Druga z rzędu sesja na nowojorskich giełdach zakończyła się silnymi spadkami głównych indeksów. W tle pozostaje strach przed epidemią Covid-19 oraz ucieczka od rekordowo drogich amerykańskich akcji w stronę rekordowo drogich obligacji rządu USA.
Zwykle po tego typu sesjach jak poniedziałkowa (przypomnijmy: S&P500 –3,3%) Wall Street wykazuje tendencję do mechanicznego (by nie rzec: bezmyślnego) odreagowania. Ale nie tym razem. Tym razem po jednym tąpnięciu nadeszło drugie, niemal równie mocne.
We wtorek S&P500 zaliczył spadek o 3,03%, drugi dzień z rzędu tracąc ok. stu punktów. Dow Jones po zjeździe o 3,15% osunął się w pobliże 27 000 pkt. Nasdaq Composite zaliczył spadek o 2,77%, osuwając się poniżej 9 000 pkt.
Obie sesje – poniedziałkowa i wtorkowa – łączyła skala spadków, ale różnił ich przebieg. W poniedziałek indeksy otworzyły się z ogromną luką i pozostały nisko aż do zamknięcia. We wtorek otwarcie wypadło tuż ponad kreską, ale ceny akcji osuwały się konsekwentnie aż do końca dnia.
W tle znów były lęki związane z ekspansją chińskiego koronawirusa. Kolejne kraje raportowały pierwsze przypadki zachorowań. Początkowo słabe ogniska we Włoszech, Japonii czy (zwłaszcza!) Korei Płd. liczone są już w setkach zakażonych. Słowo „pandemia” zapewne więc wkrótce trafi na nagłówki. Ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami dla aktywności gospodarczej i wyceny aktywów. Paradoksalnie znacznie poważniejsze skutki może mieć nie sama epidemia, lecz paniczne posunięcia władz mające na celu ukrócenie ekspansji koronawirusa z Wuhan.
Inwestorzy z Wall Street wreszcie przyjęli do wiadomości, jak poważna jest sytuacja. I że jej ignorowanie przez poprzedni miesiąc najprawdopodobniej było błędem. Rosnące od początku roku ceny akcji mają jeszcze daleką drogę, aby doszlusować do rynków długu, walutowego i surowcowego, które od ponad miesiąca dyskontowały możliwe konsekwencje koronawirusa.
Warto szczególnie spojrzeć na rynek amerykańskich obligacji, czyli starszego – i zwykle rozważniejszego – „brata” Wall Street. Tam 10-letnie obligacje rządu USA osiągnęły dziś rekordowo niską rentowność zaledwie 1,31%, o jeden punkt bazowy przebijając dołek z lata 2016. Dna szukały też rentowności papierów 30-letnich, zniżkujące do zaledwie 1,79%. W Niemczech CAŁA krzywa rentowności znalazła się poniżej zera (z 30-latkami włącznie). To sygnał desperacji inwestorów, chcących ochronić kapitał przed możliwymi spadkami na rynku akcji (malejąca rentowność idzie w parze ze wzrostem ceny rynkowej obligacji).
Jeszcze tydzień temu amerykańskie indeksy biły historyczne rekordy. Wystarczyło kilka sesji i kilka nowych wiadomości z „frontu” koronawirusowego, by nagle nikt nie chciał kupować akcji, a S&P500 spadał w najszybszym tempie od sierpnia 2015. Problem w tym, że inwestorzy nie są w stanie oszacować ryzyka, poruszając się w sferze wysokiej niepewności, gdzie stare modele stają się średnio użyteczne. W ten oto sposób Wall Street w kilkanaście dni przełączyło się z trybu „ekstremalnej chciwości” do „ekstremalnego strachu” – jak podają odczyty Fear&Greed Index.
Krzysztof Kolany
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS