A A+ A++

Od redakcji: Materiał publikujemy dzięki współpracy z magazynem “Kontynenty”. Wszelkie zmiany redakcyjne i skróty w stosunku do publikacji oryginalnej w kwartalniku pochodzą od redakcji Magazynu WP.

Najnowszy Magazyn “Kontynenty” kupisz w Publio.pl lub poniżej (KLIKNIJ W LOGO):

Bóg stworzył świat i rozdzielił całą ziemię pomiędzy narody i ludy, które ustawiły się po nią w kolejce. Jak wszystkim wiadomo, Pamircy są niewysokiego wzrostu, są zawsze bardzo uprzejmi i nie przepychają się z innymi, dlatego też znaleźli się na końcu. Kiedy Bóg ich zobaczył, okazało się, że nie został już żaden kawałek ziemi, który mógłby im podarować. Pamircy zapłakali gorzko nad swoim losem, a wszyscy wiedzą, że kiedy Pamircy ronią łzy, nawet Bóg musi się wzruszyć ich losem. Tak się też stało. Bóg pocieszył Pamirców, mówiąc: “Zachowałem dla siebie najpiękniejszy kawałek ziemi, który miał być moim ogrodem, bowiem są tam i góry, i zwierzęta, i pola, i rzeki. Dam wam tę ziemię. Nazywa się ona Badachszan”

Legenda o stworzeniu świata, Pamir.

Rzeka Pamir przechodzi w Pandż, potem zmienia się w mityczny Oksus, Amu-darię. Odwiecznie stanowiącą jedną z najważniejszych granic na świecie. Niegdyś potężna rzeka dająca życie miastom cywilizacji Jedwabnego Szlaku, zasilająca zbiornik Morza Aralskiego, dziś ginie gdzieś po cichu w piaskach pustyni. Morza dawno już nie ma. Ostry wiatr niesie słony, toksyczny pył setki kilometrów, niszcząc glebę, powodując śmiertelne choroby u zwierząt i ludzi. Tragedia rzeki pociągnęła za sobą tragedię mieszkańców całego dorzecza.

Tymczasem w swoim górnym biegu, w górach Pamiru, z dala od upraw bawełny, niepozorny Pandż oddziela peryferia bezpiecznego świata – Tadżykistan – od krainy chaosu, groźnego Afganistanu. Ziemi, na której wydarzyć się może wszystko, a życia i zdrowia nie chroni żadne prawo. Wody Pandżu rozlewają się szeroko dopiero w dolinie Korytarza Wachańskiego, tworząc wyspy i rozlewiska. Woda pozwala na życie ludzi w dolinie, nawadnia skromne poletka upraw, pozwala napoić zwierzęta: stada bydła, owiec i kóz, daje też ryby. Nad rzeką panuje spokój. Granica, której niegdyś strzegły potężne twierdze państwa Kuszanów, dziś wydaje się spokojna. Wydawać by się mogło, że wystarczy tylko znaleźć dogodny bród i przejść na drugą stronę, aby móc spojrzeć w twarze ludzi o jasnych, zielonych i piwnych oczach mieszkających na drugim brzegu. Ludzi mówiących tym samym językiem i wyznających tę samą religię. A jednak tak sobie dalekich.

Cisza nad rzeką jest pozorna – na drugi brzeg nieustannie zwrócone są oczy wojskowych, ukrytych w górskich stanicach. Pierwszy posterunek za Ishkashem znajduje się w ruinach starej kuszańskiej twierdzy. Widok z jej murów zapiera dech w piersiach, jest piękny. To tu zaczyna się Wachan, a pasmo gór Pamiru przechodzi w afgański Hindukusz o pokrytych śniegiem szczytach. To tu na przeciwległym brzegu dostrzec można zarysy miasta o bliźniaczej nazwie Sułtan Ishkashem…

– Dwa tygodnie temu talibowie zeszli z gór i napadli na ludzi w okolicznych wioskach. Było naprawdę strasznie, ocalałych rannych przywożono na naszą stronę, do Tadżykistanu, bo tam nie ma nawet szpitala. Ludzi z odciętymi nogami, rękami, krwawiących – mówi żołnierz stacjonujący w twierdzy. – Tu nie wolno robić zdjęć – ostrzega.

No tak, twierdza Kahkaha w miejscowości Namadgut to nie punkt widokowy. To dziś wciąż tak samo ważny strategicznie obiekt, jak niemal dwa i pół tysiąca lat temu. Jasne oczy żołnierza osadzone w smagłej twarzy – tak charakterystyczne dla tego rejonu, a tak nietypowe dla reszty mieszkańców Azji Centralnej – patrzą na przeciwległy brzeg z nie mniejszą uwagą niż jego przodków za czasów radzieckich, wcześniej carskich, a jeszcze wcześniej chanatu wachańskiego, państwa Kuszanów, Aleksandra Wielkiego czy Persów.

Bo rzeki rozdzielają ludzi z większą mocą niż najwyższe pasma górskie.

Podróż po Wachanie to podróż w wielu wymiarach.

Wyruszamy śladem dawnych podróżników przemierzających drogę do Chin – to tędy właśnie wiodła jedna z tras Jedwabnego Szlaku. Przemieszczamy się więc w przestrzeni i w linii pionowej, na znaczne wysokości. Droga podnosi się stopniowo, przekraczając wysokość dwóch tysięcy metrów. Trzecim wymiarem jest czas, w którym możemy się cofnąć, poznając lokalnych mieszkańców i ich tradycje. Wachan to ziemia, w którą wrosły liczne legendy i opowieści zamieszkujących ją ludów. Dolina na przestrzeni niecałych stu dwudziestu kilometrów zamieszkana jest przez siedem grup językowych. Mieszkańcy Langar – ostatniego kiszłaku – z ludźmi z Ishkashem mieszkającymi u wrót Wachanu porozumiewają się w lingua franca Azji Centralnej – języku rosyjskim. Skalista topografia terenu sprzyjała izolacji, przez wieki kształtującej odrębność lokalnych społeczności. Przestrzeń gór, na pozór dosyć jednolita w charakterze i kolorystyce, w rzeczywistości jest symboliczną dżunglą znaczeń dla lokalnych mieszkańców. Tradycja religijna wyznacza miejsca cudów związanych z czczonymi lokalnie świętymi ismailizmu.

Kim są ismailici?

To nie muzułmanie, to taka jak gdyby sekta – tak mówią o ismailitah Kirgizi i Tadżycy. Choć mieszkają w sąsiedztwie, o religii mieszkańców Pamiru nie wiedzą nic. Ismailizm, szyicki odłam islamu traktowany w islamskim świecie jako ruch odszczepieńczy, ukształtował się już w ósmym wieku, dając początek diasporom, z których do dziś największe znajdują się w Indiach, USA i właśnie w Tadżykistanie. Z ismailizmu wywodzą się druzowie z ich tajemniczym kultem i neoplatońskimi ideami, a także budząca w średniowiecznej Europie grozę sekta asasynów.

Dziś nurt ten można uznać za łagodną odmianę islamu, kładącą większy nacisk na metafizykę nauk zawartych w Koranie niż na dosłowne interpretacje. W przeszłości miał być islamem bardziej hermetycznym, stworzonym dla wybranych, o różnych stopniach wtajemniczenia. W Wachanie połączył ze sobą koncepcje zoroastryjskie, buddyjskie, idee platońskie starożytnej Grecji i sam islam. Ismailityzm miał również wpływ na formowanie się bractw sufickich, będących przekleństwem tradycyjnego islamu. Obecnie głową szyizmu ismailickiego jest Aga Chan IV.

W przestrzeni znaczeń dochodzą echa dużo starszych tradycji. To ziemia Słońca, więc i prastarego zoroastryzmu, ale także kultów animistycznych. Każdy mazar (święte miejsce, miejsce pochówku) zdobią poroża górskich kozłów, zwierząt z sięgających nieba szczytów, prowadzących duszę w zaświaty.

Dziś, choć ludzie od wieków przywykli dbać o miejsca kultu, kruszeją i pociemniały. To ostre wypowiedzi Agi Chana na temat czci oddawanej przedislamskim siłom, pamięci dawnych cudów i fantastycznych zdarzeń w świętych mazarach sprawiły, że stare świątynie zaczęły popadać w ruinę. Jednak ich ściany, poczerniałe od dymu palonych świec, obklejone woskiem i olejem, wciąż przypominają o wierze mieszkańców. Gdzieniegdzie w murze widnieje pozostawiony suchy bukiet ziół, garstka zboża, moneta czy cukierek. Mazary według miejscowych przekonań to miejsca cudów – w Zong to ponoć właśnie modlitwy do świętego uchroniły górny Wachan przed epidemią. Miejsca upamiętniające pochówek lokalnych cudotwórców, proroków i nauczycieli, takich jak święty mąż i prorok Szohmuboraki Mardi Vali z Szidcharw, który, jak twierdzi tradycja, sprawił, że woda wytrysnęła ze skały, tworząc w wiosce życiodajne źródło. To także miejsca uświęcone o wiele starszą tradycją – dawniej czczono w nich święty ogień – najświętszy z żywiołów. A jeszcze wcześniej oddawano cześć życiodajnej sile słońca.

W starych opowieściach z Wachanu jak echo wracają wspomnienia starożytnej Baktrii i historii jej podboju. Iskander – Aleksander Wielki – jest tu szczególną postacią. Jego pamięć po dziś dzień otoczona jest niemal kultem. Wspomnienie wielkiego wojownika, ale także opiekuna i dobroczyńcy podbitych ludów nadało mu cechy niemal boskie i na wieczność zapewniło miejsce w pamięci dzisiejszych narodów dawnej Baktrii.

I tak ziemia Badachszanu miała jakoby być Iskanderowi przeznaczona jeszcze długo przed tym, zanim do niej przybył. Zobowiązał się otoczyć ją szczególną opieką, ponieważ, jak mu opowiadano, spoczywały tu prochy jego przodków. Oddał im cześć w miejscu pochówku badachszańskich władców. W ten sposób pamięć o potężnym najeźdźcy przekształciła się w kult “swojego” dobroczyńcy i opiekuna.

“Spójrz, to dlatego mamy greckie rysy, jasne twarze i często jasne oczy – szare albo zielone!” – to częste wytłumaczenie specyficznej urody Wachańczyków. Często do jasnych oczu dochodzą także włosy w jaśniejszym odcieniu – czy jednak rzeczywiście można uznać to za cechy Macedończyków i Greków? Czy też może za pokrewieństwo z tak pożądanym niegdyś i wciąż poszukiwanym w Europie aryjskim genem przodków, do którego mieszkańcy Wachanu mają jak najbardziej prawo się przyznawać? Być może w pewien mityczny niemal sposób Aleksander naprawdę odnalazł w jakimś sensie swoich “przodków” w dolinie, gdzie Pamir spotyka pasmo Hindukuszu, a historia zatoczyła koło?

Bo podróż po Wachanie to podróż w wielu wymiarach…

W Wachanie zachowały się także wpływy buddyzmu. Dziś znaki materialne tego dziedzictwa obecne są jedynie we Wrang, gdzie na wzgórzach nad wioską wznosi się stupa odbudowana z pozostałości kompleksu buddyjskiego z III wieku.

Wrang to także ładna historia z polskim akcentem. W wiosce mieszka Sława. Tak na nią mówią sąsiedzi. Pani Bronisława – bo tak w rzeczywistości się nazywa – ma polskie pochodzenie, urodziła się jeszcze przed wojną na terenach dzisiejszej Ukrainy. Do Tadżykistanu zawędrowała z miłości, za mężem, Wachem, którego poznała, kiedy pełnił służbę wojskową. Dziś staruszka ma ponad osiemdziesiąt lat. Po polsku już prawie nic nie pamięta, najdłużej pozostały jej w głowie słowa codziennej modlitwy “Ojcze nasz”. Wyjeżdżając do Tadżykistanu, wtedy jednej z republik ZSRR, peryferyjnej i bardzo biednej, przyjęła całkowicie zwyczaje nowego miejsca. Dziś o jej pochodzeniu przypomina jedynie uroda wnuczek – blondwłosych i o jasnej cerze.

Odwiedzając muzeum Mubaraka z Wachanu w Yamg, poznajemy niezwykłego człowieka. Żył w latach 1842–1902, nazywany był Leonardem da Vinci z Yamg. Nauczyciel, filozof, wielki myśliciel. Poeta, pisarz, artysta, muzyk. Naukowiec, astronom, medyk – zgłębiając najrozmaitsze dziedziny wiedzy, służył swoim doświadczeniem lokalnej społeczności. Obecnie w domu Mubaraka znajduje się małe muzeum poświęcone jego pracom. W Yamg wciąż żyją potomkowie wielkiego nauczyciela i z dumą podtrzymują pamięć o przodku.

Skonstruował on m.in. urządzenie wyznaczające, dzięki obserwacji Słońca, początek astronomicznej wiosny na dzień, kiedy promień, przechodząc przez dwie ustawione na wzgórzu skały, padnie na otwór wyrzeźbiony w okrągłym kamieniu. Zaprojektował też kalendarz – miarę czasu – wzorowany na ludzkim ciele, cyklu jego życia i funkcji narządów. Harmonia człowieka z całym wszechświatem to jedna z najbardziej widocznych w Wachanie idei.

Tak jak ciało człowieka i cykl życia odzwierciedlają kosmiczny porządek natury, tak samo wyrazem kosmicznej harmonii jest przestrzeń mieszkalna człowieka. W Wachanie, jak i w innych dolinach zachodniego Pamiru, spotykane są tak zwane pamirskie domy – konstrukcje o specyficznej budowie, które w swojej formie przetrwały nie tylko niezmienione przez tysiące lat, ale także rozprzestrzeniły się na inne części świata – spotykane były w Armenii, niektórych obszarach Gruzji, Osetii czy Czeczenii, będąc niezaprzeczalnym dowodem migracji ludzi i idei z centralnej Azji na zachód.

Główne miejsce w pamirskim domu zajmowało palenisko, które dawało ciepło i umożliwiało przygotowanie ciepłych posiłków. Dach wspiera się na pięciu, często bardzo bogato rzeźbionych, filarach. Obecnie filary noszą imiona szyickich świętych: Mohameda (główny filar, na Kaukazie nazywany filarem matki), Alego, Fatimy, Hasana i Husajna. W przeszłości filary symbolizowały cztery żywioły, a główny filar – swoisty axis mundi domowej przestrzeni – łączył je wszystkie ze sferą nieba, stanowiąc niejako “duszę domu”.

Dwa główne filary połączone są ze sobą poprzeczną belką, zwaną buchkovach, symbolizującą niebo, zdobioną często symboliką solarną, rozetą lub swastyką. Ułożony z warstw dach, zwany chorhona, odzwierciedla stworzenie wszechświata, podkreślając ideę czterech świętych w zoroastryzmie żywiołów. Pierwszy poziom to ziemia, następny symbolizuje wodę, kolejny – powietrze i najważniejszy, górny – ogień.

Szczyt dachu zwieńczony jest otworem, ruz, przez który wpada światło i świeże powietrze. Obecnie nowo budowane domy często kryte są spadzistym dachem z blachy – z uwagi na zmiany klimatu i coraz bardziej śnieżne zimy spadzista konstrukcja wydaje się praktyczniejszym rozwiązaniem, nawet jednak te “nowoczesne” dachy jedynie przykrywają tradycyjny układ wewnątrz konstrukcji, nie burząc ani jego struktury, ani znaczenia. Bo pamirski dom to nie tylko schronienie, ale i świątynia, w której budowie kontemplować można harmonię życia człowieka i kosmicznych sił rządzących światem.

Podobnie jak potęga znaczeń i symboli przepełnia przestrzeń pamirskiego domu, tak duszę mieszkańców Wachanu wypełniają idee i koncepcje, które wyrazić może jedynie muzyka. Instrumenty muzyczne – gitary w formie rubabu i licznych jego modyfikacji – to nieodłączny element życia rodziny w Wachanie. Każdy dom posiada swój własny instrument, szanowany i przekazywany z pokolenia na pokolenie, opowiadający historię rodziny i przenoszący ją za pośrednictwem melodii dalej w przyszłość, w następne pokolenia.

Instrumenty w Wachanie są silnie personifikowane, stają się nośnikami melodii o wręcz magicznej mocy – uzdrawiającej ludzi ze smutków ich duszy, przynoszących ulgę w bólu, zrozumienie wśród zamętu świata; w kulturze Wachanu mają znaczenie terapeutyczne. Ludzie zajmujący się muzyką mają szczególne miejsce w społeczności, ich sztuka to komunikacja i pośrednictwo ze sferą sił wyższych, kierujących życiem człowieka. Szczególnym szacunkiem cieszą się też twórcy instrumentów. Zazwyczaj wykonują je oni na specjalne zamówienie, z najlepszego drewna i delikatnej skóry zwierząt żyjących w górach.

W ten sposób życie ludzi z Wachanu, choć ubogie w zewnętrzne formy, jest przebogate w znaczenia i głosy przeszłości. W biednych wioskach, w niewielkich poletkach ziemi obsiewanych za pomocą pary wołów i drewnianego pługa, w pracy ludzkich rąk, w muzyce, w opowieściach odnaleźć można historię całego świata. Historię świata i praw nim rządzących, które ukształtowały nie tylko mieszkańców małych wiosek afgańsko-tadżyckiego pogranicza, ale także przeniknęły na Kaukaz i dalej – Łukiem Karpat przynosząc Europie ślad wspólnej praindoeuropejskiej przeszłości.

W najnowszym, zimowym numerze “Kontynentów” oprócz artykułu o Nowej Kaledonii przeczytasz także opowieści podróżne z: Korytarza Wachańskiego, Ekwadoru, Papui-Nowej Gwinei, Somalii, Mongolii, Wybrzeża Kości Słoniowej, Algierii, Japonii, Macedonii, Ukrainy i wielu innych niezwykłych miejsc.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWrócił ze szkoły i poprosił matkę, by pozwoliła mu się zabić. Historia tego chłopca poruszyła miliony ludzkich serc
Następny artykułWibrujący pierścień. Na co Urząd wydaje pieniądze…