A A+ A++

Historie typu “od zera do milionera” dobrze się sprzedawały, sprzedają i będą sprzedawać. Menadżerowie influencerów i oni sami powtarzają, że liczy się autentyczność, ale autentyczności nie ma tam za grosz. Za większością karier stoją sztaby, także inwestorów – powiedział PAP dziennikarz, autor książek, Mariusz Sepioło.

"Od zera do milionera", czyli dlaczego kochamy influencerów. Ta branża to gigantyczne pieniądze
fot. Jack_the_sparow / / Shutterstock

Rozrywka bardzo niskich lotów zawsze się sprzeda. Nieważne, czy to będzie YT czy telewizja. Igrzyska ciągle trwają, tylko przeniosły się do świata internetu – zauważa Sepioło.

PAP: Jeszcze nie przebrzmiała afera z Megakotem w roli głównej, a pojawiła się kolejna z niejakim Buddą. Zresztą wcześniej było ich mnóstwo – np. z udziałem Buczooo, Friza czy Kamerzysty.

Mariusz Sepioło: To są bardzo, bardzo znane w tym świecie postacie.

PAP: Wypadki samochodowe, przejeżdżanie pieszych, znęcanie się nad ludźmi na wizji… Czy oni są sławni właśnie dlatego, że są źli?

M.S.: Może jest coś w tej tezie, że są sławni, bo są źli. Przynajmniej część z nich, co zresztą wynika z akt śledztw ich spraw karnych, do których dotarłem, oraz z tych zarzutów, które się pojawiają w przestrzeni publicznej. Natomiast jestem przekonany, że część z nich to są osoby po prostu bardzo pogubione w życiu i bardzo samotne. A to, że wdeptują w różne rzeczy, dają się wplątać, wynika po prostu z ich splątanego życia, a także z tego, że porobili błyskawiczne kariery, zarobili duże pieniądze i zaznali sławy, kiedy byli jeszcze niedojrzali, więc niektórym sodówka błyskawicznie uderzyła do głowy.

PAP: Czy przykładem na to jest Budda, człowiek, który swoim dotykiem wszystko zamieniał w złoto?

M.S.: Byłbym ostrożny w takim opisywaniu tego człowieka, bo prawda wydaje się być bardziej złożona, niż przedstawiana przez niego samego historia. Jeśli zarzuty się potwierdzą, będziemy mieć do czynienia z opowieścią o świecie zorganizowanej grupy przestępczej, a nie chłopaku, który dzięki swojej zaradności i przedsiębiorczości wspiął się na sam szczyt, cokolwiek ten szczyt ma oznaczać.

PAP: Zgodnie z komunikatem prokuratury Kamilowi L. – Buddzie, oraz 9 innym osobom przedstawiono zarzuty dotyczące kierowania i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było popełnienie przestępstw karno-skarbowych związanych z organizowaniem uczestnictwa w grach losowych, wystawianiem nierzetelnych, poświadczających nieprawdę faktur VAT oraz praniem brudnych pieniędzy Natomiast bardzo bogatym człowiekiem jest wciąż Friz, którego majątek jest szacowany na ponad 151 mln zł.

M.S.: Friz to rzeczywiście bogaty człowiek. Jego historia jest trochę inna, gdyż za jego rosnącą popularnością i zyskami stała dobrze skrojona kampania marketingowa ze strony agencji, która się nim, jako projektem, zajmowała i wciąż zajmuje. Bardziej niż historia człowieka jest to historia produktu medialnego, który się powiódł. Mamy w nim obraz słodkiego chłopczyka, bez wad, ułożonego, grzecznego młodego mężczyzny, który w dodatku jest poukładanym biznesmenem i ojcem.

Być może tak faktycznie jest, nie mamy podstaw sądzić, że jest inaczej, ale… Za większością tych karier stoją sztaby ludzi, marketingowców, ale także inwestorów wnoszących w te “produkty” grube pieniądze. Inna sprawa, że ich historie typu “od zera do milionera” dobrze się sprzedawały, sprzedają i będą sprzedawać.

PAP: Zgadzam się z panem, że historia pucybuta, który został milionerem, jest wieczna. Natomiast to, co wydaje mi się paradoksalne to to, że historia tych influencerów zaczęła się od patostreamów.

M.S.: To są trochę rozbieżne historie, ale faktycznie, świat influencerski dzisiaj połączył się z tym nurtem, który ja nazywam patoinfluencerskim. Wprawdzie patostreamy nie są tak popularne i tak masowo oglądane jak jeszcze parę lat temu, ale obecnie ci ludzie występują na tych samych galach walk MMA, mają tych samych sponsorów i te same agencje marketingowe się nimi zajmują – aczkolwiek jeszcze niedawno jedni do drugich się nie chcieli przyznawać. Gdybym chciał głębiej sięgać do historii, zaryzykowałbym twierdzenie, że wszystko zaczęło się od blogosfery, która potem przekształciła się w youtuberkę opartą na współpracach komercyjnych i na sprzedawaniu produktu albo usługi, a nie na byciu opiniotwórczym.

PAP: Pamiętam czasy, kiedy taka Kataryna czy Kominek byli głosami ludu i czymś w rodzaju świeżej, zielonej piątej władzy, z którą politycy – ku swojemu zaskoczeniu – nagle musieli się zacząć liczyć.

M.S.: Nawet film o tym nakręcono, miał tytuł “Blogersi”; od jego nakręcenia minęło 10 lat i co? Nie ma już blogosfery, jest po prostu sfera marketingu, wymyślonych od podstaw kampanii wizerunkowych i, przede wszystkim, komercyjnej współpracy z markami. I to jest ten pierwszy, główny nurt. Jest jeszcze drugi, od którego pani zaczęła – owej patoinfluencerki, która miesza się z poprzednimi nurtami, także w sposób towarzysko-medialny. Choć wyrastają z dwóch niezależnych korzeni, to dziś stali się jednością.

PAP: Mnie nie interesuje medium, ale przekaz i to, że całe to towarzystwo – jak bardzo by się nie różniło szczegółami – zarabia straszne “hajsy” i ma milionowe odsłony.

M.S.: To jest taki wewnętrzny paradoks tego środowiska – wszyscy powtarzają, zarówno menadżerowie influencerów, agencje marketingowe, jak i oni sami – że w tym świecie liczy się autentyczność. Podnoszą, że gwiazdy, które jeszcze niedawno temu kreowano przez świat telewizji i innych tradycyjnych mediów, były sztucznie wygenerowane, natomiast te gwiazdy internetowe są autentyczne i szczere. Ale niestety, jak się trochę przy tym pogrzebie, wejdzie za kulisy, okaże się, że autentyczności nie ma tam za grosz.

To jest tylko pozór, że oni są nasi, krew z krwi, na wyciągnięcie ręki. Ale ludzie tak o nich myślą, to właśnie generuje zainteresowanie widzów. Jeden z rozmówców w mojej książce powiedział, że kiedyś taka gwiazda jak Leonardo DiCaprio to była gdzieś tam daleko, na ekranie kinowym i zwykły człowiek nie miał żadnej styczności z tym aktorem, co najwyżej mógł zdobyć jego autograf. Natomiast dzisiaj gwiazda internetu może wysłać do kogoś prywatną wiadomość, zalajkować komentarz czy na niego odpowiedzieć. Dlatego młodym odbiorcom wydaje się, że ich idole są bardzo blisko ziemi, bardzo blisko normalnego życia, podczas gdy oni z tym najczęściej nie mają nic wspólnego.

Mimo wszystko odbiorcy chcą wierzyć w ten mit, bo utożsamiają się ze swoimi bohaterami – tymi, którym się udało, którzy mają dużo pieniędzy, ciekawe życie, dużo podróżują i fajnie umierają.

PAP: Mam wrażenie, że atencja, jaką się cieszą obecni influencerzy, nie odbiega wiele od tej, jaka towarzyszyła Frytce z Big Brodhera?

M.S.: Zawsze jest publiczność na taką rozrywkę i taka rozrywka – bardzo niskich lotów – zawsze się sprzeda. Nieważne, czy to będzie YT czy telewizja. Igrzyska ciągle trwają, tylko się przeniosły do świata internetu.

PAP: Bo za każdym razem jest do podziału duży tort biznesowy.

M.S.: Bardzo, bardzo duży i będzie jeszcze większy. Badania pokazują, że od 2020 roku, czyli od wybuchu pandemii, zainteresowanie influencerami i rozmiar globalnego biznesu, który polega na promocji produktów i usług przez gwiazdy YT, zwiększył się kilkukrotnie. Szacuje się, że obecnie branża influencer marketingu warta jest globalnie ok. 14 miliardów dolarów.

Jak zaczęła się pandemia i dzieciaki zostały w domach, a ze szkołą miały kontakt na lekcjach zdalnych, to jedyną formą kontaktu ze światem zewnętrznym były media społecznościowe – dzięki tym ogromnym zasięgom potencjał reklamowy influencerów bardzo wzrósł i wciąż rośnie. Do dzisiaj te afery, takie jak Pandora Gate – popularni youtyuberzy mieli nawiązywać intymne relacje z nastoletnimi dziewczynkami – niekoniecznie ten trend zmieniają.

PAP: Rozumiem, że influencerzy dostają pieniądze za reklamowanie towarów i usług. Ale to nie wszystko – skąd jeszcze jest kasa?

M.S. Magiczne słowo: sponsoring. Różne firmy są gotowe zapłacić za to, żeby informacja o tym, że ktoś np. pojawił na imprezie sponsorowanej przez daną markę, poszła w świat. Do tego dochodzą pieniądze z reklam puszczanych przy filmach publikowanych na kanałach youtuberów, całkiem niemałe. A im dłuższy film, im bardziej kontrowersyjny, tym tych reklam jest więcej, a więc więcej pieniędzy dla twórcy.

No i kolejna warstwa tych profitów – pieniądze płynące z walk w formule MMA, także będącej, z jednej strony, formą jakiegoś cyrku i igrzysk, ale z drugiej naprawdę poważnych dochodów.

PAP: Jak poważnych?

M.S.: Kiedyś kontrakty szły w setkach tysięcy złotych, dziś idą już w miliony. Za kilka walk można się dobrze ustawić na całe życie.

PAP: To proszę powiedzieć, jak się kształtują zarobki w tym influencerskim świecie.

M.S. Nie lubię tego pytania, bo wszystko zależy od zasięgów. Są influencerzy, którzy mają niewielkie zasięgi, powiedzmy kilkudziesięciotysięczne, i zarabiają solidną, kilkunastotysięczną pensję miesięcznie.

Ale są też ci najwięksi, którzy mają zarejestrowane spółki, są ich prezesami i rzeczywistymi beneficjentami, których przychody wynoszą kilkanaście milionów czystego zysku rocznie. Myślę, że w przypadku Buddy, te kwoty były dosyć duże.

PAP: Uważam, że za naprawdę dużymi pieniędzmi idzie coś takiego jak poczucie bezkarności.

M.S.: To prawda – jestem bogaty, wiec wszystko mogę, stać mnie na najlepszych prawników, najbardziej wpływowe agencje marketingowe, więc wszelkie kryzysy wizerunkowe nie są mi straszne, a ja jestem nietykalny. Chociaż, z drugiej strony, zdarza się, że przychodzi naprawdę potężny kryzys wizerunkowy, który sprawia, że wszyscy możni odsuwają się od takiej gwiazdy i nie pozostaje jej już nic, jedynie kosmiczna pustka. Influencer jest już tak zniszczony, że niczego nie sprzeda, więc nie ma go już kto chronić.

PAP: Było dwóch takich cwaniaczków, jeden z nich miał pseudonim Kawiaq, którzy znęcali się nad dziewczyną na wizji, upijali ją, inną uderzyli butelką w głowę. Jak zaczęła się awantura uciekli za granicę i śmieszkowali, że nikt im nic nie zrobi.

M.S.: Jedną z tych dziewczyn skatowali do nieprzytomności, a kiedy zorientowali się, że są poszukiwani przez policję, bo internauci bardzo szybko te informacje przekazali organom ścigania, jeden z nich oznajmił, że jego wujek jest prokuratorem, więc wszyscy mogą ich pocałować gdzieś.

Na szczęście koligacje nie uchroniły ich przed zatrzymaniem. Nawiasem mówiąc, sami wrócili do Polski, autokarem, bo im się pieniążki skończyły, a tu już czekała policja. To przykład na zejście na najniższy poziom zepsucia. Dla mnie są niżej niż patostreamerzy typu Daniel Magical czy Rafonix, gdyż transmitując te wszystkie straszne rzeczy nie mieli żadnych skrupułów i żyli w przekonaniu o swoje bezkarności. Na szczęście siedzą i czekają na proces, mają poważne zarzuty.

PAP: Kiedyś tego typu “gwiazdorzy” zarabiali na tzw. patronajtach – im gorsze rzeczy robili na wizji, tym więcej pieniędzy słali im rozpaleni widzowie.

M.S.: Teraz już nie ma takiego trendu, więcej na zrzutkach mogą zarobić osoby, które na YT tworzą fajne, mądre, pozytywne treści. Ale byli i tacy, jak np. patostreamer Gural, który na swoim streamie dzwonił do nieletnich po to, żeby ich wyklinać i obrażać, poza tym dręczył zwierzęta. Dostał zarzuty, a potem zrobił zbiórkę, że niby nie ma za co żyć. Został przez sąd uniewinniony, ale na szczęście stracił źródło zarobków. Tak więc karma wraca, nawet w internecie.

PAP: Zbierając materiał do swojej książki, spotykał się pan z tymi ludźmi. Nie miał pan poczucia, że się trochę od nich pobrudził?

M.S.: Zbieranie materiału do książki trwało ładnych kilka lat, bo ja najpierw o tych zjawiskach pisałem w tygodnikach opinii. Natomiast jeśli chodzi o pobrudzenie się, to tak, jest ono faktem i to nie tylko metaforycznie.

Kiedyś wszedłem do mieszkania, w którym trwał patostream. Lokal był w koszmarnym stanie – nie tylko zrujnowany, jakby uderzyła w niego bomba, to dałoby się przeżyć. Natomiast smrodu śmieci, resztek jedzenia, jakie się tam walały, woni ekskrementów i wymiocin, widoku biegających w tym szczurów – już nie.

Ale za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że zobaczyłem samo dno, okazuje się, że można zejść jeszcze niżej. Jest taki patostreamer, jego ksywki nie wymienię, który wsławił się tym, że upija bezdomnych jakimś lewym alkoholem, a oni seryjnie umierają.

Rozmawiała: Mira Suchodolska

Źródło:PAP
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCo z nagrodami dla zwycięzców loterii Buddy? Jest ważne oświadczenie
Następny artykułЗнайти за 20 секунд: лише 20% людей вдається побачити лисицю у цьому лісі