Szef Stellantisa Carlos Tavares uważa, że Unia Europejska powinna jak najszybciej zaostrzać normy emisji spalin, dzięki czemu możliwe będzie przechodzenie na samochody elektryczne. Tavares twierdzi, że każde luzowanie przepisów wzmacnia konkurencję z Chin. To zupełnie inne spojrzenie, niż to, które zaprezentował w Paryżu szef BMW Oliver Zipse. On z kolei sądzi, że to przechodzenie na samochody elektryczne wzmacnia Chińczyków.
Renault, Volkswagen, a także Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) apelują do Unii Europejskiej o rezygnację z nowych norm emisji spalin, które zgodnie z regulacją CAFE mają zacząć obowiązywać już 1 stycznia 2025 roku. Zaostrzają one emisję CO2 o około 15 proc, do poziomów nieosiągalnych dla silników spalinowych.
Producenci samochodów staną zatem przed trudnym wyborem. Albo będą musieli przestawić swoją produkcję na samochody elektryczne, które od dłuższego czasu nie chcą się sprzedawać, albo będą musieli płacić wysokie kary, sięgające nawet 95 euro za każdy przekroczony gram emisji CO2. Toyota ostrzega, że z tego powodu w styczniu samochody mogą podrożeć nawet o 20 tys. zł.
Dlatego część producentów i ACEA, apelują by wdrożenie nowych przepisów odłożyć o dwa lata. Co więcej, prezes BMW Olivier Zipse uważa, że powinno się jak najszybciej zrezygnować z zakazu rejestracji samochodów spalinowych, który ma wejść w życie w 2035 roku. Zipse tweirdzi, że na zakazie skorzystają jedynie chińskie firmy (bo europejscy producenci są uzależnienie od dostaw akumulatorów z Chin), a europejski przemysł motoryzacji, który obejmuje również poddostawców produkujących części do samochodów spalinowych, mocno na zakazie ucierpi.
Co z zakazem sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku? Nowy komunikat
Co ciekawe, przeciwny jakimkolwiek zmianom w tym zakresie jest jednak szef Stellantisa, Carlos Tavares. Podczas salonu samochodowego w Paryżu powiedział on, że “jakiekolwiek opóźnienie w realizacji celów UE dotyczących emisji na rok 2025 będzie oznaczać jedynie, że europejscy producenci samochodów jeszcze bardziej zostaną w tyle za swoimi rywalami z Chin”.
Stellantis, do którego należy aż kilkanaście znanych marek, w tym Abarth, Alfa Romeo, Chrysler, Citroen, Dodge, DS, Fiat, Jeep, Lancia, Maserati, Opel, Peugeot, Ram i Vauxhall, mocno postawił na rozwój samochodów elektrycznych. Tymczasem rynek aut bateryjnych dopadł kryzys, sprzedaż się załamała. W efekcie Stellantis ma spore kłopoty z utrzymaniem fabryk, produkcji i zatrudnienia. Za problemy zapłaci sam Tavares, już wiadomo, że jego kontrakt ze Stellantisem nie zostanie przedłużony i na początku 2026 roku Portugalczyk przejdzie na emeryturę.
Póki co jednak, Tavares liczy, że zaostrzenie norm emisji od 2025 roku poprawi sytuację koncernu. Jak szacuje, by uniknąć kar za ich przekroczenie, około 20-25 proc. sprzedaży będą musiały stanowić samochody bateryjne, czyli bezemisyjne. Tymczasem dziś stanowią one mniej niż 15 proc. rynku europejskiego, a tendencja jest malejąca.
Producenci, którzy nie będą mogli zmieścić swojej średniej emisji w normach, a będą chcieli uniknąć kar, będą mogli kupować prawa do emisji od innych producentów, np. Tesli. Tavares uważa, jednak, że Stellantis nie będzie musiał tego robić.
Tavares powiedział również, że inwestycja w chińską markę Leapmotor (produkcja modelu T03 rozpoczyna się właśnie w Tychach) pozwoliła posiąść wiedzę na temat tego, jak chińskie marki konstruują samochody. Stwierdził również, że Chińczycy robią to o 1/3 taniej niż Europejczycy. Chcąc konkurować z chińskimi firmami, Europa nie ma wyjścia i też musi obniżyć koszty.
Ostatni moment, by uratować europejską motoryzację. “Potrzeba pilnych działań”
Na koniec, apelując o utrzymanie nowych norm, Tavares odwołał się do argumentu ostatecznego – odpowiedzialności za planetę. “Tak, rok 2025 będzie trudny, ale czym jest trudny rok w porównaniu z faktem, że nasza planeta płonie?” – pytał retorycznie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS