Często ludzie mówią mi: przecież twoje życie nie jest warte życia psa. Pytam ich wtedy: no dobrze, a ile tych uratowanych psich żyć jest warte moje życie? Ktoś rzucił konkretną liczbę: tysiąc. Więc mogę powiedzieć, że swoje życie tymi uratowanymi psami dawno odkupiłam i to z wielką nawiązką – mówi Krystyna Drahomarecka, wolontariuszka z Ukrainy.
W jakimś miejscu, bardziej oddalonym od frontu, ale w pobliżu, organizuje się tymczasową klinikę dla zwierzaków, przyjeżdżają tam weterynarze. Ratownicy przywożą im z linii frontu zwierzęta, które potrzebują pomocy: często ranne, chore, wygłodzone; zdarza się, że umierają wolontariuszom na rękach. W takich klinikach dostają pierwszą pomoc.
Wesprzeć wolontariuszy ratujących zwierzęta w Ukrainie można na stronie: Zrzutka.pl
Zwierzęta też są ofiarami wojny w Ukrainie
Krystyna: – Przede wszystkim: bezdomne zwierzęta nie stają się bezdomne same z siebie, ale z domów wyrzucają je ludzie. Ludzie nie sterylizują swoich zwierząt, a potem, jak rodzą się małe, to wyrzucają je na ulicę. Czasem też po prostu wyrzucają swoje zwierzęta. A potem te zwierzęta na ulicach się rozmnażają. Wielu ludzi jest nieodpowiedzialnych i bezmyślnych, a dodatkowo nie ma u nas, w Ukrainie, prawa, które nakładałoby na nich kary za to, co robią. Zwierzęta na ulicy bywają niebezpieczne, bo mogą zaatakować ludzi, a często nie są szczepione. Gdy taki pies kogoś ugryzie, to może to się nawet skończyć śmiercią, a w najlepszym razie serią bolesnych zastrzyków. Ja sama miałam taki przypadek, że chciałam schwytać bezdomnego psa z wścieklizną – jego ślina dostała mi się do oka i musiałam potem dostawać zastrzyki.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS