A A+ A++

Piotr Doerre

Postęp rewolucji obyczajowej w świecie zachodnim, w którym środowiska prawicowe, konserwatywne i tradycjonalistyczne zepchnięte zostały na margines, a w niektórych krajach prawie zupełnie wyeliminowane z życia publicznego, sprawia, że w wielu pośród nich rośnie sympatia do rządzącego Rosją Władimira Putina. Jego konfrontacja z Zachodem i podejmowane próby restytucji potęgi imperialnej z czasów sowieckich wymuszają propagandową narrację, w myśl której Rosja jest opiekunem chrześcijaństwa zagrożonego z jednej strony przez zachodnie zepsucie, a z drugiej przez agresję islamu i neopogaństwa. Warto jednak postawić sobie pytanie, czy dla polskiego katolika Rosja może być jakąkolwiek alternatywą wobec Zachodu? Czy w ogóle mamy do czynienia z krajem chrześcijańskim?

=======================

 Po demontażu ZSRR pojawiły się nadzieje, że oto następuje zapowiedziane przez Matkę Bożą w Fatimie nawrócenie Rosji, co interpretowano między innymi jako możliwość ekspansji katolicyzmu na duchowej pustyni, jaką były dawne sowieckie republiki. Do Rosji przybyło szczególnie wielu kapłanów z Polski, którzy prowadzili wytężoną działalność ewangelizacyjną nie tylko pośród potomków Polaków mieszkających na Syberii i w europejskiej części Rosji, ale również odnosili sukcesy w przyciąganiu do katolicyzmu licznych Rosjan. Okazało się jednak, że po okresie niemal zupełnej wolności nastąpiła seria oskarżeń ze strony moskiewskiej Cerkwi o tak zwany prozelityzm, następnie miały miejsce deportacje co aktywniejszych księży przez władze i wreszcie – po wymuszeniu przez Kreml na Watykanie zmian w rosyjskiej hierarchii – rozmach katolickiej ekspansji został wygaszony.

 Obecnie w Rosji funkcjonuje około 300 katolickich parafii, w których pracuje ponad 270 kapłanów diecezjalnych i zakonnych oraz przeszło 340 sióstr. Liczba wiernych katolickich wynosi około 800 tysięcy osób. W części europejskiej większość wiernych mieszka w miastach, natomiast na Syberii sytuacja jest odwrotna: katolicy zamieszkują głównie wsie i małe miasteczka, nierzadko oddalone od siebie o setki kilometrów.

 Katolicyzm nie został uznany w roku 2009 za jedną z „religii rodzimych” (czyli cieszących się uznaniem i wsparciem państwa), którymi ogłoszono: prawosławie, islam, judaizm i buddyzm. Na razie katolików nie poddaje się otwartym prześladowaniom, zapewne dlatego, że dla dyplomacji patriarchatu moskiewskiego mogą oni być kartą przetargową w politycznych grach, w których bierze udział również Watykan. Jednak katolicy są regularnie spychani na margines, między innymi do dziś nie uzyskali zwrotu wszystkich kościołów, które zostały zagarnięte przez komunistów.

 – Wspólnota katolicka w Rosji jest jeśli nie bezpośrednio prześladowana, to przynajmniej lekceważona i uszczupla się jej prawa

– oświadczył przed dwoma laty ksiądz Igor Kowalewski, sekretarz generalny Konferencji Biskupów Katolickich Rosji.

 Nie dokonało się więc nawrócenie Rosji na katolicyzm i na razie, po ludzku patrząc, perspektywy na to wydają się być dość dalekie.

Cerkiew znów u władzy

Rosyjskie prawosławie kształtowało się nie tylko pod religijnym, ale i cywilizacyjnym wpływem bizantyjskim, a następnie mongolskim, co nie mogło pozostać bez wpływu na jego kształt. Cechami, które wyróżniają go w całym świecie wschodniego chrześcijaństwa są: silna wspólnotowość o rysie kolektywistycznym, skłonność do całkowitego podporządkowywania się władzy, mającej niczym nieograniczone uprawnienia w regulowaniu wszystkich przejawów życia, oraz ogromna niechęć do zachodniego, a więc „zepsutego” katolicyzmu połączona z przekonaniem o wyjątkowości Rosji – „trzeciego Rzymu”. Według powstałej u progu nowożytności ideologii imperialnej, wiążącej władzę i Cerkiew nierozerwalnym węzłem, Moskwa była ostatnim państwem prawdziwie chrześcijańskim, a zadania cara ruskiego nabrały charakteru mesjanistycznego. Niezwykle ważnym elementem idei prowadzonego przez Moskwę „zbierania ziem ruskich”, które umożliwiło zdobycie Kijowa, translację jego tradycji kościelnej na północ i utworzenie patriarchatu moskiewskiego, był właśnie antykatolicyzm.

 W czasie modernizujących Rosję na modłę zachodnioeuropejską, a dokładnie protestancką, reform Piotra I, Cerkiew ściśle wprzęgnięto w ramy machiny państwowej w miejsce patriarchy ustanawiając Synod Rządzący ze świeckim urzędnikiem – oberprokuratorem – na czele. Wyniszczona niemal całkowicie przez bolszewików, została właściwie stworzona na nowo przez Józefa Stalina dopiero w obliczu widma klęski w wojnie z III Rzeszą jako instytucja mająca zagrzewać Rosjan do obrony kraju. Od tego czasu stała się elementem komunistycznej machiny propagandowej zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Kraju Rad. Wszyscy jej dotychczasowi zwierzchnicy, od pierwszego Sergiusza do obecnego Cyryla I, byli, jeśli nie agentami, to wprost funkcjonariuszami KGB. Ten ostatni jest dziś jednym z najbogatszych ludzi w całej Rosji i jedną z najważniejszych postaci życia politycznego w kraju, ściśle współpracując z prezydentem Władimirem Putinem i utwierdzając władze postkagiebowskich elit. Cerkiew wspiera oficjalną mocarstwową koncepcję geopolityczną, w imię której eurazjatycka Rosja musi opierać się dominacji rządzących oceanami Stanów Zjednoczonych, usiłujących narzucić całemu światu zachodni model demokracji oraz liberalną kulturę. Rosja musi więc bronić swojej kultury i cywilizacji, a ważnym składnikiem tej ostatniej jest prawosławie.

 Rzeczywiście, po demontażu ZSRR, w obliczu pustki aksjologicznej powstałej w wyniku fiaska komunizmu, Cerkiew stała się na powrót ważną instytucją. Odzyskała część swej dawnej własności i obiektów sakralnych, a jej hierarchowie są ważnymi uczestnikami wydarzeń państwowych. Doszło do spektakularnych i licznych nawróceń, ale czy doszło do rzeczywistego nawrócenia Rosji na prawosławie?

 Prawosławni, ale nie wierzący

Wszystkie ośrodki badania opinii publicznej, od liberalnego Centrum Jurija Lewady, przez Wszechrosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej do zbliżonej do Kremla Fundacji „Opinia Publiczna”, podają w swoich badaniach mniej więcej podobne dane na temat liczby identyfikujących się jako prawosławni. W przypadku centrum Lewady jest to około 60 procent, w wersji FOP – nawet 80 procent. Można więc przyjąć, że w Rosji żyje około stu milionów osób deklarujących się jako prawosławni.

 Jednak identyfikacja ta ma charakter przede wszystkim narodowy i polityczny, nie wiąże się natomiast z zaangażowaniem religijnym. Choć liczba ludzi określających się jako prawosławni rosła nieprzerwanie od demontażu Związku Sowieckiego (najwidoczniejszy wzrost nastąpił w latach 1994–1996 i 2007–2009) do roku 2010, kiedy wyniosła 70 procent, to liczba tych, którzy stale uczestniczą w praktykach religijnych, nie zmienia się od roku 1992 i wynosi stale około trzech procent, co oznacza nieco ponad cztery miliony praktykujących. Z tym, że jako stale praktykujących w Rosji określa się tych prawosławnych, którzy uczestniczą w Świętej Liturgii i przystępują do Komunii przynajmniej raz w miesiącu (nie zaś raz w tygodniu). Jeśli przyjąć bardziej rozszerzoną definicję praktykujących, uznając za takich wszystkie osoby, które Komunię przyjmują przynajmniej raz w roku, to ich liczba wzrosnąć może do około 10–12 procent. To wciąż zbyt mało, by nazwać społeczeństwo rosyjskie prawosławnym. Przyznają to zresztą przedstawiciele samej Rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, jak choćby ksiądz Nikołaj Jemielianow, badacz cerkiewnej statystyki, z którym wywiad można przeczytać na stronie prawosławie.ru (oficjalny organ moskiewskiej Cerkwii).

 Choć lata dziewięćdziesiąte charakteryzowały się prawdziwym boomem powołań, w Rosji wciąż występuje poważny brak duchownych. Kapłanów i diakonów prawosławnych jest około 30,5 tysiąca – czyli mniej więcej tyle samo, co kapłanów katolickich w kilkakrotnie mniejszej Polsce. Jeśli w Polsce na jednego kapłana przypadają 1103 osoby określające się jako katolicy, to w Rosji liczba ta, w odniesieniu do prawosławnych, wynosi 6050.

 Choć deklaratywnie Cerkiew jako instytucja cieszy się bardzo wysokim poparciem, zdecydowana większość Rosjan nie utożsamia się z jej postulatami obyczajowo-moralnymi. Na przykład około 70 procent respondentów ośrodków badania opinii publicznej deklaruje, że nie chce dużego wpływu Cerkwi na politykę i kształtowanie prawa. Papierkiem lakmusowym stanu moralnego społeczeństwa są kwestie stosunku do życia i rodziny.

Rosja wobec życia

Z roku na rok liczba Rosjan maleje, co bierze się z niekorzystnego wskaźnika urodzeń żywych względem zgonów. Prognoza demograficzna na lata 2020–2035, opublikowana na stronie RosStat Federalnej Państwowej Służby Statystyki, mówi, że za piętnaście lat populacja kraju może spaść do około 138 milionów, w których duży udział będą miały osoby stare i w podeszłym wieku.

 Pomimo że rosyjskie władze wielokrotnie w ostatnich latach zapewniały, iż widzą problemy demograficzne kraju, Rosja wciąż ma jeden z najgorszych w świecie stosunków aborcji do urodzeń żywych dzieci. W okresie późnego Związku Sowieckiego, a także w latach dziewięćdziesiątych XX wieku był on katastrofalny – co roku średnio na każde rodzące się dziecko przypadało bowiem dwoje okrutnie zamordowanych w łonach matek. Jeszcze z początkiem tej dekady wykonywano corocznie prawie 1 milion 200 tysięcy„zabiegów”, bo tak wciąż nazywa się zabicie nienarodzonego dziecka. W roku 2015 przyszło na świat 1 milion 940 tysięcy dzieci, ale dokonano już „tylko” 848 tysięcy aborcji, a w kolejnym roku – o 96 tysięcy aborcji mniej. Widać więc wyraźnie, że liczba aborcji zauważalnie spada, co minister zdrowia Weronika Skworcowa otrąbiła jako wielki sukces rządu, który wprowadził kilka lat temu poradnictwo dla kobiet w ciąży, uświadamiające, że aborcja nie jest jedynym „wyjściem” i nie powinna być traktowana jak wyrwanie zęba. Władze zapomniały jednak przyznać, że z roku na rok radykalnie spada też liczba urodzeń, których w roku 2017 było już tylko 1 milion 690 tysięcy, podczas gdy w tym samym roku zanotowano o 130 tysięcy zgonów więcej niż urodzin.

 W roku 2016 cerkiewne doły oraz świeccy podjęli akcję zmierzającą do ustanowienia prawnego zakazu aborcji, która nadal dozwolona jest niemal bez żadnych ograniczeń do dwunastego tygodnia ciąży, a w specjalnych przypadkach nawet do dwudziestego drugiego tygodnia (czyli piątego miesiąca) ciąży. Pod petycją do władz podpisało się 300 tysięcy Rosjan, co może wydawać się liczbą imponującą, choć w porównaniu z 450 tysiącami podpisów pod znacznie bardziej konkretnym i znacznie dalej idącym projektem ustawy w kilkakrotnie mniejszej Polsce wypada dość blado. Pod petycją złożył swój podpis również patriarcha Cyryl – aczkolwiek niechętnie: postawiony przez niższych duchownych pod ścianą – ale kiedy władze państwowe zadeklarowały brak poparcia dla inicjatywy, zaczął natychmiast chyłkiem wycofywać się z tego stanowiska i kluczyć, informując, iż podpisał się jako „osoba prywatna” (sic!).

 Wicepremier Olga Gołodiec, zajmująca się polityką społeczną, i wspomniana już minister Weronika Skworcowa wykrętnie zapewniały, że rząd chce przede wszystkim usunąć przyczyny, które skłaniają kobietę do przerwania ciąży, stwierdzając przy tym, że skutkiem zakazu aborcji byłoby przeniesienie jej do podziemia. Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Putina, wyraził brak zainteresowania Kremla sprawą, a Władimir Żyrinowski, który często wyraża nieoficjalnie stanowisko Putina, zapowiedział, że będzie głosować przeciw zakazowi.

 Aborcję więc nadal wykonuje się powszechnie, o czym mówi relacja popa Olega Bułuczewa z maja tego roku:

Jeden z kapłanów opowiadał, jak bardzo był przerażony, kiedy przyszedł odwiedzić swoją żonę przebywającą w szpitalu. (…) Jego żona powiedziała mu, że kobieta leżąca na sąsiednim łóżku została poddana sztucznemu poronieniu, a płód, narodzony w ten sposób, natychmiast… został utopiony w wiadrze z wodą. W tym szpitalu uratowano jedno dziecko, a w tym samym czasie drugie – nienarodzone – pozbawiono życia. W sprawiedliwej złości ksiądz próbował odwołać się do sumienia personelu tego szpitala – lekarzy i pielęgniarek, ale oni tylko się z niego śmiali. A takie instytucje medyczne są szeroko rozpowszechnione w całej Rosji.

Rosja wobec rodziny

Ten sam pop Oleg Bułuczew pisze:

Statystyki rozwodów dziś przerażają. Obecnie Rosja jest ogólnie uważana za światowego lidera w… rozwodach. Według Rosstatu, w Rosji w 2016 roku było 895 rozwodów na 1000 małżeństw, a w 2017 roku było 829 rozwodów na 1000 małżeństw. To są nasze „tradycyjne wartości rodzinne”. A my nadal oskarżamy sodomicką Europę

Przykład idzie z góry – w czerwcu 2013 roku Władimir Putin poinformował o rozpadzie jego małżeństwa z żoną Ludmiłą, z którą rozwiódł się ostatecznie kilka miesięcy później. Kwestia nierozerwalności małżeństwa nie była zresztą przez władców Kremla już wcześniej traktowana zbyt poważnie, skoro tak cenieni przez współczesnych Rosjan Iwan Groźny i Piotr I pozbywali się swoich małżonek, kiedy te nie spełniały pokładanych w nich oczekiwań. Dziś ponad 40 procent małżeństw stanowią związki wyłącznie cywilne, a w ostatnich latach coraz bardziej popularne stają się w Rosji, podobnie jak na Zachodzie, związki nieformalne, których liczbę trudno oszacować.

Między islamem a pogaństwem

Krytyczne uwagi dotyczące stanu rosyjskiej rodziny mają znacznie mniejsze zastosowanie, jeśli chodzi o rodziny muzułmańskie, a należy pamiętać, że islam jest drugą co do znaczenia religią w Federacji – a wkrótce może stać się pierwszą. Według Pew Research w roku 2010 w Rosji miało żyć 16,4 miliona muzułmanów (11,6 procent populacji rosyjskiej). Szacuje się, że liczba wyznawców islamu wzrośnie w 2030 do 18,6 miliona, czyli 14,4 procent populacji Federacji, a jeśli spełnią się pesymistyczne prognozy demograficzne, to za piętnaście lat będą oni stanowić ponad 20 procent jej mieszkańców, czyli więcej niż w jakimkolwiek kraju Europy Zachodniej.

 Islam jest najbardziej rozpowszechniony na północnym Kaukazie, środkowym Powołżu i Uralu, gdzie w aż siedmiu republikach ponad połowę mieszkańców stanowią nacje tradycyjnie islamskie. W większych miastach, szczególnie w Moskwie i Petersburgu, odsetek muzułmanów rośnie w sposób niekontrolowany. Zapewne dlatego nie publikuje się żadnych oficjalnych statystyk, ale nieoficjalnie mówi się o trzech milionach wyznawców islamu mieszkających stale w stolicy Rosji. Nic dziwnego, że podczas ostatniego ramadanu na ulice Moskwy wyległo około 100 tysięcy muzułmanów, co było swoistą manifestacją siły.

 Islam jest uznany przez Rosję za jedną z czterech jej tradycyjnych religii. Państwo do pewnego stopnia gwarantuje mu nieskrępowany rozwój, choć w sferze publicznej pojawiają się wezwania do walki z zagrożeniem muzułmańskim, a władze zwalczają radykalny wahabicki islam. Muzułmanie w sposób szczególny obecni są w rosyjskiej armii, gdzie stanowią już ponad 30 procent żołnierzy, co stanowi problem, z którym nie potrafią sobie poradzić wyżsi dowódcy.

 Jak rozpowszechnione były niegdyś w Rosji czary, pisał nieoceniony Ferdynand Antoni Ossendowski w Cieniu ponurego Wschodu. Opowiadał on o ceremoniach, których sam był świadkiem w guberni pskowskiej, a następnie w guberni czarnomorskiej. Niewiele lat przed rewolucją w Rosji czci zażywali dawni bogowie: Perun, Wołos, Dadźbóg! Nad Wołgą i Kamą w chłopskich domach widzieć można było drewniane i gliniane figurki bogów pogańskich, stojące obok świętych obrazów i krucyfiksów w tak zwanym „czerwonym kącie“, czyli w rogu naprzeciwko drzwi. W niektórych regionach rozpowszechnione były nawet instytucje lokalnego czarownika i wiedźmy.

Kraj wróżów i czarownic

Pogańskie wpływy szerokim strumieniem dostawały się również w obręb samego prawosławia, stąd właśnie w Rosji powstało tak wiele sekt pozostających pod wpływem religii Dalekiego i Bliskiego Wschodu, niekiedy rażących swoimi ekstremalnymi formami wyrazu czy stylem życia, jak „chłystowie” czy dokonujący rytualnych samookaleczeń i kastracji „skopcy”, a także wywodzący się z ruchu staroobrzędowego pomorcy, dopuszczający rytualne samobójstwa przez samospalenie, strannicy, spasowcy, filiponi czy fiedosiejewcy. Aleksander Dugin stwierdził kiedyś nawet, że

prawosławie i chrześcijaństwo to dwie różne rzeczy. (…) Prawosławie, które nie jest religią, lecz tradycją, jest o wiele bliższe temu, co nazywamy pogaństwem. Ono obejmuje i włącza w siebie pogaństwo (…) nie wchodzi w totalny konflikt z normami pogańskimi, a jedynie transformuje przedchrześcijańskie archetypy w prawosławnych kontekstach.

 Pogaństwo przetrwało czasy sowieckie i w dzisiejszej Rosji ma się bardzo dobrze. Według szacunków rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, w samej tylko Moskwie praktykuje dziś 300 tysięcy znawców sztuk tajemnych. W całym kraju jest ich 800 tysięcy. Ich roczne dochody wynoszą dwa miliardy dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile Rosja zarabia na eksporcie diamentów. Już w roku 2010 grupa deputowanych wspieranych przez Cerkiew chciała powstrzymać ekspansję pogaństwa, forsując ustawę zakazującą reklam usług ezoterycznych, ale jak na razie wiedźmy i wróżowie świetnie sobie radzą. Organizuje się sabaty czarownic, działa też stowarzyszenie Kościół Szatana Federacji Rosyjskiej.

 Jednakowoż nad Wołgą i Oką, podobnie jak na Zachodzie, wciąż podstawowym problemem duchowym, pomimo szczytnych deklaracji, jest praktyczny ateizm. Jak mówił przed kilku laty o swojej pracy w Rosji kleryk z parafii drohiczyńskiej:

Dla katolika z Polski bardzo widoczne są owoce długiej ateizacji komunistycznej, połączonej nieuchronnie z odejściem od chrześcijańskich wartości nie tylko w sferze publicznej, ale również prywatnej: stąd tak wiele brudu i zła w każdej dziedzinie życia. Odbija się to oczywiście w mentalności tamtejszych ludzi i z tego powodu dotarcie duszpasterza do ich sumień jest niezwykle trudne.

za: pch24.pl

Fot: Maxim Shemetov/Archiwum: Reuters/FORUM

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBriatore: Pięciu albo sześciu kierowców mogło wygrać tytuł
Następny artykułMercedes z "odświeżonym" o 116 tys. km przebiegiem zatrzymany w Łukowie