Moke i Jady Munger wychowywali się w niedorzecznie patologicznym domu, więc nie ma się co dziwić, że nie wyrośli na przykładnych obywateli. Lecz kiedy ten niższy zostaje aresztowany, wyższy dostaje szansę od losu – zacząć życie od nowa. Tym razem uczciwie. Przez chwilę nawet mu się to udaje.
Przyznam, że myślałem, że to będzie po prostu nowa wersja klasycznej komedii z Arnoldem Schwarzeneggerem i Dannym Devito, gdzie dwie zupełnie niepodobne do siebie osoby grają (ponoć) rodzeństwo. Ten mały jest oczywiście złośliwym cwaniakiem, a drugi parę punktów ilorazu inteligencji przehandlował za dodatkowe centymetry. Ależ się zdziwiłem, kiedy okazało się, że prócz dużej różnicy wzrostu głównych bohaterów filmów tych nie łączy już praktycznie nic więcej. Z jednej strony to bardzo dobrze, z drugiej…
Kojarzysz takie określenie jak białe śmieci (z angielskiego: “white trash”)? Dotyczy bardzo biednych, nierzadko żyjących na kupie, bezrobotnych, uzależnionych od alkoholu i/lub narkotyków, przemocowych, białych rodzin. Smutno się na coś takiego patrzy. Bród, smród, brązowe zęby, ciągłe krzyki. Miejscami jednak można dojść do wniosku, że sytuacja, którą widzimy jest tak beznadziejnie okropna, że przekracza horyzont zdarzeń i staje się w pewien pokrętny sposób zabawna. Trzeba jednak nie lada talentu, aby jako filmowiec utrzymać ten status na odpowiednio wyważonym poziomie przez cały film, żeby nie wejść ani w zbyt wielką karykaturę ani w smutny realizm. No i po prostu potrafić przekuć coś tak domagającego się współczucia w komedię. Powiedziałbym, że sztuka ta udała się reżyserowi, Maxowi Barbakowi, połowicznie.
Bliźniaki (2024) – recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Niskich, ale jednak wciąż lotów, komedia
Po latach rozłąki, bracia spotykają się ponownie, kiedy Jady (Peter Dinklage) zostaje warunkowo zwolniony z więzienia po tym, jak wstawił się za nim sam sędzia. Tak się akurat składa, że Moke (Josh Brolin), któremu za chwilę powiększy się rodzina, został właśnie zwolniony z pracy, a brat oferuje mu szybką, bardzo dobrze płatną robótkę, po której już nie będą musieli się niczym martwić. Pozbawiony wyboru, acz bardzo niechętny, rusza z bratem w podróż, która ma odmienić ich życia na lepsze.
Fabuła “Braci” nie należy może do przesadnie oryginalnych, ale spełnia swoje zadanie, stanowiąc solidne podłoże, na którym budować można kolejne gagi. Powiedziałbym, że każda jedna scena w filmie zawiera przynajmniej jeden, naprawdę udany żart, czy to sytuacyjny, czysto fizyczny, czy oparty na dialogach. Rzecz w tym, że tych scen w filmie nie ma aż tak znowu wielu – to film drogi, więc oparty na schemacie jazda, miejsce, jazda, miejsce. Oczywiście gagów w filmie jest znacznie więcej, ale nie są one zazwyczaj wcale aż tak śmieszne, a czasami wręcz po prostu dziwne. Kiedy naszych bohaterów zaczynają gonić wściekli golfiści w swoich małych, powolnych samochodzikach, na myśl przychodzi mi jedynie krótkie “czemu?!”. Do kompletu sama scena trwa odrobinę zbyt długo. Dobrze więc chociaż, że samo jej zakończenie zaskakuje solidną puentą, której trudno się spodziewać. W podobny sposób można opisać cały film – dużo bardzo dziwnych, nie do końca zabawnych sytuacji i okazjonalne przebłyski geniuszu.
Bracia (2024) – recenzja, opinia o filmie [Amazon]. Z tą obsadą można było zrobić więcej
Z aktorami tego kalibru, co Brolin i Dinklage oczywistym było, że relacja braci będzie niosła cały ten film (ze skromną pomocą wybitnych wąsisk tego drugiego). Chłopaki nie lubią się najbardziej, czemu ciężko się zresztą dziwić, ale nawet w tych trudnych sytuacjach obaj aktorzy wyrażają bardzo naturalną, podskórną troskę o tego drugiego, dzięki czemu widz szybko oswaja się z myślą, że rzeczywiście patrzy na dwóch, kompletnie do siebie niepodobnych braci bliźniaków.
Co ciekawe, nie są oni jedynymi jasnymi punktami tej obsady. Nie wiem, jak Amazon to ogarnął, ale w filmie zobaczymy również Glenn Close w roli mamy chłopaków, Brendana Frasera jako upartego… Klawisza więziennego/policjanta (dziwne, wiem, ale tak przedstawia to film), na chwilę wpada również mieszkająca dosłownie z małpą Marisa Tomei, a i jest to również ostatnia rola w karierze M. Emmeta Walsha. Chyba jeszcze nie widziałem Close w tak przaśnej roli, co już samo w sobie jest całkiem zabawne, ale najbardziej do gustu przypadła mi postać Frasera, tak niezłomnie podążającego za naszymi bohaterami, z co chwila dziejącą się mu krzywdą. Jestem też pod wrażeniem, jak przekonująco wychodzi mu granie postaci, którą raczej ciężko polubić. Aż szkoda, że nigdy nie zobaczymy jego wersji Firefly z uniwersum DC.Tomei natomiast pojawia się w filmie równie nagle, co znika, aby nigdy już nie powrócić, więc mam wrażenie, że wpadła na jeden czy dwa dni zdjęciowe w formie przysługi. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału. Ciekawym zabiegiem okoliczności jest natomiast fakt, że jej postać nazywa się Bethesda, a ja oglądałem ten film w trakcie powrotu z eventu organizowanego przez tę naszą, gamingową Bethesdę. To było przeznaczenie!
“Bliźniaki” doskonale wpasowują się w ten typ filmu komediowego, który można sobie włączyć “przy okazji” – podczas sprzątania, gotowania czy siedzenia ze znajomymi. Nie porywa ciekawie poprowadzoną fabułą, szczerze bawi raczej sporadycznie, ale dzięki talentowi aktorów można spoglądać na niego raczej przychylnym okiem. Jak to mawia mój dobry kolega: “taki kinematograficzny McDonald’s”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS