Wpadł, gdy wielomilionowe przepływy z jego kont wzbudziły zainteresowanie służb skarbowych. Na rozbicie jego grupy, przedstawienie zarzutów i tymczasowe aresztowanie śledczy potrzebowali tylko trzech miesięcy — ustalił Onet.
Czytaj też: Od CIA do CEO. Dziewięć szpiegowskich zasad, które możesz wykorzystać w biznesie i życiu
Mimo „szybkiej akcji” z zebraniem dowodów i zatrzymaniem, na rozstrzygnięcie tej sprawy przyjdzie nam prawdopodobnie długo poczekać.
– Jesteśmy aktualnie w etapie postępowania przygotowawczego, czyli postępowania, które prowadzą organy ścigania. W tym momencie „rządzi” prokurator i to on zdecyduje czy i jaki finalnie zostanie wniesiony do sądu akt oskarżenia. Ale zanim to się stanie, z mojego doświadczenia, biorąc pod uwagę zarzuty, skomplikowany charakter sprawy, liczbę świadków itp., upłyną co najmniej dwa-trzy lata, zanim akt trafi do sądu, a całe postępowanie może potrwać nawet 7-10 lat. Nie nastawiajmy się na szybkie rezultaty – komentuje sprawę na swoim kanale Mariusz Stankiewicz, adwokat.
„Budda” w areszcie. Kim jest Kamil L.?
Dzieciństwo Buddy nie było bajką. Pochłonięty przez nałóg ojciec, często przynosił do domu więcej problemów niż pieniędzy. Dorastał w centrum Krakowa, w 20-metrowym mieszkaniu, które dzielił z rodzicami, starszym o 10 lat bratem i siostrą. Warunki były skromne. Wanna znajdowała się w kuchni, a toaleta na korytarzu. Sam o sobie mówił jako o „niegrzecznym dziecku”. Wspominał wybite szyby, straszenie starszych pań na podwórku i strzelanie z pistoletu na kulki do kolegów.
– Uważam, że są niegrzeczne dzieci, bardzo niegrzeczne i patologicznie niegrzeczne. Ja byłem tym bardzo niegrzecznym. Zdarzały się sytuacje z wyzwiskami między kolegami, czy nawet pobicia – wspominał Budda.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS