Wiem natomiast, że kilka osób z Gandíi zginęło lub jest uznanych za zaginione, bo przebywały w tym czasie w Walencji. My też chcieliśmy tego dnia jechać w tamtym kierunku, ale zrezygnowaliśmy.
Spodziewaliście się tej powodzi w waszym rejonie?
Nie, absolutnie. W ogóle nie byliśmy świadomi, że coś takiego może się zdarzyć. I nie rozumiem, dlaczego tutejszy rząd i służby meteorologiczne nie były w stanie przewidzieć tego zjawiska i ostrzec ludzi. Alerty przyszły za późno, niektórzy dostali je, jak już siedzieli na drzewie, bo na ulicy zrobił się rwący potok i musieli się szybko ratować, uciekając na drzewo czy na wyższe piętra. My też dostaliśmy te alerty: nie przyszły w formie SMS-a, ale nagle wyświetlił się głośny komunikat na telefonie. Była już 22:00 czy nawet 23:00 i bardzo się przestraszyliśmy: nagle wszystkie telefony zaczęły wyć i nie dało się tego wyłączyć.
Zobacz też: W cenie mieszkania w Polsce kupił dwa – w Hiszpanii. Dziś żyje z wynajmu
Moja partnerka Magda z naszą córką wybiegły przerażone z sypialni, wołając: „Co to za alert?” Bo pierwszy raz spotkaliśmy się z taką formą. Wyglądało to, jak jakiś wirus na telefonie, bo nie dało się tego wyłączyć. Magda skojarzyła to z jakimiś nalotem. Dopiero jak się w to wczytaliśmy, okazało się, że chodzi o przewidywane w regionie intensywne opady. Odwołali nam z tego powodu zajęcia w szkole u córki, z czym się już wcześniej spotykaliśmy, więc nie przyszło nam do głowy, że to coś groźnego. Czasami się nawet śmialiśmy, że tylko trochę popadało, a już odwołują szkołę. I tak siedząc w domu, przez to, że córka nie miała tych lekcji, planowaliśmy pojechać do Ikei pod Walencję, kupić jakiś mebel. Ale w końcu nam się nie chciało, bo tak padało i w taką pogodę człowiek najchętniej siedziałby w domu z książką. Więc nie pojechaliśmy. No i na drugi dzień się okazało, że tam silnie pozalewało, m.in. Ikeę i galerię, do … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS