A A+ A++

– Antypolonizm to postrzeganie Polaków jako ludzi z gruntu mniej wartościowych, którzy, ze względu na rasę, są wrogami III Rzeszy. A przez to, że nie są w stanie kierować własnym państwem, tworzyć dzieł kultury, kierować się wyższymi wartościami, mogą być zniewoleni, a także „likwidowani”. Taki obraz Polaka był bardzo silnie zakorzeniony w umysłach Niemców – mówi dr Tomasz Ceran, historyk pracujący w Instytucie Pamięci Narodowej w Bydgoszczy.

Katarzyna Pruszkowska: Adolf Hitler, cytowany w książce Hermana Roszlinga z 1932 roku, miał powiedzieć: “Broni, którą mamy, nie widać”. O jakiej broni mówił?

Dr Tomasz Ceran: – Uważam, że chodziło o ideologię narodowosocjalistyczną i propagandę, która, obok terroru, była spoiwem III Rzeszy. Propagandę, bez której nie można zrozumieć charakteru niemieckich zbrodni z 1939 roku i przebiegu całej okupacji. Bo o ile agresję w działaniach zbrojnych można jakoś wytłumaczyć, o tyle zachowania Niemców, którzy od lat żyli na ziemiach polskich, a we wrześniu 1939 roku z zimną krwią mordowali swoich sąsiadów, już trudniej. Żeby podjąć próby zrozumienia tego, jak Polska i Polacy byli postrzegani w Niemczech na krótko przed wybuchem wojny, należy cofnąć się przynajmniej o 20 lat, do września 1919 roku.

Do podpisania Traktatu Wersalskiego?

– Tak. Republika Weimarska podpisała traktat, bo została do tego zmuszona, ale nigdy nie zaakceptowała jego postanowień. Niemcy, którzy stracili niemal 40 proc. terenów na rzecz Polski, uważali, że państwo polskie powstało na ich krzywdzie. Celowo używam słowa “powstało”, ponieważ oficjalna propaganda pomijała fakty: nie mówiono o odzyskaniu niepodległości, ale o stworzeniu nowego państwa na niemieckiej hańbie i zniewoleniu. Takie nastroje panowały szczególnie wśród Niemców, którzy zdecydowali się zostać na terenach II RP, zwłaszcza z Pomorza i Wielkopolski. Tak powstał pierwszy istotny stereotyp, przez pryzmat którego Niemcy patrzyli na Polskę: to kraj “sezonowy”, który nie powinien był powstać, a Polacy to łupieżcy, którzy niesprawiedliwe anektowali tereny na wschodzie Niemiec.

Jakie były inne stereotypy?

– Z tym silnym przekonaniem o tym, że Polska nie powinna istnieć, wiązało się postrzeganie Polaków, które można zawrzeć w trzech słowach: Polak-Słowianin-Azjata. Słowianie, a więc przedstawiciele gorszej rasy, którzy nie mogą mieć własnego państwa, bo genetycznie nie są zdolni do zarządzania nim. Ta “logika” znajdowała nawet odzwierciedlenie w lingwistyce – w języku niemieckim Słowianina (Slave) od niewolnika (Sklave) różni tylko jedna litera. Mamy więc Polaków, którzy nadają się tylko do bycia niewolnikami i pracy pod kierownictwem wyższej rasy. Na dodatek Niemcy uważali, że Europa kończy się tam, gdzie granice ich kraju. Dlatego uważali Polaków za Azjatów, a więc ludzi o znacząco niższym poziomie kultury, wręcz barbarzyńców, którzy nie wnieśli nic cennego do europejskiego dziedzictwa kulturowego.

 Z tym akurat łatwo można było polemizować.

– Tylko pozornie. Z jednej strony wiemy, że, choćby w latach 30. XX wieku, wielu Polaków studiowało na niemieckich uczelniach. Niemieccy i polscy lekarze, prawnicy, duchowni, artyści kształcili się razem, później regularnie spotykali na konferencjach międzynarodowych. Jednak kiedy antypolska propaganda rozpętała się na dobre, próżno było szukać głosów niezgody na przedstawianie Polaków jako zaniedbanych i zacofanych robotników. Niemiecka inteligencja, wychowana przecież w duchu humanizmu, za wzór mająca najwybitniejszych europejskich filozofów i poetów, nie reagowała, choć wiedziała, że Polacy do kultury europejskiej wnieśli wiele. Dlaczego? To kolejne pytanie, które historycy zadają sobie do dziś. Wiemy natomiast, że przeciętny Niemiec mógł zadowolić się prostym uzasadnieniem: jeśli w Polsce powstało coś wartościowego, przyjmowano, że jest to dorobek mieszkających w Polsce Niemców.

Barbarzyńcy, łupieżcy, ludzie należący do gorszej rasy, którymi trzeba sterować. Jak jeszcze byliśmy postrzegani?

– Jako mordercy Niemców. Zgodnie z nazistowską propagandą, w Polsce dopuszczano się makabrycznych i masowych mordów na ludności niemieckiej. To przekonanie było na tyle silne, że służyło nie tylko jako pretekst do wojny, na zasadzie: “musimy natychmiast wkroczyć do Polski, bo inaczej w ciągu kilku miesięcy Polacy pozabijają wszystkich naszych rodaków”, ale jako usprawiedliwienie ludobójczego charakteru okupacji. Niemcy tłumaczyli to tak: skoro wkraczamy na cywilizacyjny Wschód, niemal do Azji, do kraju na wpół dzikiego, musimy za wszelką cenę bronić naszych. A że po drugiej stronie mamy Polaków, którzy nie są pełnowartościowymi ludźmi i w zasadzie nie mają żadnych praw, zasady moralne i konwencje międzynarodowe nas nie obowiązują.

– Warto jeszcze wspomnieć o jednym stereotypie, który sprawił, że żołnierze Wermachtu nie mieli oporów przed zabijaniem Polaków. Otóż Niemcy, zwłaszcza dowódcy, którzy dość dobrze znali historię Polski, byli święcie przekonani, że jeśli wejdą do Polski, wybuch wojny partyzanckiej to tylko kwestia czasu. Istnieje nawet dokument Himmlera z 1938 roku, w którym nakazał dowódcom, żeby przestudiowali historię naszych powstań narodowowyzwoleńczych. Po co? Uważał, że Polacy mają w genach odwagę i się nie poddają, w końcu w XIX wieku trzy razy walczyli o niepodległość. Oczekiwano, że i tym razem może być podobnie, więc żołnierze muszą być na to przygotowani.

– I rzeczywiście, od pierwszych dni istniało coś, co można nazwać “psychozą partyzancką”. Niemcy podejrzewali o działalność na rzecz partyzantki wszystkich: kobiety, dzieci, staruszków. Ci młodzi żołnierze, w większości mający od 22 do 24 lat, byli tak przestraszeni tą propagandową wizją, że zwykle reagowali bardzo gwałtownie, np. widzieli Polaka, który sięgał do kieszeni, więc natychmiast do niego strzelali, bo sądzili, że zaraz wyjmie broń. W dokumentach niemieckich z 1939 roku najczęściej nie ma ani słowa o tym, by Polaków zabijać, rozstrzeliwać. Jest mowa o “likwidowaniu”, tak, jak likwiduje się zarazki. Zdaniem prof. Tomasza Szaroty dehumanizacja i animizacji wizerunku Polaków w umysłach i sercach Niemców jest kluczowa. Takie odhumanizowanie miało służyć właśnie przełamaniu bariery psychicznej u żołnierzy, żeby łatwiej było im pociągać za spust.

– Wracając jeszcze do stereotypów – rozmawiamy wyłącznie o tych negatywnych, choć wśród Niemców funkcjonowały także pozytywne. Jeden z nich, pochodzący z okresu Wiosny Ludów, wiąże się z powiedzeniem “Polen ist noch nicht gestorben” (“jeszcze Polska nie zginęła”), które w potocznym języku znaczyło tyle, co: nie jest tak źle, zawsze warto mieć nadzieję. Ciągle więc poszukujemy odpowiedzi na pytanie, dlaczego więc w XX wieku podnoszone były tylko te negatywne.

Co jeszcze wiemy o tych młodych żołnierzach, którzy we wrześniu 1939 roku wkroczyli do Polski?

– Na pewno byli przekonani o słuszności wojny, bo choć nie walczyli w trakcie I wojny światowej i nie pamiętali momentu podpisywania Traktatu w Wersalu, wychowywani byli w duchu krzywdy, którą chcieli pomścić. Czuli się “ofiarami Wersalu”. O Polsce wiedzieli tyle, ile przekazała im propaganda, bo nigdy tutaj nie byli. Propaganda, której poddawani byli w szkołach i podczas ćwiczeń wojskowych, przekazywała: Polska to kraj poważnego zapóźnienia cywilizacyjnego, nie należący do Europy, a na dodatek mocno według nazistów”zażydzony”. Co zobaczyli po wkroczeniu? Miasta i wsie, gdzie poziom życia rzeczywiście był niższy niż w Niemczech. Ogromną biedę. Żydów, w tym ortodoksyjnych, którzy wyglądali inaczej, trochę egzotycznie, i mówili innym językiem.

– Stosunek Niemców do Polaków, który dominował w początkach wojny i przez całą okupację, trafnie nazwał prof. Jerzy Borejsza, który w 1988 r.  ukuł termin “antyslawizm”, którego częścią był “antypolonizm”.

Jak należy go rozumieć?

– Przede wszystkim nie chodzi tu o negowanie antysemityzmu czy Holokaustu, ale o przyznanie, że ofiarami II wojny światowej byli nie tylko Żydzi, ale i Polacy. Antypolonizm to postrzeganie Polaków jako ludzi z gruntu mniej wartościowych, którzy, ze względu na rasę, są wrogami III Rzeszy. A przez to, że nie są w stanie kierować własnym państwem, tworzyć dzieł kultury, kierować się wyższymi wartościami, mogą być zniewoleni, a także “likwidowani”. Taki obraz Polaka był bardzo silnie zakorzeniony w umysłach Niemców.

Wystarczyła propaganda i odpowiednia “edukacja”?

– Pierwszym jest wypowiedź komendanta obozu w Toruniu, który zobaczył, jak Polka, matka sześciorga dzieci, o nie dba. Dzieci chodziły czysto ubrane, jak na warunki obozu najedzone. I ten Niemiec powiedział: “stawiałbym cię za wzór każdej niemieckiej matce, ale jesteś Polką, w tym cały problem”. Ten człowiek spotkał Polkę, która nijak nie pasowała mu do propagandowego wizerunku Polaka – niezaradnego brudasa, ale nie był w stanie przyjąć obiektywnych faktów, nie był w stanie uwierzyć temu, co na własne oczy widział. Drugim przykładem może być znamienne wydarzenie z 1940 roku, kiedy pewna Niemka zanotowała, że na polskich ulicach widzi tylko rolników i robotników, a żadnych przedstawicieli inteligencji. Tak, jak głosiła propaganda. A czy ona wiedziała, że w tamtym czasie większa część inteligencji została albo wymordowana, albo wywieziona do obozów koncentracyjnych? Trudno powiedzieć. W każdym razie oba przykłady pokazują, że ludzie poddani skutecznej manipulacji widzą są skłonni dopasowywać rzeczywistość do wizji, którą im zaszczepiono, zupełnie ignorując prawdę. Hannah Arendt pisała, że system totalitarny dostosowuje rzeczywistość do tej, którą wykreował tak aby obraz ideologiczny zgadzał się z realnym.

– Zdaniem prof. Borejszy to właśnie antypolonizm, który pojawił się jako stały element poglądu nazistowskiego jesienią 1939 roku, definiował dalekosiężne cele wojny, a więc i eliminację narodu polskiego.

Jakie były te dalekosiężne plany względem Polaków?

– Istnieje wiele dokumentów, a także wypowiedzi Hitlera i Himmlera, w których zapowiedź całkowitej eliminacji narodu polskiego jest bardzo wyraźna. Oczywiście ludobójstwo, które nazywamy “całościowym”, dokonało się na Żydach, to jest rzecz absolutnie niepodważalna. Na Polakach doszło do ludobójstwa “częściowego”, m.in. programowo wymordowano polską inteligencję i elity kraju. Już to pozwala dostrzec perspektywiczny cel, jakim, według mnie i wielu historyków, było unicestwienie Polaków i całkowite przejęcie należących do nich ziem. Zresztą nie bez powodu prof. Jerzy Wojciech Borejsza nazwał Polaków “Żydach jutra” i nie był to tylko ozdobnik literacki.

– Moim zdaniem nie sposób mówić i o tych zbrodniach, których dokonano, i tych, które planowano, bez uwzględnienia roli ideologii narodowosocjalistycznej, która programowo niszczyła samodzielne myślenie i umożliwiła działanie systemu, który, w pewnym sensie, tworzył ludobójców. Jednocześnie warto podkreślić, że działanie w ramach systemu nie sprawia, że odpowiedzialność jednostek za ich czyny maleje. Lekcję jako wielu historyków wyciągnęło z XX wieku to potrzeba nauki autonomii moralnej i podejmowania decyzji w swoim imieniu, a nie państwa, wodza, czy ideologii.

Materiał powstał w ramach akcji “Zbrodnia bez kary”, organizowanej przez Interię, Deutsche Welle i Wirtualną Polskę.

POLECAMY

“Zbrodnia bez kary” w  i 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRecenzja “FIFA 20”. Wolniej, czyli gorzej. Nowa odsłona rozczarowuje
Następny artykułWybory 2019 – na kogo zagłosować w Łodzi? Pełna lista kandydatów