A A+ A++

Tatiana Mindewicz-Puacz: Oczywiście. To, co w nadmiarze, często przestaje nam służyć.

Ale wszelkiego rodzaju kursy, warsztaty, webinary biją rekordy popularności, zwłaszcza wśród aktywnych zawodowo kobiet. Dodatkowe szkolenia nie mają sensu?

Mają, ale czasem wcale nie chodzi o naukę. Nie każdy inwestuje w kolejne szkolenia, aby faktycznie posiąść nowe kompetencje. W naszej kulturze kobiety wciąż czują się niewystarczające, wybrakowane, niepełne. Nadal uważają, że coś jest z nimi nie tak. Za pomocą kolejnych list „to do” chcą sobie coś zrekompensować, zasypać dziury deficytów, wyciszyć to, co je uwiera. Mogłabym podać listę epitetów, jakimi kobiety określają się w gabinecie u terapeuty i bynajmniej nie byłyby to superlatywy. Dlatego niektórym z nas są potrzebne kolejne tytuły, dyplomy, certyfikaty, etykiety i inne dowody zewnętrznego uznania. Poprawiają samopoczucie i samoocenę. Niestety tylko na chwilę.

CZYTAJ TAKŻE: „Dla niektórych spotkanie z doradcą zawodowym jest symbolem porażki jak wizyta w Urzędzie Pracy w latach 90.”

Rozumiem, że nie jest to właściwa droga do samospełnienia i satysfakcji.

To tak, jakby przewlekły ból głowy leczyć tabletką, spadek nastroju regulować drinkiem, a traumatyczne rozstanie wypierać, biegnąc kolejny maraton. To pomaga, ale nie na długo. Zresztą boję się użyć odpowiedzialnie słowa „pomaga”. Raczej ściąga problem z pierwszego planu, rozmywa go. Ale nie rozwiązuje. W gabinecie proszę klientki, żeby odpowiedziały na następujące pytania: co jest ci potrzebne? Do czego i po co? Co się stanie, jak już obronisz ten doktorat, skończysz kurs? Na co liczysz? Co ma się zmienić? Jedna z klientek, którą wspierałam we wzmacniającym procesie coachingowym, kandydowała na stanowisko CEO. Nie miałam wątpliwości, że je dostanie, ale ona nie była tego taka pewna. Pracowałyśmy głównie nad sposobem, w jaki opowiadała o sobie i swoich kompetencjach. Dostała awans, ale wcale się nie ucieszyła. Na sesji zamykającej z głębokim westchnieniem i troską wypisaną na twarzy wyznała, że chyba pójdzie na studia MBA. Pomyślałam: świetny pomysł, zrobi coś dla siebie. Ale gdy spytałam, po co jej to, odpowiedziała, że wprawdzie nie ma na to czasu, ochoty ani pieniędzy, ale jej kontrkandydat, który – przypominam – odpadł w procesie rekrutacji, miał takie studia. I dlatego ona na nowym stanowisku czuje, że na nie nie zasłużyła.

Syndrom oszustki?

Sheryl Sandberg już wiele lat temu opisała w książce sytuację, kiedy wszyscy gratulowali jej wysokiej pozycji na liście najbardziej wpływowych kobiet. Ona odpowiadała z przesadną skromnością: „Jakoś się udało”, „ach… to tylko rankingi…”, „przestańcie, to nic wielkiego…”. Wreszcie do gabinetu wparowała asystentka i sprowadziła ją na ziemię, mówiąc coś w stylu: „Co ty robisz? Słyszałaś, żeby mężczyzna kiedykolwiek w ten sposób reagował na gratulacje?”. Ta historia pokazuje, że nieważne, jak wysoko zajdziemy, może nas dopaść syndrom bycia niewystarczającą. Na szczęście mówimy o tym coraz więcej i dzięki temu świadome, dojrzałe, pracujące nad sobą albo ze sobą kobiety wkładają ogrom pracy, aby przepracować role, w które wtłaczają nas patriarchat, kultura i stereotypy.

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolak był 61., a Brazylijczyk? Sensacja w Pucharze Świata!
Następny artykułDla Jawora 11 listopada to nie tylko niepodległość