Jak mawia stara futbolowa prawda: lepiej mądrze stać niż głupio biegać. Tej idei wierny był Andrea Pirlo, któremu wytykano, że po 30-stce często dreptał po boisku, nie uczestnicząc w grze. Tak wyglądało to z boku, ale w rzeczywistości „Maestro” był po prostu wyrachowany. Ruszał wtedy, kiedy istniała taka potrzeba, a kiedy już to robił, rywale byli rozkładani na łopatki. Podobnie jest ze Zlatanem Ibrahimovicem, który po powrocie do Mediolanu stwierdził, że w tym wieku nie może już zbyt wiele biegać, więc będzie strzelał gole z połowy boiska, żeby oszczędzać siły. Jak powiedział, tak robi, a jego osiągi są doprawdy imponujące.
Rzecz jasna wiemy, że bramki z połowy boiska Szwed się (jeszcze?) nie doczekał, ale praktycznie od początku pobytu we Włoszech imponuje przygotowaniem fizycznym. W zasadzie nie jest to zaskakujące, umówmy się – jeśli w wieku 38 lat jesteś w stanie strzelić trzy gole w Serie A i grać w praktycznie każdym spotkaniu, to musisz być przygotowany jak na maszynę przystało. Z drugiej strony jednak ciężko nie docenić Zlatana, który przecież sezon zakończył w październiku, a po dwóch miesiącach teoretycznych wakacji zawstydza zawodników, którzy są w rytmie meczowym od początku rozgrywek. Już w swoim drugim występie po powrocie do Serie A, czyli w spotkaniu z Cagliari, Ibrahimović trafił na czołówki gazet z powodu świetnego wyniku maksymalnej prędkości biegu. Szwed osiągnął prędkość 32.45 km/h i był drugim najszybszym piłkarzem na boisku. Dzięki temu znalazł się też w top10 najlepszych wyników pod tym względem w 19. kolejce ligi. To warte uwagi o tyle, że w tej klasyfikacji napastników zwykle brakuje. Zresztą widać to i tutaj – obok Zlatana znajdziemy tylko Ignacio Pussetto, co jest trochę naciągane, bo Argentyńczyk grał na skrzydle. Poza tym wszedł wówczas na plac gry jako rezerwowy.
Dla Ibrahimovica był to wynik kapitalny – 38-latek wyprzedził przecież z setkę młodszych od siebie zawodników. Co więcej, w jego przypadku można już mówić o powtarzalności, bo kiedy ponownie debiutował w starciu z Sampdorią, wykręcił 32.43 km/h w sprincie. Wówczas był to trzeci najlepszy rezultat w meczu Milanu z ekipą Bereszyńskiego i Linettego. Sytuacja powtórzyła się w kolejnych spotkaniach. Spójrzcie sami:
– vs Sampdoria; 32.43 km/h, 3. wynik w meczu
– vs Cagliari; 32.45 km/h, 2. wynik w meczu, 9. w lidze
– vs Udinese; 31.62 km/h, 5. wynik w meczu
– vs Brescia; 32.31 km/h, najlepszy wynik w meczu
– vs Inter; brak dokładnych danych, poniżej 29.64 km/h
Szybko wyjaśniamy: brak danych za derbowe starcie spowodowany jest faktem, że Serie A publikuje tylko najlepsze cztery wyniki w obydwu drużynach, więc wiemy jedynie, że Szwed musiał być wolniejszy od ostatniego podanego rezultatu. W każdym razie i tak nie jest źle – wliczając tylko pierwsze cztery spotkania, średnia najszybszego biegu Zlatana wynosi 32.2 km/h. Od czasu jego powrotu do Włoch tylko siedmiu napastnikom udało się wskoczyć do czołowej 10 ligi w danej kolejce. Tylko dwóch z nich: Federico Caputo i Felipe Caicedo, to goście po 30-stce. Z drugiej „Ibra” mógłby być nawet ojcem innego piłkarza z tego grona, Dusana Vlahovica, reprezentanta rocznika 2000. Mimo to, obaj są równie szybcy. Jest nawet lepiej – praktycznie w każdym z siedmiu pozostałych przypadków są to wyskoki jednorazowe. Ktoś zawitał do czołówki, wykręcił mega wynik, a potem nie łapał się do czołówki. Jedynie Kevin Lasagna w kolejkach 18-23 czterokrotnie mógł się pochwalić obecnością w topce pod względem prędkości. Jego średnia najwyższa szybkość to 33.03 km/h i wychodzi na to, że w 2020 roku jest to jedyny struś pędziwiatr wśród napastników, który może się równać z weteranem ze Szwecji.
2020-02-21 20:45
Brescia
–
Napoli
2020-02-22 15:00
Bologna
–
Udinese
2020-02-22 18:00
Spal
–
Juventus
2020-02-22 20:45
Fiorentina
–
AC Milan
2020-02-23 12:30
Genoa
–
Lazio
2020-02-23 15:00
Atalanta
–
Sassuolo
2020-02-23 15:00
Torino
–
Parma
2020-02-23 15:00
Verona
–
Cagliari
2020-02-23 18:00
AS Roma
–
Lecce
Maksymalna szybkość nie jest jednak jedynym aspektem fizycznym, na który zwracają uwagę włoskie media. „La Gazzetta dello Sport” przejrzała średnie wyniki kilometrów i doceniła, że Zlatan pokonuje średnio 8705 metrów na mecz – tyle samo co sporo młodszy, w dodatku grający na skrzydle Samu Castillejo. Patrząc z tej perspektywy, wygląda to imponująco. Będziemy jednak czepiać się słówek i to nie bez powodu. Haczyki są bowiem dwa.
Pierwszy – chodzi o średnią kilometrów na mecz. Co to oznacza? Jak słusznie zauważył na Twitterze współprowadzący audycję „Curva Nord” w WeszłoFM Michał Borkowski, jeśli ktoś sporo wchodzi z ławki i łapie więcej występów, ale niekoniecznie wiele więcej minut, to wyniki nie są wymierne. Niektórzy kibice zdążyli się już oburzyć, że Castillejo nieźle się obija na boisku, skoro biega tyle co dziadek ze Szwecji, ale fakty są takie, że Hiszpan ma na koncie 13 występów, a tylko 300 minut więcej od Zlatana, co mocno zaniża jego średnią. A jaki jest drugi haczyk? Nie bez powodu napisaliśmy „pokonuje”, a nie „przebiega”. Wspomniana średnia nie uwzględnia czasu efektywnego biegania, sprintów i dreptania po boisku. Z wierzchu wygląda na to, że Ibrahimović jak na swój wiek wymiata. Kiedy jednak zajrzymy np. w statystyki spotkania z Interem Mediolan okaże się, że lwią część z 8532 metrów, które zaliczył, stanowi właśnie dreptanie. Konkretniej – aż 39%, co jest wynikiem wręcz zatrważającym. Ibra w derbach sporo się ruszał, ale w biegu spędził jedynie 56% pokonanego dystansu.
Będziemy jednak sprawiedliwi i dodamy, że to drastyczny przypadek, bo kiedy bierzemy na tapet taki mecz z Cagliari, widzimy, że Zlatan może i wychodził 30% z 9700 metrów, które pokonał, ale z drugiej strony aż 1186 metrów pokonał sprintem. I jeśli „Gazzetta” chciała docenić szwedzkiego weterana, mogła to zrobić dobitniej, gdyby pokazała taką statystykę. Dlaczego to tak imponujące? Bo „Ibra” wykręcił sprintami 12% swojego wyniku przebywając na placu gry od pierwszej minuty, a w meczach z Udinese czy Brescią jego klubowy kolega, Ante Rebić, wchodząc jako joker osiągnął wynik lepszy tylko o dwa punkty procentowe. Krótko i prosto mówiąc – 38-latek zasuwał więcej niż gość, który został wpuszczony na boisko na podmęczonego rywala, właśnie po to, żeby zasuwać.
Nie ma więc wątpliwości, że Szwed wyprzedza – dosłownie i w przenośni – swój wiek i wykręca niesamowite osiągi. Patrzymy na jego heat mapę i widzimy, że gość jest mocno pracującą dziewiątką, a nie dziadkiem, który czeka na piłkę w polu karnym.
Pojawia się jednak pytanie – czy Stefano Pioli nie zajedzie Ibrahimovica? Dziś napastnik anonsowany jest w pierwszym składzie na ligowy mecz z Torino, co może oznaczać, że w dziewięciu dni rozegra 270 minut. Full dystans, bez żadnej taryfy ulgowej, a przecież już przed derbami Zlatan musiał użerać się z drobnym urazem, przez który omijał treningi. W efekcie mecz z Interem, pod względem kondycyjnym, był najsłabszym w jego wykonaniu od czasu powrotu do Włoch. Oczywiście – zachwycił bramką i asystą, ale granie co trzy dni wyraźnie daje mu się we znaki. Francesco Totti w swojej biografii wspomina, że „na starość” potrzebował więcej czasu na regenerację. Nawet Paweł Brożek – zachowując wszelkie proporcje – narzekał, że nie spodziewał się tak częstej gry w rundzie jesiennej. Ibrahimović narzekał na pewno nie będzie, bo to nie w jego stylu, ale czy wytrzyma obciążenie, które funduje mu włoski szkoleniowiec?
Odpowiedź możemy poznać już dziś wieczorem. Jest to o tyle ważne, że sam Pioli zwraca uwagę na problem związany z intensywnością gry. – Gdy jest wysoka, gramy dobrze i wygrywamy. Gdy spada, gubimy się i nasza gra wygląda słabiej – mówił włoski trener.
Tymczasem od „Ibry” wymaga się, żeby tę intensywność narzucał. To jego sprinty mają przykuwać uwagę obrońców, to jego poruszanie się po boisku ma ściągać ich do niego, żeby koledzy mieli więcej miejsca z przodu. Nawet „LgdS”, która chwali snajpera Milanu zauważa, że Stefano Pioli funduje mu „nadgodziny”. Czy opiekun Rossonerich nie podejmuje zbyt wielkiego ryzyka? W końcu w minionych latach mediolańczycy byli bliscy uratowania sezonu po udanym styczniu czy lutym, ale na koniec wykładali się metr przed metą. Jak mawia Leszek Miller, faceta poznaje się po tym, jak kończy, więc rozsądniej byłoby trochę Szweda zluzować, żeby w maju wciąż był świeży niczym bułeczka przed chwilą wyjęta z pieca.
Ale może być tak, że się mylimy. Być może dziś Zlatan wyjdzie na boisko i znów pogna tak, że nawet dwie dekady młodsi koledzy nie będą w stanie mu dorównać? Cóż, jeśli tak się właśnie stanie, to będziemy mogli z jeszcze większą pewnością odpowiedzieć twierdząco na pytanie, które postawiliśmy w tytule.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS