Wydawać by się mogło, że NBA, podobnie jak niemal każde rozgrywki koszykówki, to mitologiczna kraina olbrzymów, w której gracze nieco mniej hojnie obdarzeni wzrostem nie mają czego szukać. Tymczasem jeszcze w latach 90-tych tezę tę obalili Muggsy Bogues i Spud Webb, a i później to i owo pokazywali niewiele wyżsi Earl Boykins, Allen Iverson, Kyle Lowry czy Chris Paul. Kolejnym, który bez kompleksów gra ze znacznie przewyższającymi go gabarytowo jest Yuki Kawamura.
O reprezentancie Japonii pisałem już w sierpniu dokładnie w tym miejscu. Mierzący zaledwie 173 centymetry gracz rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni wszedł w turniej igrzysk olimpijskich z drzwiami i futryną, nie bojąc się nawet późniejszych wicemistrzów na czele z olbrzymim Victorem Wembanyamą, którym napsuł sporo krwi. Dobre występy nie umknęły uwagi łowców talentów zza oceanu, więc Yuki Kawamura przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie dostał szansę od Memphis Grizzlies.
Rozgrywający z Japonii szybko stał się ulubieńcem lokalnych trybun, nawet jeśli większość oczu była zwrócona na innego debiutanta, wybranego z dziewiątym numerem draftu Zacha Edeya. W przeciwieństwie jednak do środkowego z Kanady Kawamura wciąż musi walczyć o swoje i, pokazując typową azjatycką mentalność, robi wszystko by utrzymać się w drużynie. Szczególnie zabłysnął w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy jego Grizzlies pokonali Indiana Pacers 120-116, a 23-latek popisał się na przykład takim wyprowadzającym w pole całą defensywę rywala podaniem do Jaya Huffa. Asysta roku?
To była tylko wisienka na torcie w meczu, w którym filigranowy rozgrywający w ciągu 25 minut na parkiecie zdobył 10 punktów i zapewnił siedem asyst. Doskonale się rozumiał zwłaszcza z Edeyem, choć jak sam przyznał w jednym z wywiadów, ma doświadczenie we współpracy z takimi olbrzymami. Jeszcze w Japonii grał w jednej drużynie z Filipińczykiem Kaiem Sotto, najwyższym zawodnikiem B.League (221 centymetrów wzrostu). To dobry prognostyk przed nadchodzącym sezonem, o ile rzecz jasna zdaniem zarządu klubu Kawamura zasłuży sobie na pozostanie w drużynie.
Jeśli tak się stanie, umowa typu Exhibit 10, która właściwie nie gwarantuje mu niczego może zostać zmieniona na kontrakt typu two-way, dzięki czemu Japończyk będzie mógł grać w NBA i na jej zapleczu, w G League. Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to powinna być tylko formalność. Taki zawodnik zdecydowanie przyda się Miśkom, którzy przy obecności miewającego odpały Ja Moranta i podatnego na kontuzje Marcusa Smarta nie mają odpowiedniej głębi na pozycji rozgrywającego.
Kawamura już jest obsypywany pochwałami przez kolegów z drużyny, ale jego dobrą grę dostrzegli także kibice, którzy ochrzcili nowego zawodnika „japońskim Stephem Currym”. Być może porównanie jest nieco na wyrost, ale gdy się popatrzy zwłaszcza na repertuar podań, jaki prezentuje 23-latek, to już nie wygląda na aż tak dalekie od rzeczywistości. Yuki wie to i owo o rozegraniu piłki, a jego szybkość połączona z nisko osadzonym środkiem ciężkości pozwala mu łatwo mijać przeciwników, a tym samym napędzać ataki swojej drużyny. No i te jego no-look-passy, z których uczynił już swój znak rozpoznawczy.
Wprawdzie reprezentant Japonii jest nieco starszy niż większość debiutantów, ale to akurat nie problem. Wciąż mógłby stanowić rolę wartościowego zmiennika dla Moranta i Smarta, szczególnie jeśli trener Taylor Jenkins chciałby umieścić obu tych graczy w pierwszej piątce. Poza nimi w odwodzie pozostaje jeszcze Luke Kennard, ale to bardziej strzelec niż rozgrywający. Grizzlies mają jeszcze trochę czasu na ostateczne zdefiniowanie składu, jednak taki gracz jak Kawamura mógłby im zdecydowanie pomóc. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do większości ligowych „świeżaków”, ma już za sobą grę z profesjonalistami w lidze japońskiej czy na igrzyskach olimpijskich.
– Każdy dzień to nowa próba. W każdej chwili mogę zostać odrzucony, więc nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek odpuszczanie. Muszę udowodnić sztabowi szkoleniowemu i kolegom z drużyny, że potrafię grać. Gram na 100%, z pełnym przekonaniem, dzięki czemu mogę spojrzeć na siebie w lustrze – stwierdził sam zainteresowany.
Właściwie jedynym większym problemem, z jakim mógłby się zmierzyć Kawamura podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych jest bariera językowa. Japończyk dał jednak do zrozumienia, że i nad tym aspektem ciężko pracuje, by mieć pewność, że nic nie stanie na przeszkodzie potencjalnej dalszej karierze w NBA.
– Czasami miałem lekcje angielskiego w szkole, a rok temu zacząłem się go uczyć indywidualnie, ale to wciąż za mało. To bardzo trudny język. Wciąż ciężko jest mi się wypowiadać po angielsku, więc wolę rozmawiać po japońsku. Wszyscy mi doradzają, żebym jak najwięcej mówił i starał się rozmawiać z każdym. Zacząłem oglądać Netflixa. Ostatnio oglądałem „Last Dance” z Michaelem Jordanem po angielsku z angielskimi napisami – tłumaczył.
Na razie jednak przygoda Kawamury z Miśkami trwa, lecz wiele w temacie jego przyszłości wyjaśnią następne dni. Niezależnie od tego, czy Yuki dostanie się do NBA czy nie, już okazał się jedną z najbardziej pozytywnych postaci obecnego preseasonu. Ujęcie, na którym stoi obok Edeya, co pokazuje ich różnicę wzrostu, stało się viralem. Co ciekawe, obaj koszykarze odtworzyli pamiętne zdjęcie, na którym swego czasu uchwyceni zostali ówcześni gracze Washington Bullets – Manute Bol i Muggsy Bogues. Ten drugi zresztą nie odmówił sobie nieco żartobliwego komentarza.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS