Przez ponad godzinę o występie Arki należało mówić w samych niecenzuralnych słowach. Do Gdyni przyjechał Raków, z którym rywalizacja dla gospodarzy miała ciężar sześciu punktów. Częstochowianie rozgościli się w Gdyni jak w domu, w którym sami przecież grać nie mogą. Przewaga przyjezdnych od pierwszej minuty była porażająca, trudno było uwierzyć, że mierzą się ekipy z tej samej części tabeli. Stłamszona, ślamazarna i zupełnie bez energii Arka została ukłuta już na samym wstępie, gdy z rzutu wolnego idealnie przymierzył Miłosz Szczepański.
Z każdą kolejną minutą to Raków rządził, Raków dzielił, Raków zasługiwał na kilka goli więcej. Goście bawili się w polu karnym Arki jak na treningu. Gdyńska obrona, jak i pozostałe formacje, prezentowała się słabo. Przepaść między zespołami była wówczas zatrważająco ogromna. Drugi gol, który w istocie miał miejsce, był zatem do przewidzenia. Zawodnicy z Częstochowy stworzyli sobie tyle szans, że wykorzystując część z nich, bez zbędnej przesady do zsumowania strzelonych goli potrzeba by było dwóch rąk.
– Trener w szatni powiedział nam, że mamy to spotkanie, co brzmiało co najmniej jak słowa szaleńca – przyznał po meczu kapitan Arki Adam Marciniak.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił i nic nie zapowiadało cudu. Drogę po niego utorował Mateusz Młyński, który po świetnym dośrodkowaniu Marciniaka strzałem głową dał nadzieję gospodarzom. Wówczas spotkanie wymknęło się spod kontroli przyjezdnych. Cofnęli się na własną połowę, zupełnie nie przypominali ekipy, która była w stanie wbić tego dnia Arce co najmniej pięć, sześć albo i więcej bramek. Gdynianie wobec statycznej postawy przeciwnika podeszli wyżej, a Marko Vejinović fantastycznie przymierzył w samo okienko. Tuż przed końcowym gwizdkiem było 2:2, co już samo w sobie z przebiegu spotkania było ogromnym sukcesem dla gospodarzy.
Za chwilę goście trafili w słupek (Piotr Malinowski), ale to Arka przeprowadziła jeszcze jedną zabójczą akcję. Taką, która wywołała szaleństwo na trybunach. Nemanja Mihajlović otrzymał piłkę z boku pola karnego i oddał idealny strzał w długi róg, który po odbiciu od słupka wylądował w bramce gości. Niemożliwe stało się faktem!
– To był zwariowany mecz – dodał niedowierzający w końcowy rezultat Marciniak.
Pełna zgoda, a po takim spotkaniu można dodać tylko jedno: takie rzeczy dzieją się tylko w polskiej Ekstraklasie!
Arka Gdynia – Raków Częstochowa 3:2 (0:2)
Bramki: Młyński (72.), Vejinović (88.), Mihajlović (90.+2.) – Szczepański (4.), Petrasek (39.)
Arka: Steinbors – Zbozień, Maghoma Ż, Bergqvist, Marciniak – Deja – Młyński, Nalepa Ż (66. Kopczyński Ż), Vejinović – Jankowski (60. Mihajlović) – Zawada (64. Serrarens).
Raków: Szumski – Kościelny, Petrasek, Jach – Tudor, Poletanović (64. Babenko), Sapała, Bartl (78. Piątkowski) – Schwarz, Szczepański (84. Malinowski) – Musiolik.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS