Do górniczego zagłębia w Piechcinie najczęściej zsyłano więźniów politycznych. Byli wśród nich członkowie zbrojnego podziemia antykomunistycznego, działacze i zwolennicy PSL Mikołajczyka, działacze endecji, członkowie młodzieżowych grup niepodległościowych, którzy zostali skazani przez komunistyczne sądy. W okresie kolektywizacji do więźniów politycznych dołączyli chłopi, którzy sprzeciwiali się kolektywizacji i przymusowym dostawom płodów rolnych.
Przybywających do Piechcina więźniów politycznych przyjmował komendant, który podczas odprawy powitalnej uświadamiał nowo przybyłym, iż „są bandytami niegodnymi kawałka chleba, jednak Ludowa Ojczyzna daje im szanse zmazania win poprzez uczciwą i wydajną pracę”. Komendantami tego miejsca odosobnienia byli kolejno: Stanisław Paszkowiak (1950), porucznik Czesław Mirosław (1951-1953), kapitan Oskar Rosenberg (od lipca 1953 r.). Nad łóżkami więźniów widniał znamienny napis: „Praca jest honorem i obowiązkiem każdego obywatela”. Niewolniczy charakter pracy i urągające godności ludzkiej warunki sanitarno-bytowe zagrażające na co dzień życiu ludzkiemu oparte były na modelu sowieckim, stąd też dla odróżnienia niektórzy mówili o tym miejscu – polski łagier.
Polski łagier na piechcińskiej ziemi
W kwietniu 1950 r. do Piechcina skierowano 150 więźniów z Inowrocławia, którzy przez kilka miesięcy pracowali w lokalnych kamieniołomach i jednocześnie budowali ośrodek dla więźniów politycznych. Formalnie Ośrodek Pracy dla Więźniów w Piechcinie został powołany 15 listopada 1950 r. przez wicedyrektora departamentu więziennictwa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego ppłk. Jana Bartczaka.
Na czele obozu pracy stał komendant, który do pomocy miał w 1951 r. 72 funkcjonariuszy służby więziennej, 87 żołnierzy KBW z 9 Pułku z Bydgoszczy oraz 35 przedstawicieli straży przemysłowej. Rozbudowa ośrodka powodowała, że rosła jego obsada personalna. W 1955 r. w OPW w Piechcinie zatrudnionych było 238 osób, z czego ok. 78% stanowili pracownicy ochrony. Personel powiększał się wprost proporcjonalnie do statystyki przywożonych więźniów. W czerwcu 1950 r. było ich przeszło 300, zaś we wrześniu 520. Materiały archiwalne z 1953 r. informują nas, że w Piechcinie przebywało przeciętnie od 1.250 do 1.450 osadzonych.
Pierwsi lokatorzy obozu mieszkali w namiotach lub drewnianych barakach przypominających bardziej szopę niż budynek mieszkalny. Od 1951 r. rozpoczęto budowę baraków murowanych, które ze względu na brak funduszy stawiano miesiącami. Prymitywne budynki mieszkalne dla katorżników podzielone były na kilkudziesięcioosobowe cele, w których zawsze panowało przeludnienie.
Dachy przeciekały zaś ściany i sufity nie były pobielone. Na salach na piętrowych pryczach spało 60 więźniów, którzy do dyspozycji posiadali dwie miednice do mycia. Porą zimową prześwitujące drewniane baraki były ogrzewane „kozą”, stojącą na środku sali. Więźniowie mieli jeden koc do przykrycia w nocy i wierzchnie ubranie robocze. Dla nieposłusznych czekał karcer urządzony w chlewie. Kąpiel odbywała się raz w tygodniu, najczęściej w niedzielę w grupach od 20 do 40 osób, które miały ograniczony czas i ilość wody do zużycia. Początkowo pracujący w kamieniołomach więźniowie nie otrzymywali żadnej odzieży ochronnej a nawet rękawic. Do czasu buntu więźniów w 1953 r. jedyną odzieżą ochronną była więzienna bielizna, drelichy i kurtki. Osadzeni zatrudnieni w piecach przy układaniu kamienia i wyrzucaniu wypalonego wapna przychodzili z pracy w całkowicie mokrej i zakurzonej bieliźnie i w związku z brakiem ubrania na drugą zmianę, często spali w tej samej bieliźnie, w której na co dzień pracowali. W brudnych barakach rozprzestrzeniały się pluskwy, pchły i inne robactwo, z którymi próbowano bezskutecznie walczyć sypiąc azotox. W 1953 r. po buncie więźniów, przydzielono im kufajki. Warunki sanitarne panujące w kuchniach, magazynach, toaletach i łaźniach urągały ludzkiej godności.
Czarny chleb i czarna kawa
W OPW w Piechcinie panował często głód z powodu niskich racji żywnościowych. W „białym zagłębiu” nie było jadalni dla więźniów i w związku z powyższym posiłki spożywano w miejscu pracy, w okolicy zapylonego wyrobiska kamieniołomów wapiennych. Na śniadanie więźniowie otrzymywali litr czarnej, gorzkiej kawy i ćwiartkę chleba, która musiała wystarczyć na cały dzień. Na obiad podawano kaszę jęczmienną z łbami dorszy, przy czym podawane racje obiadowe były wystygłe. Na kolację serwowano zupę z brukwi, kapusty lub grochówkę.
Po takim jedzeniu trudno było pracować efektywnie, a skargi osadzonych na racje żywnościowe kończyły się zazwyczaj pobytem w ciemnicy. Kolejnym problemem gehenny obozowej była sprawa wody pitnej, która w żadnym wypadku w stanie surowym nie nadawała się do użytku, zaś spożycie jej powodowało wśród więźniów różne schorzenia przewodu pokarmowego.
W ośrodku nie było wodociągu i w związku z powyższym więźniowie czerpali wodę ze stawu znajdującego się na dnie wyrobiska. Zła jakość podawanych posiłków i prymitywny sposób przechowywania produktów żywnościowych był przyczyną występowania wielu chorób u pracujących tam ludzi. Niewolniczo eksploatowani więźniowie, pracujący w prymitywnych warunkach byli wycieńczeni. Z braku witamin nagminnie dokuczał osadzonym szkorbut. Pomieszczenie kuchenne do 1953 r. mieściło się w budynku kotłowni CO. Worki z kaszą były zawilgocone i gnieździły się w nich robaki, podobnie jak w kapuście i brukwi, z którymi trafiały do misek więźniów.
Opieka lekarska i dentystyczna pozostawiała wiele do życzenia, brakowało bandaży, opatrunków a przede wszystkim podstawowych lekarstw. W pierwszym okresie funkcjonowania obozu lekarz i dentysta pojawiali się w ośrodku dwa razy w tygodniu na dwie godziny, co nie dawało dostatecznej możliwości przebadania zgłaszających się. Potem opiekę medyczną sprawował doktor Krzyś z Barcina, który pojawiał się na terenie obozu raz w miesiącu. Od 1952 r. opiekę medyczną sprawowali specjalnie skierowani przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego więźniowie: doktor Tomaszyński z Grudziądza, dentysta i sanitariusz, którzy na miarę możliwości próbowali udzielać pomocy swoim kolegom.
Niewolnicza praca i nieludzka eksploatacja zatrudnionych osadzonych w Ośrodku Pracy Więźniów w Piechcinie były przyczyną wielu ludzkich dramatów. W białym zagłębiu górniczym w Piechcinie często zdarzały się wypadki przy pracy, również śmiertelne. Zginęli tam m.in. Jerzy Hehring i Stanisław Ilek – wiertacze, którzy spadli ze ściany w przepaść kamieniołomu. W pamięci więzionych w sposób szczególny utkwił wypadek, który miał miejsce 18 listopada 1953 r.
w godzinach porannych. Załadowany czterdziestoma więźniami przeładowany samochód marki star, którym przewożono osadzonych z Piechcina do Wapienna, zamknięty na kłódkę wjechał do głębokiego stawu znajdującego się obok ośrodka. Zginęło wówczas tragicznie pięciu więźniów. Tych, którzy zdołali się uratować, po kilku dniach wywieziono do innych miejsc odosobnienia, co miało pomóc rozładować panujący w obozie defetyzm.
Więźniów, który najbardziej narazili się służbie więziennej umieszczano w karcerze. Na terenie ośrodka funkcjonował tzw. biały domek, czyli murowany barak z kilkoma pojedynczymi celami, w których przetrzymywano osadzonych, dając im tylko pół porcji dziennej dawki żywnościowej i twarde łoże do spania. Piechcin charakteryzował się bardzo wysoką karalnością stosowaną wobec katorżników. W kamieniołomach, podobnie jak w wielu zakładach pracy w czasach stalinowskich, obowiązywało współzawodnictwo, które najczęściej wprowadzano przy okazji uroczyście celebrowanych komunistycznych świąt.
Przebywający w obozie pozbawieni byli jakiejkolwiek opieki duszpasterskiej. Więźniowie nie mogli również obchodzić świąt religijnych. Groziły za to surowe kary. Mimo tego więźniowie próbowali przemycić do baraków choinki i przy nich spożyć w konspiracji wspólnie posiłek, łamiąc się w wieczór wigilijny chlebem. Osadzeni w Piechcinie pochodzili z różnych środowisk w tym także z inteligenckich. Tutaj w kamieniołomach piechcińskich powstawały utwory o poetyckiej niezwykłej treści w tym także religijnej.
Niewolnicza praca osadzonych
Praca w kamieniołomach odbywała się na dwie zmiany, od godziny 6.00 do 15.00 i od godziny 15.30 do 24.30, za każdym razem z jednogodzinną przerwą obiadową. W 1954 r. wprowadzono trzecia zmianę, która kończyła się rano. Odbywający karę pozbawienia wolności byli zatrudnieni w kamieniołomie, w sortowni, przy odkrywce i w warsztatach lub pracach porządkowych. Pracownicy cywilni strzelali amonitem i kruszyli skałę, zaś osadzeni pracowali przy uskokach skalnych.
Po odstrzale kamienie były różnej granulacji: duże głazy ważące ok. 30 kg kierowano do pieców i wypalano z nich wapno. Kamienie wielkości pięści wędrowały do cukrowni i służyły rafinacji. Najdrobniejsza granulacja była przygotowywana przez więźniów dla hut. Z miału usypywano wysokie hałdy, stanowiący charakterystyczny rys krajobrazu „białego zagłębia”. Dziennie dwóch osadzonych katorżników musiało załadować 32 wózki (ok. 16 ton). Warunki pracy w piechcińskich kamieniołomach były trudne i niebezpieczne, zaś komendant obozu prosił swoich przełożonych, aby nie przysyłali więźniów wycofanych z przemysłu węglowego na Śląsku (gdzie warunki bytowe były korzystniejsze), gdyż oni swoją postawą roszczeniową demoralizują pracujących w kamieniołomach Ośrodka Pracy Więźniów.
Skutki swojej niewolniczej pracy więźniowie odczuwali jeszcze przez wiele lat po opuszczeniu łagru w Piechcinie. Przykładem nieludzkiego traktowania może być chociażby Stanisław Lisiecki (1900-1953), który stał się ofiarą represyjnej, bezwzględnej i nieludzkiej machiny aparatu terroru i bezprawia czasów stalinowskich. W wyniku spreparowanego wyroku sądowego został skazany na karę pozbawienia wolności, którą odbywał w Inowrocławiu, gdzie go bito i poniżano. Z kaźni w Inowrocławiu trafił do Potulic, skąd został skierowany do Obozu Pracy w Piechcinie. Tutaj eksploatowany do granic możliwości tracił powoli nadwyrężone zdrowie. Po odbyciu kary był już tylko cieniem człowieka. Wycieńczony i schorowany organizm mimo leczenia szpitalnego nie wytrzymał. Stanisław Lisiecki zmarł 11 listopada 1953 r. kilka miesięcy po opuszczeniu obozu. Nie był to bynajmniej odosobniony przypadek.
Do lżejszych prac zatrudniani byli konfidenci, którzy inwigilowali osadzonych i donosili o wszelkich aktach nieposłuszeństwa bądź buntu. Najcenniejsze informacje przekazywali konfidenci o pseudonimach: „Dzięcioł”, „Szabla”, „Ryś”. Mimo węszącej agentury celnej w obozie, zdarzały się formy oporu. Począwszy od buntu, przez opowiadanie dowcipów, kawałów o tematyce satyrycznej. Te nieskomplikowane kompensacyjne wierszyki nosiły bardzo często rubaszne, pikantne, a nierzadko niezwykle wulgarne treści i zapewne były formą odreagowania udręczonych. Na terenie obozu pojawiały się również ulotki o treści antykomunistycznej. Jedna z nich została wywieszona przez nieznanych sprawców na tablicy ogłoszeń w portierni. Zatytułowano ją Zadania narodu polskiego. Na zwykłym papierze biurowym literkami powycinanymi z gazet ułożone były następujące hasła: Nie pracujcie na Stalina a pragnijcie wolni być!, Nie wykonujcie norm a pracujcie żeby żyć! Autorów tej ulotki krytykującej komunistyczny system terroru nie udało się wykryć. Najprawdopodobniej ulotka dostała się na teren łagru w Piechcinie dzięki jednej z grup młodzieżowych działających na terenie osady.
W oparach absurdu stalinowskiej polityki rolnej
Polscy komuniści na wzór sowiecki w tamtych latach rujnowali polską wieś i polskiego chłopa, narzucając siłowo pseudoutopię ekonomiczną, starając się odebrać polskim chłopom ziemię i zaprowadzić docelowo wszędzie kołchozy. W związku z powyższym kreśląc kilka słów o piechcińskiej gehennie czasów stalinowskich wypada przynajmniej wspomnieć o chłopach pochodzących z okolicznych osad, którzy doświadczyli srogiego ucisku ze strony reżimu komunistycznego, zaś kolektywizacja była najbardziej charakterystyczną cechą stalinowskiej polityki rolnej, niezwykle agresywnej, w którą oprócz tajnych służb zaangażowano aparat administracyjny, członków komunistycznej partii i ZMP.
Wśród więzionych chłopów w obozie zainstalowano agenturę celną, która inwigilowała środowisko osadzonych pod kątem uprawiania tzw. szeptanki oraz rzeczywistej sytuacji materialnej. Personel Obozu Pracy w Piechcinie przeprowadzał z osadzonymi rozmowy profilaktyczne celem nakłonienia ich do oddania zaległości, pozwalając wysyłać cenzurowane listy do rodziny, aby i ta naciskała na najbardziej zatwardziałych chłopów. Wydaje się, że zaprezentowane strategie karno-administracyjne i naciski operacyjno-profilaktyczne przyniosły w części pożądany rezultat, bowiem 39,5% z aresztowanych zobowiązało się w końcu odstawić zaległe dostawy płodów rolnych.
W grudniu 1953 r. w Obozie Pracy w Piechcinie znajdowało się 245 chłopów aresztowanych za opór w akcji skupu zboża, z czego 32 zostało skazanych przez sądy na karę więzienia od jednego roku do lat trzech. Drakońskie kary i sankcje były narzędziem, wymuszającym realizację opartej o zniewolenie polityki gospodarczej państwa. Ceny urzędowe zboża były niskie, a sprzedaży rynkowej – o wiele wyższe. Tych chłopów, którzy nie oddali dostaw obowiązkowych – karano. Przykładem może być chociażby Kazimierz Chaładaj z gminy Lubień, posiadający 5 ha ziemi, z której musiał wyżywić pięcioro dzieci. Nałożonej na niego ilości zboża nie odstawił do skupu. Za grunt, który otrzymał w spadku, spłacał 4.000 zł zasądzonych przez Temidę podatków, które były specjalnie ustawione tak wysoko, aby zniechęcić do dziedziczenia ziemi. W związku z tym, że większość uzyskanych funduszy musiał przeznaczać na spłaty rat za ziemię, nie był w stanie zakupić niezbędnych narzędzi rolniczych, nie mówiąc o zwierzętach pociągowych. Starając się wyjść z pętli finansowej, pracował dodatkowo u bogatszego gospodarza, który posiadał 32 ha areału. Za niewykonanie dostaw obowiązkowych został skazany na obóz w Piechcinie. Aby opuścić obóz, zobowiązał się do oddania zaległych dostaw na raty.
Adam Węsierski
Polski łagier Bielawy-Piechcin-Wapienno
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS