– Jeszcze nigdy w historii ludzkości uczucia do drugiego człowieka nie były tak mdłe i powierzchowne jak obecnie. Większość dzisiejszych relacji zaczynamy jako nieznajomi i kończymy je jako nieznajomi – mówi Jakub Przytarski, który niedawno wydał swoją debiutancką powieść pt. “Era Tindera”.
Magdalena Raczek: Zacznę nieco przewrotnie – co to jest Tinder i dlaczego stał się tematem twojej książki pt. “Era Tindera”, wydanej niedawno przez gdyńskie wydawnictwo Novae Res?
Jakub Przytarski: Tinder to najpopularniejsza na świecie aplikacja randkowa, która jeszcze kilka lat temu była tematem tabu ze względu na swoją specyfikę, a aktualnie jest czymś całkowicie normalnym i nikogo już nie zaskakuje. Chciałem przedstawić ten świat, a konkretnie obraz i kondycję dzisiejszych relacji damsko-męskich, które niesamowicie ewoluowały na przestrzeni nie dziesiątek, ale kilkunastu, a nawet kilku ostatnich lat. Zmiana, którą widzimy, jednocześnie fascynuje i przeraża, stąd pomysł na książkę. Przedstawiam w niej mój subiektywny obraz dzisiejszego pokolenia 20-, 30-latków, którzy coraz częściej poznają się przez internet.
Co konkretnie się według ciebie zmieniło? O jakiej zmianie mówisz w swojej książce?
Żyjemy w czasach, gdzie około 30-40 proc. relacji damsko-męskich zaczyna się właśnie dzięki aplikacjom randkowym. Całkiem sporo, prawda? Odsetek ten rośnie liniowo z roku na rok. Zatem mamy do czynienia z niezwykle ciekawym zjawiskiem socjologicznym i psychologicznym, które jest niewyczerpalnym źródłem inspiracji.
Walentynki w “realu” w Trójmieście – imprezy i inspiracje
Na okładce wydawca zamieścił notkę, że książka jest rozliczeniem z pokoleniem “instant”. Co to za pokolenie?
Generalizując, w pewnym sensie jesteśmy pokoleniem “fast food” [autor jest rocznikiem 1989 – dop. red.], które chce wszystko na już, w tym momencie, jak najszybciej… ale za to nijakie. Szybki seks, szybka miłość, szybka przyjaźń, szybko zapomnieć. Jesteśmy pokoleniem zepsutym, owładniętym często hedonistycznymi zapędami. Zapędami, które w zarodku zabijają cnoty tak ważne dla naszych dziadków, a dla nas nic nieznaczące. Narcystycznym i egoistycznym pokoleniem, masturbującym się do własnego odbicia w lustrze, ograniczającym się tylko do siebie, przez co niedostrzegającym innych ludzi. Pokoleniem Ikea, które patrzy w swój własny katalog nazwany życiem, gdzie wszystko, co widzi, musi być idealne, bo inaczej znajdzie się na marginesie otoczenia. Dlatego dążymy do swojej idealnej, katalogowej wersji, która ładnie wygląda tylko na zdjęciu wrzuconym na Instagram, ale jakość wykonania tej wersji pozostawia wiele do życzenia.
Brzmi przerażająco, ale co to dokładnie znaczy, jak to wygląda w życiu codziennym?
To znaczy, mówiąc metaforycznie, że nie chce nam się poświęcić energii na przeglądanie poszczególnych stron katalogu, wczytując się w treść i wnętrze, szukając odpowiedzi w kolejnych rozdziałach, ciesząc się z procesu poznawania kolejnych akapitów, kolejnych wersów. Nie chce nam się marnować na to czasu, skoro od ręki dostępny jest kolejny katalog. Wychodzimy z założenia, że jak nie ten, to będzie następny. Zatem bierzemy te katalogi do ręki, wertujemy pobieżnie wszystkie strony za jednym razem tylko po to, żeby zobaczyć zakończenie, którym, jak się już domyślasz, jest seks lub krótka, pusta i nic nieznacząca relacja. W takich czasach właśnie żyjemy. Jeszcze nigdy w historii ludzkości uczucia do drugiego człowieka nie były tak mdłe i powierzchowne jak obecnie. Większość dzisiejszych relacji zaczynamy jako nieznajomi i kończymy je jako nieznajomi. Smutne czasy nadchodzą. Nadchodzi era Tindera.
Wizja ta jest dość mroczna, zwłaszcza to, o czym mówisz, że relacje twojego pokolenia ograniczają się do przelotnych znajomości. Stąd, jak rozumiem, zrodził się pomysł, by napisać powieść erotyczną czy też erotyk, bo tak została zaklasyfikowana twoja książka. Pisałeś na fali sukcesów “Pięćdziesięciu twarzy Greya” i książek Blanki Lipińskiej czy w ogóle nie szukałeś inspiracji w literaturze tego gatunku?
Przyznam szczerze, że nigdy nie czytałem tego typu literatury, tak że nie mam zdania na ten temat. Do tego chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie uważam mojej książki za erotyk. Ten zabieg zastosowało wydawnictwo, które zapewne uznało moje dzieło za literaturę obyczajową o zabarwieniu erotycznym. Pewnie dlatego, że poruszam też często temat seksu i naszych pragnień, ponieważ taka tematyka jest również ściśle powiązana z tym, co m.in. można znaleźć na Tinderze. W mojej książce rzeczywiście pojawiają się trzy sceny erotyczne, ale nie służą do wywołania w czytelniku podniecenia, jak to ma miejsce w erotykach, tylko odgrywają inną rolę, głębszą, ale nie powiem jaką. Czytelnik musi wpaść na to sam.
Recenzje książek z Trójmiasta
Zostawmy więc te kwestie czytelnikom. “Era Tindera” to twój debiut – czy trudno dziś napisać i wydać książkę?
Pisanie to tak naprawdę bardzo ciężka praca nad samym sobą i swoimi słabościami. Znalezienie motywacji i energii do pisania czegoś, co na zawsze może (a jest na to bardzo duża szansa) wylądować w szufladzie, jest niezwykle ciężkie. W Polsce jest sporo wydawnictw, a każde z nich dostaje na e-maila podobno kilkadziesiąt/kilkaset debiutanckich propozycji dziennie. W skali roku mówimy tutaj o dziesiątkach tysięcy “niespełnionych marzeń”, które wiszą gdzieś w eterze. Ta myśl nie pomaga w pisaniu, ponieważ debiutanci nie mają pewności, czy ich dzieło kiedykolwiek ujrzy światło dziennie. Sam proces pisania jest przyjemny, jeśli traktuje się to jako hobby, ale byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że czasami niesamowicie męczyło mnie to psychicznie. Trzeba naprawdę dużo samozaparcia, żeby napisać kilkaset stron książki. W każdym razie jak najbardziej zachęcam debiutantów do próbowania swoich sił. Jedyną złą decyzją w tym kontekście jest ta niepodjęta.
Przybliżmy czytelnikom twoją osobę: jesteś absolwentem studiów ścisłych i pracujesz jako analityk. Skąd nagle zwrot ścisłowca w kierunki humanistyczne i w stronę literatury?
To pasja, którą odkryłem dopiero dwa lata temu. Być może będzie to słaba autoreklama, ale nigdy w życiu wcześniej nie pisałem nic hobbystycznie. W sumie nawet nie pamiętam, jakie miałem oceny z wypracowań, gdy chodziłem do liceum. Kończyłem studia matematyczne na Politechnice Gdańskiej i ekonomiczne na WSB, a na co dzień jestem właśnie analitykiem. Pewnego dnia usiadłem i po prostu zacząłem pisać, a po czasie okazało się, że – o dziwo – ktoś to docenił i zechciał wydać. Do dziś nie oswoiłem się z myślą, że jestem chyba również umysłem humanistycznym. Trochę to dla mnie dziwne, ale to przyjemne uczucie.
Powieść pisana jest w trybie pierwszoosobowym, ale z perspektywy kilku osób – czy nie było trudno początkującemu pisarzowi wczuwać się w każdego bohatera osobno? Czemu ma służyć ten zabieg?
Nie było to łatwe, zwłaszcza z kobiecymi postaciami, ale od początku przyjąłem taką koncepcję, wiedząc, że mogę nie podołać. Czy udało mi się wybronić? Nie mnie oceniać – pozostawię to czytelnikom. Największym wyzwaniem było “wczucie” się w postacie tak, żeby wykreować spójny i wyrazisty charakter. Każda z postaci wnosi co innego w treść książki, niesie inny przekaz i inny końcowy morał. Uważam, że gdybym stworzył jedną lub dwie postaci, to niemożliwe byłoby przedstawienie kondycji dzisiejszych relacji damsko-męskich w tak szczegółowy sposób, jak zrobiłem to w “Erze Tindera”. Z kolei tryb pierwszoosobowy według mnie pozwala tworzyć bardziej wiarygodne charaktery, zwłaszcza że w książce kładę ogromny nacisk na ukazanie emocji i przedstawienie wewnętrznych przemyśleń każdej postaci. W taki sposób czytelnik może identyfikować się z którymś z bohaterów, przeżywając te emocje razem z nim.
Nie jesteś ani psychologiem, ani socjologiem, a jednak zainteresowały cię pewne zjawiska, które mogłyby być opisane przez kogoś z tych dziedzin – co było w tym takiego zajmującego, że w efekcie powstała książka?
Książka jest fikcją literacką, zatem przedstawione w niej wydarzenia nie miały miejsca. Natomiast skłamałbym, gdybym powiedział, że moje prawdziwe “tinderowe” doświadczenia nie miały wpływu na powstanie tego dzieła. Zresztą na ogólną koncepcję powieści złożyła się np. cała masa historii usłyszanych od znajomych o Tinderze czy przeczytanych w internecie. Inspiracją były też własne obserwacje otaczającej nas rzeczywistości. Wydaje mi się, że jako umysł analityczny jestem dobrym obserwatorem i szybko wyciągam wnioski, które gdzieś tam koduję sobie w głowie. W pewnym momencie zgromadziłem już tyle “materiału” w głowie, że postanowiłem przelać to na papier.
Mieszkasz teraz w Gdańsku, ale pochodzisz z Czerska – małego miasteczka na pograniczu Kociewia i Kaszub. Czujesz się dziś gdańszczaninem czy pozostajesz wierny swoim lokalnym stronom i regionowi, z którego pochodzisz?
Mieszkam w Gdańsku już od 11 lat. Tu się zadomowiłem na stałe, tu mam pracę, znajomych, własne życie. Nie wyobrażam sobie na chwilę obecną, żebym wrócił do Czerska. Po prostu za bardzo pokochałem Gdańsk. Nie zmienia to jednak faktu, że na zawsze w moim sercu będę też wierny właśnie moim rodzinnym stronom.
Planujesz dalej pisać?
W momencie gdy zaczęły spływać do mnie pierwsze oceny i recenzje, zdałem sobie sprawę, że ludziom podoba się to, co tworzę. Oczywiście mam świadomość, że nie każdemu moja książka przypadnie do gustu, co jest zresztą zrozumiałe. W każdym razie ilość pozytywnego odzewu dała mi potężnego kopa do tego, żeby tworzyć dalej. Jeszcze więcej energii dało mi to, że moja debiutancka książka w styczniu tego roku dostała się do top 100 najpopularniejszych książek w Polsce na najbardziej cenionym i szanowanym portalu lubimyczytać.pl. W głowie mam pomysł na drugą część “Ery Tindera” i zresztą zacząłem już ją pisać. A co będzie dalej? Czas pokaże. Bardzo dziękuję za rozmowę i serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników portalu.
Jakub Przytarski – urodzony w 1989 roku, pochodzi z Czerska, mieszka w Gdańsku. Na co dzień pracuje jako analityk. Absolwent studiów matematycznych na Politechnice Gdańskiej i ekonomicznych na Wyższej Szkole Bankowej. Umysł ścisły, który dopiero niedawno zdał sobie sprawę, że pasjonuje go pisanie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS