— Pamiętam to, jak dziś. W Irlandii wylądowałem po raz pierwszy 1 lipca 2005 r. — mówi Dominik, dziś manager wyższego szczebla w jednej z największych sieci handlowych w Polsce. — Miałem wówczas 20 lat i właśnie skończyłem technikum w moim rodzinnym miasteczku. Planowałem studia, ale moich rodziców nie było stać na to, by pomóc mi utrzymać się w Warszawie, gdzie dostałem się na zarządzanie. Jakimś cudem zebrałem więc pieniądze na bilet samolotowy LOT-em w jedną stronę do Dublina i przyleciałem tam, mając 100 euro w kieszeni — opowiada.
W małej walizce miał tylko jedne spodnie, kilka koszulek, bieliznę i sporo jedzenia.
— Z Polski zabrałem też ze sobą chyba ze 300 kserokopii mojego marnego wówczas CV. Na miejscu dopisałem długopisem mój irlandzki numer telefonu na kartę, który kupiłem pierwszego dnia. Spałem “na waleta” w mieszaniu, które wynajmowało w północnym Dublinie trzech moich kolegów. Przez pierwszy tydzień zrobiłem, na piechotę pewnie ze 150 km roznosząc te CV, gdzie tylko się dało. Ostatecznie telefon zadzwonił ósmego dnia mojego pobytu na wyspie. Zatrudniono mnie na stacji paliw Texaco — dodaje.
Dominik w Dublinie spędził kolejne trzy miesiące. Wrócił do Polski 30 września 2005 r., by już dwa dni później rozpocząć studia w Warszawie. Do Polski przywiózł wtedy niebagatelną dla siebie sumę 3 tys. euro. Pamięta doskonale, że przez całe wakacje zarobił na stacji i kilku dodatkowych “fuchach” więcej, bo aż 4 tys. 200 euro. Część z tych środków wydał jednak na utrzymanie, opłacenie mieszkania oraz bilet powrotny do kraju i zakup kilku modnych ciuchów. W wakacje 2005 r. … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS