Żadna władza nie lubi inteligencji. I ma ku temu dobre powody. Chodzi to-to niezadowolone, wszystkiego mu mało, na wszystkim się zna, nigdzie nie pracuje tylko najwyżej nad czymś, kierują nimi wyłącznie powody wyższe czyli hipokryzja i jeszcze na dokładkę są z Polski czyli nikogo nie lubią łącznie z sobą. Równocześnie każda władza uważa, że sama musi wydawać się inteligentna, więc wynajmuje na pęczki profesorów, żeby coś ględzili, gdzie się da. Sama ich nie słucha, bo po co? Ale pokazuje, że ma. Że elita ją popiera. I generalne jaka władza, tacy profesorowie. Czerepach miał sławnego profesora z Niemiec, co się w antyniemieckich teoriach specjalizował. No znał się, bo skoro ze trzydzieści lat od nich pensję brał, to wiedział za co. Żeby cicho siedział i Niemców nie demaskował. Terasiejsza władza też ma swoich profesorów, zwłaszcza prawa, co to zdanie zmienią jak trzeba, nawet bez kasy, z czystej miłości. Co im oczywiście nie przeszkadza śmiać się przy wódeczce, jaka ta władza głupia. Ale to normalne jest, nawet ęteligęt musi jakoś odreagować kontakt z władzą, bo władza na inteligencję najwyraźniej źle wpływa czego najlepszym dowodem są profesury, co jak do rządu wchodzą, to od razu głupieją. To znany fenomen jest i się nazywa ukąszenie władzą. Ukąszenie takie ogólnym paraliżem mózgu skutkuje, bo potem boki zrywać, jak taki wszystko usprawiedliwia, że to dla dobra ojczyzny i nigdy się nie sprzedał, tylko poglądy takie ma. A jakie to nie do końca wiadomo, bo to od głębokości ukąszenia zależy. Najgorzej jest jak taki profesur w kilku partiach był, bo każda partia ma swoje własne ukąszenie, które inny obszar mózgu paraliżuje, więc taki profesor po czterech partiach, to już tylko na manekina w sklepie się nadaje, pod warunkiem, że zdrowy i jeszcze umie stać prosto.
Zwykły człowiek, bardziej się do polityki nadaje, bo się okazuje, że brak wiedzy podstawowej jest rodzajem antidotum na partyjne ukąszenia i są tacy co z osiem partii w życiu zaliczyli, a ciągle tacy sami jak na początku – wprawdzie niczego się nie nauczyli, ale też nic nie stracili. Czyli odporne, tak czy siak.
Tak więc nic dziwnego, że żadna władza inteligencji nie lubi. Ma powody. Okazuje się natomiast, że nowa, nie lubi nawet sztucznej. Co paradoksalne jest, bo sztucznej inteligencji nie ma gdzie ugryźć, a podobno całkiem użyteczna. I taki słynny profesur chciał zrobić polską sztuczną inteligencję. To oczywiście trochę podejrzane, bo lepiej by było, żeby wymyślał amerykańską, ale u nas. No ale może tak jest, że amerykańską można tylko w innych krajach poza Polską, co to mają mniejszą siłę tożsamości narodowej, co się na wszystkim odciska, prawdziwe czy sztuczne. No i tego profesura wiceminister pogonił, bo kolegę miał do zatrudnienia na to miejsce, co należy do naszego folkloru i tradycji, więc się dziwić nie ma czemu. Bo najsilniejsze są oczywiście tradycje folklorystyczne. Ten wiceminister, to od lat jest lewicowy bo parę mieszkań po tatusiu odziedziczył i go stać. Więc profesura pogonił, krzycząc wszem i wobec, że profesur za mało na badaniach zarobił przez trzy lata. No ale odkąd młody Solejuk karierę naukową w Stanach robi, to nawet my w Wilkowyjach wiemy, że to głupota, bo badania długo długo nic, aż nagle cuś ci świta i fortuna wita. No ale skąd ma to wiedzieć prosty wiceminister finansów, do tego profesur po świeżym ugryzieniu, bo to jego pierwsza posada w rządzie. Dla wiceministra finansów, to wiadomo kasa się dziś liczy, bo jutrzejsza na inne konto przyjdzie i nic mu nie pomoże. Także to nawet zrozumiałe było i nic a nic my się na ławeczce nie dziwili, bo odkąd pół rządu Czerepacha z naszej wsi pochodziło, to już się dziwić nie ma czemu. Ale do czasu. Bo czekając w kolejce po kolejnego Mamrota Hadziuk zajrzał do smartfona i se tego ministra poguglał. I wybiega wymachując tym Mamrotem, jakby z niego chciał bełta zrobić, co bardzo głupie jest, bo Mamrot z definicji bełt, a bełtanie bełta, jest typową stratą energii charakterystyczną dla inteligentów, którym przecież Hadziuk nie jest. Musi coś szokującego. I było szokujące. Bo ten wiceminister, to się wiceministrem nauki, a nie finansów okazał, a jak wiadomo, minister nauki jest od wydawania pieniędzy, a nie zarabiania, zwłaszcza jak się samemu napisało pracę „Dyskursy o miłości w kulturze eksperckiej”, więc co mu szkodziły badania, które zysku chwilowo nie przynoszą? Przecież tak ze wszystkimi badaniami jest. Dlatego się nazywają badaniami, a nie na przykład znajdowydaniami.
Ech, jakaś głębsza sprawa tu musi się ukrywać. Albo strach, albo zazdrość, albo wyjątkowo niska odporność na ukąszenie.
Pietrek
Komentarze
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS