisania”. W książce znalazło się 21 historii-portretów z życia wziętych. Skąd czerpała pani inspiracje i wiedzę do ich napisania?
Każdy portret jest prawdziwy. To historie ludzi, których znam osobiście lub zasłyszałam ich historie. Niektóre portrety są w całości prawdziwe, inne w jakiejś części. Problem jest prawdziwy, a historia nieco zmieniona na czyjąś prośbę lub sama o tym zdecydowałam, nie chcąc na kogoś wskazywać.
Pisze pani o tematach trudnych, jak choroby typu bulimia, anoreksja, bigoreksja. Czy to są tematy pani bliskie, znane z autopsji?
Znam je z opowiadań bliskich lub znajomych mi osób. Jako nastolatka ze względu na nieprawidłowości pracy tarczycy leżałam w szpitalu na oddziale endokrynologicznym, tam zetknęłam się z osobami chorymi na anoreksję i bulimię. W tych portretach nakreślone są pacjentki, które tam poznałam. Perfekcjonistki, inteligentne, wrażliwe, nieradzące sobie z presją otoczenia. Moje własne spostrzeżenia/przeżycia dotyczą na przykład portretu Kasjerki – to historia mojej przyjaciółki, Heleny – kobiety, która żyła czyimś życiem, zapominając o sobie, to także znana mi dobrze osoba. Portret Nauczycielki jest mi bliski ze względu na mój zawód. Portret Siostry Śmierci – to postać pielęgniarki, która opiekowała się moją babcią, gdy ta leżała na oddziale paliatywnym i tam też odeszła. Portret Barbie to faktycznie moja wykładowczyni z uniwerku. W sumie o każdym portrecie mogę powiedzieć, że jest mi bliski w jakiś sposób. Bella Mamma to praca konkursowa, tu można znaleźć mój rys biograficzny w jakimś ułamku.
Większość tych portretów-opowiadań dotyczy kobiet i to na nich się pani skupia najbardziej. Czy taki był zamysł, by napisać książkę kobiecą o kobietach i dla kobiet?
Jestem kobietą i o kobietach chyba mi trochę łatwiej pisać, wiem po prostu, co czują, jak myślą i postrzegają świat, łatwiej mi się z nimi utożsamić. Portretów męskich też jednak trochę jest. Mam znajomego, który sam pisze mi o męskim punkcie widzenia, tłumaczy mi swoje spojrzenie na problem, co bardzo cenię, dużo się uczę. Moja książka jest jednak kobieca w takim aspekcie, że napisała ją kobieta, ale piszę nie tylko o kobietach i absolutnie nie tylko dla kobiet. Mężczyźni, choć nieliczni, czytają mój blog i szalenie mnie to cieszy. Logiczne jest, że jednak będzie po stronie odbiorcy więcej przedstawicielek płci pięknej.
Czytaj także: Te książki gdańszczanie najchętniej czytali w 2019 roku
Skupmy się przez chwilę na języku tej książki. Jest prosty, dosadny, czasem ocierający się o kolokwializmy. Używa pani często krótkich zdań, nierzadko bezokoliczników zdań, co sprawia, że zdania mocniej brzmią i to pasuje do tych tematów, jednak unika pani wulgaryzmów i są one wykropkowane, jakby nie chciała pani, by było to zbyt mocne. Dlaczego?
Tu akurat trochę rządziła korekta. To moja pierwsza książka, dopiero zdobywam doświadczenie w pertraktowaniu z korektorami, ale faktycznie mówią, że piszę krótkimi zdaniami. Nie byłam chyba tego świadoma. Piszę instynktownie, słowa płyną wartko, tworząc zdania. Cieszę się, jeśli oddają charakter tekstu, na tym mi zależy, aby czytelnik był wciągnięty w historię, by czuł emocje, utożsamił się z bohaterem, słyszał jego głos, przeżywał, analizował, a nie odłożył książkę i po chwili nie pamiętał tego, co właśnie przeczytał.
A pani co czyta? Podobno do pani ulubionych książek należą biografie?
Każda biografia, każda historia prawdziwa mnie ciekawi. Ostatnio czytałam biografię Ewy Minge, rodziców Justyny Steczkowskiej, Anny Dymnej. Chętnie sięgam też po mocną literaturę faktu, szczególnie z okresu II wojny światowej, tj. “Dziewczyny z powstania”, “Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. Męskie biografie także czytuję. Jako nastolatka, fanka Kurta Cobaina, znałam wszelkie szczegóły z jego życia. Jakiś czas temu urzekła mnie książka “Lion. Droga do domu”. Obejrzałam najpierw film i od razu kupiłam pierwowzór ekranizacji. Nie żałowałam. Książka była jak zwykle lepsza niż film. Mogłabym wymieniać jeszcze wiele pozycji. Każdy człowiek jest chodzącą historią i inspiracją, to życie pisze najlepsze teksty.
Na koniec jeszcze pytanie o Trójmiasto: pochodzi pani z Włocławka – ale mieszka pani w Gdańsku, tu skończyła pani studia, tu założyła rodzinę. Jak się żyje w Gdańsku i czy uważa pani to miejsce za inspirujące w swojej pracy?
Tak, pochodzę z Włocławka. W Gdańsku mieszkam od 19 roku życia i pokochałam to miejsce drugą miłością. Uwielbiam to miasto, czuję się tu świetnie. Tu zdobyłam wyższe wykształcenie i ukończyłam trzy kierunki studiów. Tu pracuję, mam najbliższą rodzinę i przyjaciół i zapuszczam korzenie. Kocham Gdańsk za otwartość, piękno, rozwój i możliwości. Ostatnio mąż mojej przyjaciółki robił mi kilka zdjęć i prosił, bym wybrała takie miejsce, gdzie czuję się w Gdańsku dobrze. Nie byłam oryginalna: sesja zrobiona została na ulicy Mariackiej, bowiem uwielbiam klimat centrum Gdańska. Mogę godzinami chodzić tamtymi uliczkami i chłonąć tę niepowtarzalną atmosferę. W ostatnie wakacje napisałam książkę – powieść obyczajową, i choć nie nazywam miasta, w którym rzecz się dzieje, to Gdańsk może być postrzegany nieco jako inspiracja.
Wieczory literackie w Trójmieście
Co to za książka i kiedy zostanie wydana?
Chciałabym ją wydać w tym roku. Książka nosi tytuł “Listy do Emki”. To historia kobiety z problemem zdrowotnym, z którym musi sobie poradzić. W obliczu choroby pisze listy do swojej 18-letniej córki. Nie są to listy pożegnalne, raczej listy-porady, jak córka ma żyć. Czekam obecnie na wyniki dwóch większych projektów, może dzięki nim uda się wydać tę książkę lub ponownie we współpracy z wydawnictwem. Kilka fragmentów “Listów do Emki” wrzuciłam na blog. Wzbudziły zainteresowanie, myślę więc, że byłyby czytane. Poza tym zwracam w nich uwagę na ważny, ale lekceważony problem zdrowotny. Jaki? Dowiecie się w swoim czasie.
Gdzie teraz będzie można panią spotkać i porozmawiać?
14 marca o godz. 15 w Szkole Wyższej Ateneum odbędzie się moje pierwsze spotkanie autorskie. Totalny debiut. Jestem bardzo podekscytowana i mam nadzieję, że ktoś się pojawi. Zapraszam zatem wszystkich zainteresowanych. Wstęp darmowy. Na miejscu będzie można kupić moją książkę. Poza tym “Portrety” dostępne są niemal w każdej większej księgarni internetowej, w Empiku także.
Oczywiście zachęcam również do czytania mojego bloga. Mimo że opublikowałam już ponad 200 tekstów, inspiracji mi nie brak. Bardzo dziękuję za rozmowę i możliwość rozpowszechnienia bloga i mojego debiutu literackiego. Życzę wszystkim czytelnikom miłej lektury.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS