Dominika Jeżowska, diagnozę łuszczycy usłyszała przeszło 15 lat temu, gdy była nastolatką. Przechodziła przez etap buntu, wstydu, aż do akceptacji. Od 6 lat na Instagramie, jako Pani Łuska, dzieli się swoim życiem z chorobą. Przełamuje tabu, edukuje i tworzy społeczność, która się wspiera. Jednak nie zawsze tak było. Opowiedziała o tym, jak mierzyła się z diagnozą i o tym, jak zmieniało się jej nastawienie, ale także o wskazówkach, jak radzić sobie z tą przewlekłą chorobą. Jej historia pokazuje, że życie z łuszczycą może być pełne nadziei i radości.
Diagnoza łuszczycy – dlaczego ja?
Dominika, u której pierwsze zmiany pojawiły się w wieku nastoletnim, wspomina, że droga do akceptacji choroby była długa i wyboista. Jak sama opowiada:
Pierwszą diagnozę postawiła moja mama, która jest pielęgniarką, więc wiedziała, jak ta choroba wygląda. Chodzenie po lekarzach trwało około rok, zanim trafiłam na oddział dermatologiczny. Wtedy tych zmian było naprawdę już tak dużo, że byłam cała wysypana i wtedy została postawiona diagnoza – łuszczyca. Byłam u wielu specjalistów, pamiętam, że denerwowało mnie to, że muszę na te wizyty jeździć i że praktycznie każdy lekarz mówi to samo, przepisuje te same maści ze sterydami. A ja po raz kolejny się muszę rozbierać, pokazywać zmiany, ktoś mnie ciągle ogląda. Bardzo mnie to denerwowało.
Dominika przyznaje, że swoją złość kierowała na rodziców.
Oczywiście po czasie już wiem, że oni chcieli mi pomóc i chcieli dla mnie dobrze, ale jako ta nastolatka po prostu uważałam, że oni znowu mnie traktują jako chorą osobę.
Dominika od drugiego roku życia chorowała na zespół nerczycowy.
W związku z chorobą byłam często hospitalizowana w Centrum Zdrowia Dziecka, miałam dosyć długie przerwy w szkole, indywidualne nauczanie i w momencie, kiedy zespół nerczycowy się wyciszył, wszystkie badania były dobre, już nie brałam żadnych leków i naprawdę czułam taki spokój, że w końcu właśnie będę mogła robić różne rzeczy, to w tym czasie pojawiły się pierwsze objawy łuszczycy.
Naukowcy z Białegostoku szukają leku na łuszczycę
Dominika przyznaje, że było to dla niej ogromne wyzwanie.
Czułam ogromną niesprawiedliwość, że wśród moich koleżanek tak naprawdę nie ma żadnych chorób, oczywiście pewnie miały inne problemy, ale wtedy tak nie myślałam. Czułam niesprawiedliwość, że moi rówieśnicy są zdrowi, a ja najpierw miałam zespół nerczycowy, a później zachorowałam na łuszczycę. Bardzo długo zastanawiałam się dlaczego ja? Dlaczego to właśnie mnie to spotkało?
Emocje, jakie jej towarzyszyły, to m.in. złość i bunt wobec sytuacji, w której się znalazła. Bunt u Dominiki przejawiał się w ten sposób, że np. nie chciała się smarować maściami.
Jak wspomina, gdy kończyła gimnazjum i szła do liceum bardzo się bała.
Z tyłu głowy miałam takie myśli, że idę do nowej szkoły, do nowego środowiska, a nagle przyszła ta łuszczyca i pamiętam, że zastanawiałam się czy w ogóle ktoś mnie kiedyś pokocha? Gdy miałam zespół nerczycowy, nie było po mnie widać, ale łuszczycę widać.
Na pytanie, czy zmierzyła się ze stygmatyzacją Dominika odpowiada, że miała dużo szczęścia, bo zmiany skórne miała w miejscach, które łatwo mogła ukryć.
Tak naprawdę wystarczyło, że założyłam długie spodnie, długą bluzkę i zmian nie było widać, więc u mnie dużo osób w szkole po prostu nie wiedziało, że choruję. Na lekcjach WF-u sprytnie to maskowałam albo przebierałam się gdzieś na końcu szatni, albo szłam do łazienki, żeby nikt nie zobaczył moich zmian na nogach, albo miałam zwolnienia z WF-u lub ukrywałam się i myślę, że z tego powodu nie byłam stygmatyzowana. Nie miałam zmian ani na głowie, ani na twarzy, więc nie było tego widać.
Leczenie łuszczycy to nie tylko smarowanie maścią
W liceum miałam intensywne leczenie. Jeździłam do szpitala do Lublina, gdzie trzy razy w tygodniu miałam włączoną fototerapię. Z perspektywy czasu wiem, że to było naprawdę duże poświęcenie i rodziców, bo do Lublina mieliśmy ok. 80 km i dla mnie to też nie było łatwe. Pamiętam, że często uczyłam się w samochodzie, a gdy wracaliśmy do domu, też byłam zmęczona.
Kluczowe jest znalezienie odpowiedniego specjalisty, który będzie miał adekwatne podejście do choroby.
Zawsze słyszałam od lekarzy, że jestem bardzo ciężkim przypadkiem, że możliwe, że będę “wysypana” do końca życia. Jako nastolatka słysząc te słowa, myślałam wtedy “acha, czyli nic się nie da zrobić, to nie ma sensu się smarować”. Aż trafiłam doktora Borzęckiego z Lublina, który powiedział, że udowodni mi, że tę chorobę da się podleczyć i że da się mieć naprawdę skórę w dobrej kondycji. Pamiętam, że wtedy pierwszy raz dało mi to nadzieję. W szpitalu spędziłam z trzy tygodnie, później trzy razy w tygodniu miałam fototerapię i naprawdę to leczenie przyniosło efekty.
Dlatego to ważne, żeby szukać specjalisty, do którego mamy zaufanie, który nas wspiera, motywuje. Ważne jest także, aby nie poddawać się, gdy od razu nie trafimy na empatycznego specjalistę.
Łuszczyca – akceptacja nie zawsze przychodzi od razu
Kiedy zachorowałam, często byłam poirytowana, wręcz zła na mamę, że ona ciągle opowiada o mojej chorobie. Teraz, po czasie, widzę, jak moja mama bardzo chciała mnie zachęcić do tego, żebym bliżej poznała czym jest łuszczyca, czy żebym poznała osoby, które chorują – opowiada Dominika.
Choć Dominika długo nie chciała tych spotkań, to na jej drodze stanęło wiele osób, które miały wpływ na jej postrzeganie choroby. Dominika przez wiele lat prowadziła pamiętnik, w którym opisywała zarówno, to z czym się mierzyła, jak i historie osób, które wpłynęły na jej życie.
Pierwszą taką sytuacją była sytuacja w szpitalu, gdzie na sali leżałam ze starszą panią, która chorowała na łuszczycę. Pamiętam, że ta pani cały czas narzekała na swoją chorobę, a ja przejęłam jej nastawienie. To było trudne. Któregoś dnia przyszła do nas pani psycholog, która tak, jak my, miała łuszczycę. I ona w taki pozytywny sposób mówiła o tej chorobie. Zapisałam sobie wtedy w pamiętniku, że nie chce być na starość, jak moja sąsiadka ze szpitalnej sali, która tylko narzeka i nic innego poza chorobą nie widzi, tylko chcę być, jak pani psycholog, która pomimo tego, że choruje na łuszczycę, to jest uśmiechnięta i radosna. To był taki pierwszy moment, o którym oczywiście później zapomniałam, ale jednak został ten ślad w pamiętniku.
Kolejnym przełomowym wydarzeniem w życiu Dominiki był udział w kampanii: Jestem Biedronką.
I to był też moment, gdzie poznałam dużo osób w podobnym wieku do mnie, bo wcześniej miałam do czynienia głównie ze starszymi osobami chorymi na łuszczycę, więc też czułam się trochę osamotniona w chorobie. Pomimo tego, że było na zdjęciach widać łuszczycę, to ja się czułam wyjątkowo i to był tak naprawdę pierwszy raz, kiedy dałam sobie sfotografować zmiany.
Ostatnim przełomowym momentem w akceptacji choroby było spotkanie z 12-letnią dziewczynką, która również chorowała na łuszczycę:
W 2018 roku w wakacje leżałam na sali w szpitalu z dużo młodszą od siebie dziewczynką, Kingą, która wtedy miała 12 lat albo 13. Miała łuszczycę w dużej części na twarzy i na głowie. Opowiadała o tym, jak rówieśnicy ją wyśmiewają, ale jednocześnie mówiła o swojej chorobie tak pewnie, że wie, że te dzieci nie mają racji, bo przecież łuszczyca nie zaraża. I ta jej pewność i spokój, sprawiały, że jak jej słuchałam, to myślałam sobie, że taka młoda dziewczynka,* a w ogóle nie boi się mówić o tej chorobie. A ja, gdy ktoś się mnie zapyta, co mam na rękach, to zamiast powiedzieć, że to łuszczyca, to udaję, że to alergia, albo zmieniam temat. Tamta dziewczynka pokazała mi, że można zupełnie inaczej mówić o tej chorobie. Wyszłam ze szpitala i pomyślałam, że może właśnie warto, by było też pokazać innym i dać tą nadzieję, którą mi dali ci ludzie, których spotkałam na swojej drodze. po drodze.
I właśnie tak Dominika założyła konto na Instagramie @Pani_Luska,@Pani_Luska gdzie każdego dnia daje osobom chorym na łuszczycę wskazówki, wsparcie i nadzieję.
3 wskazówki dla nowo zdiagnozowanych od Pani Łuski
Zapytana o rady dla osób, które właśnie otrzymały diagnozę, Dominika podkreśla, że kluczowe jest wsparcie multidyscyplinarne.
Nie pozostań tylko na wizycie u dermatologa. Warto skonsultować się z psychologiem i dietetykiem, ponieważ łuszczyca to nie tylko problem skórny, ale również wynik wielu czynników wewnętrznych.
Dodaje też, że znalezienie odpowiedniego lekarza może wymagać czasu, ale jest niezwykle ważne, aby zaufać swojemu specjaliście. Trzecią wskazówką jest poszukiwanie wsparcia wśród innych osób chorujących:
Warto znaleźć grupy wsparcia, fundacje lub osoby, które dzielą się swoimi doświadczeniami. Takie kontakty potrafią pomóc.
Na swoim profilu Dominika prowadzi wyzwanie, w którym codziennie publikuje mnóstwo przydatnych wskazówek. Każdego dnia wskazówki dotyczą innego obszaru.
Mity o łuszczycy – wiemy coraz więcej, ale czasem nadal walczymy z niewiedzą
Dominika nieustannie obala mity związane z łuszczycą, z których największym jest przekonanie, że choroba ta jest zaraźliwa.
Mam wrażenie, że żyję w swojej bańce, bo na moim profilu edukacyjnym wszyscy wiedzą, że łuszczyca nie zaraża
– mówi. Mimo to, czasem spotyka się z reakcjami, które wynikają z braku wiedzy.
Na basenie czasem ktoś wyjdzie z jacuzzi, bo zobaczy twoje plamy, to się zdarza
– opowiada.
Często choć reakcje ludzi mogą być nieświadome, to niestety ich odbiór dla osoby chorującej jest bolesny. Dlatego trzeba rozmawiać, edukować i obalać mity. Dominika zachęca do otwartej rozmowy na temat choroby, uważając, że każde pytanie daje możliwość edukacji.
Teraz wiem, że wiele osób pyta z ciekawości, a nie ocenia. To szansa na edukację i wyjaśnienie, czym jest łuszczyca. Można przy okazji obalić kilka mitów. Także mogę powiedzieć, że nie warto od razu odbierać tego, że ktoś pyta, jako atak, tylko podejść do tego z otwartością.
Recepta na życie z łuszczycą – nie odkładaj życia na później
Najważniejszą lekcją, którą Dominika wyciągnęła z procesu akceptacji choroby, to żeby nie odkładać życia na później.
Łuszczyca nie musi definiować Twojego życia
– mówi Dominika i dodaje:
Nie polecam skupiać się tylko na tym, jak się jej “pozbyć”, jak ją ukryć i dostosowywać wszystkie wyjścia na basen, na imprezę, czy to w co się ubiorę od choroby. Bo życie ucieka, każdego dnia.
Dominika długo w młodości unikała sytuacji, w których ktoś mógłby zobaczyć jej zmiany skórne, rezygnowała np. z wyjścia nad jezioro, ponieważ wstydziła się, że ktoś może zobaczyć, że ma łuszczycę. Dziś zachęca, aby nauczyć się żyć z chorobą i nie odkładać marzeń na później.
Jak leczyć spondyloartropatie? Ruszyła kampania #Dopasowni
Dominika jest aktywną organizatorką wyjazdów i spotkań dla osób chorujących na łuszczycę. Jak podkreśla, takie wydarzenia pozwalają dzielić się doświadczeniami i budować relacje:
Spotkania są miejscem, gdzie możemy rozmawiać o chorobie bez obaw, że ktoś nas oceni.
Historia Dominiki Jeżewskiej, Pani Łuski, pokazuje, że choć życie z łuszczycą może być pełne wyzwań, to może być także pełne radości. Jej postawa i doświadczenia udowadniają, że akceptacja choroby i otwartość wobec innych pozwalają na budowanie szczęśliwego życia.
Nauczyć się żyć z tą chorobą, to klucz do szczęścia
– mówi na zakończenie, inspirując innych do podjęcia walki o swoje dobre samopoczucie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS