A A+ A++

Dzisiaj (20 października) przypada Światowy Dzień Misyjny, potocznie nazywany Niedzielą Misyjną. Z tej okazji publikujemy pierwszą część rozmowy z biskupem Mirosławem Gucwą, pochodzącym z Limanowszczyzny ordynariuszem diecezji Bouar w Republice Środkowoafrykańskiej. Misjonarz opowiada nam o latach młodości, powołaniu i przygotowaniach do posługi w Afryce.

PAN: Na początek chciałem zapytać o okres dzieciństwa w Pisarzowej, młodości związanej z nauką w limanowskim liceum, z obecnością przy limanowskiej bazylice. Czy są jakieś szczególne wspomnienia z tego okresu albo jakieś osoby, które wpłynęły na późniejszą formację księdza biskupa? 

Bp Mirosław Gucwa: Miejscowością, z której pochodzę, jest Pisarzowa, tam się urodziłem 21 listopada 1963 roku. Tam też ukończyłem szkołę podstawową, więc całe moje dzieciństwo związane jest z Pisarzową. Do dzisiaj mam kontakt z koleżankami i kolegami z klasy, nadal spotykam jeszcze kapłanów, zwłaszcza ks. prałata Adama Gula i nauczycieli, którzy nas uczyli. 

Jako młody chłopiec marzyłem o karierze sportowej. Biegałem w klubie Limanovia, nawet dość dobrze mi to szło. Moim trenerem był Roman Szewczyk, z którym do dzisiaj mam kontakt. Bardzo miło wspominam ten okres, to na pewno pomogło mi uformować charakter. Bo do południa były zajęcia w szkole, później trening i wracało się do domu wieczorem, dopiero o 19:00, a czasem później. Pamiętam, że tylko czwartek miałem wolny. Więc było to sporo wyrzeczeń i takiej pracy nad sobą. 

Zobacz również:

W okresie licealnym pierwsze katechezy miałem z ks. Józefem Porębą, później został proboszczem i kustoszem sanktuarium, a na jego miejsce przyszedł ks. Marian Tyrka. Ich sposób pracy, podejścia do uczniów, robił na mnie wrażenie. Na katechezę szliśmy spokojni, wiedząc że to będzie rozmowa, że będą pytania. To był taki bliższy kontakt z kapłanem, bo nie byłem ani ministrantem, ani lektorem, więc do tego czasu księży obserwowałem spod chóru (śmiech). 

Jako licealista myślałem o AWFie w Krakowie, nawet złożyłem już papiery. Często biegałem sam i wtedy wracała do mnie myśl o powołaniu, biłem się z myślami, czy AWF i kariera sportowca czy kapłaństwo. Tu pamiętam związek z bazyliką, bo po drodze ze szkoły do klubu, jest właśnie bazylika. I modlitwa. 

PAN: Jak zapadła ta ostateczna decyzja o wstąpieniu do seminarium? 

BMG: Na stadionie lekkoatletycznym w Zabrzu. Pojechaliśmy na mityng, pamiętam że biegała tam na 100 metrów medalistka olimpijska Lucyna Langer-Kałek. Ja startowałem w biegu na 1500 metrów. Przed startem spojrzałem na bieżnię, na trybuny, zgromadzonych tam ludzi i pomyślałem sobie “O nie, to nie dla mnie”. To wtedy zdecydowałem się wstąpić do seminarium. Powiedziałem o tym trenerowi, odparł że go to nie dziwi, że obserwował mnie od dawna i dał do zrozumienia, że się spodziewał. 

PAN: Ksiądz biskup wyjechał do Afryki po kilku latach posługi w roli wikariusza w Grybowie. Kiedy pojawiła się ta myśl o wyjeździe na misje i z czego ona wynikała? Czy to była wyłącznie chęć ewangelizacji, czy w jakimś zakresie także jakaś ciekawość świata? 

BMG: Kiedy patrzę na moje życie, nie wiem czy tak samo jest w przypadku innych osób, ale często u początku moich własnych decyzji jest spotkanie z kimś. Tak było z kapłaństwem. I podobnie było z myślą o wyjeździe na misje, która pojawiła się po spotkaniu pierwszych misjonarzy diecezji tarnowskiej. 

Gdy byłem w seminarium, misjonarze przyjeżdżali do Polski na urlop i zawsze organizowano spotkanie z nimi. Wszyscy klerycy spotykali się z nimi auli, a potem można było się spotkać jeszcze w grupie misyjnej. Słuchając ich opowiadań, o tym jak żyją i pracują, pojawiła się myśl o tym, żeby wyjechać na misję.

Od razu wiedziałem że będzie to Afryka. Początkowo myślałem o Kongo Brazzaville, ale pod koniec naszych studiów w seminarium w 1986 roku została otwarta misja w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie pojechali pierwsi tarnowscy misjonarze. Później biskup diecezji Bouar skierował pisemną prośbę do biskupa tarnowskiego. I rzeczywiście biskup Życiński, kiedy zgłosiliśmy się do niego (z ks. Markiem Mastalskim) po roku zaproponował nam właśnie Bouar. 

PAN: Jak wyglądają przygotowania do misji? 

BMG: W Centrum Formacji Misyjnej przygotowanie trwa prawie rok. Zaczyna się we wrześniu, właśnie teraz rozpoczął się nowy rok przygotowań. W tym czasie poznają historię krajów misyjnych, kulturę,obyczaje i język kraju do jakiego kraju są posyłani. Zapraszani są z wykładami ludzie, którzy albo pracowali na misjach, albo są specjalistami od misjologii, medycyny tropikalnej i antropologii.. Przede wszystkim uczą się języka kraju, do którego mają pojechać. My nie byliśmy w centrum, ale spotykaliśmy się z księdzem Czermakiem raz w tygodniu doskonaląc język francuski i rozmawiając o sposobie pracy w konkretnym kraju misyjnym.

Uczyliśmy się francuskiego w liceum i w seminarium, więc nie był nam zupełnie obcy. W liceum uczyła nas pani prof. Duda ( i to jak!), dzięki czemu łatwiej było kontynuować naukę. Poza tym, ksiądz Czermak pracował w kraju, do którego się przygotowywaliśmy, więc mówił nam o potrzebach i charakterze pracy. 

Przygotowanie trwało od grudnia do czerwca, a potem w czerwcu wyjechaliśmy na kurs językowy. Najpierw pojechaliśmy do Włoch, potem do Francji, do Lyonu. We wrześniu, w październiku, rozpoczęła się właściwa misja. Oczywiście, kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zderzyliśmy się z rzeczywistością afrykańską, ale nie byliśmy bardzo zaskoczeni.

PAN: Ksiądz biskup stawia w 1992 roku pierwszy krok na afrykańskiej ziemi. Jaka była pierwsza myśl, wrażenie o tym kontynencie? 

BMG: Jak się wychodzi z samolotu, pierwsze co się zauważa, to ciepło, ponieważ w stolicy jest parno i duszno. W samolocie jest klimatyzacja, więc temperatura wynosi około 20 stopni. My przylecieliśmy przed południem, a po wyjściu z samolotu od razu odczuwa się różnicę, bo nie przechodzi się rękawem, tylko wprost na płytę lotniska i stamtąd do odbioru bagażu. Płyta lotniska była nagrzana, więc od razu czuje się ten kontrast.

Poza tym, zderzenie kulturowe – tutaj byliśmy przyzwyczajeni do pewnych widoków, a tam stolica wyglądała zupełnie inaczej. Również widać różnice w architekturze, domach i wszystkim wokół. To, co nas najbardziej zaskoczyło, to fakt, że ci ludzie – mimo że nas nie znali, pozdrawiali nas. Było to widoczne zwłaszcza jak dojeżdżaliśmy do parafii. 

Zauważalny był także chaos na drogach, szczególnie w miastach. Wszystko, co jest sprzedawane, jest poukładane na ziemi – każdy banan czy grejpfrut ma swojego właściciela, ale wszystko leży razem. Podobnie jest na drogach, gdzie jest zawsze pełno ludzi. W Polsce, zwłaszcza w niedzielę po południu, kiedy przejeżdża się przez mniejsze miejscowości, wygląda to tak, jakby miasteczko wymarło – nie ma ludzi na chodnikach. Natomiast tam, w krajach afrykańskich, ludzie cały czas są na drogach i w ruchu – pieszo, na rowerze albo na motocyklu. Gdy jedzie samochód, zawsze próbują go zatrzymać. Na każdej drodze można spotkać autostopowiczów, szczególnie pomiędzy miejscowościami.

PAN: Czy w tych pierwszych chwilach swojej posługi ksiądz biskup odczuwał jakiś dystans, jakiś brak zaufania ze strony miejscowych, którzy przecież mieli przed sobą “obcego” człowieka, o innym kolorze skóry? 

BMG: Afrykańczycy, nasi bracia, rozróżniają pomiędzy tymi, którzy przyjeżdżają jako biznesmeni, pracownicy firm, a tymi, którzy przyjeżdżają, aby z nimi pracować, jak księża, siostry czy misjonarze świeccy. Kiedy wchodzi się w to środowisko, ludzie nie rzucają się od razu na szyję z radością, że jesteśmy, ale zawsze obserwują nasze zachowanie i sposób odnoszenia się do nich. Nawet jeśli istnieje bariera językowa, zawsze można się porozumieć. Często mieszało się różne języki, np. francuski i sango. Ale zawsze można było znaleźć sposób na komunikację.

Po pewnym czasie, gdy zauważają, że dana osoba jest otwarta i chce słuchać, przyjmuje ich zwyczaje i nawiązuje relacje, zaczynają się otwierać i wszystko staje się normalne. My traktujemy ich jak braci, a oni nas, jakbyśmy byli częścią ich społeczności. To wszystko zależy od postawy osoby, która przyjeżdża, a nie od stereotypów. To obserwacja konkretnej osoby i jej zachowania.


Mirosław Gucwa (ur. 21 listopada 1963 w Pisarzowej) – polski duchowny rzymskokatolicki, misjonarz, biskup diecezjalny Bouar w Republice Środkowoafrykańskiej od 2018 roku.

Ukończył liceum w Limanowej (uczęszczał do klasy z bp. Andrzejem Jeżem), a następnie Wyższe Seminarium Duchowne w Tarnowie, gdzie w 1988 roku uzyskał święcenia kapłańskie. Po kilku latach posługi w Polsce wyjechał do Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie pełnił funkcje proboszcza, rektora seminarium i kanclerza kurii. W 2017 roku został mianowany biskupem diecezji Bouar, a święcenia biskupie przyjął 11 lutego 2018 roku. 


Już wkrótce na łamach portalu kolejna część rozmowy z biskupem Mirosławem Gucwą, w której opowie o realiach codziennego życia mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej, obecnych warunkach pracy misjonarzy, a także sytuacji politycznej w obliczu rebelii. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułDziała jak odkurzacz na pryszcze. W aptece kupisz za pięć złotych
Następny artykułPsycholożka: zmiana czasu to szok dla naszego zegara biologicznego