Zabawa Zbigniewa Ziobry w ciuciubabkę z komisją śledczą i powoływanie się na chorobę coraz bardziej trąci groteską. Byłemu ministrowi sprawiedliwości można wręcz zadedykować powiedzenie, że karma wraca. W polityce częściej niż w życiu.
Było tak blisko. Marzenie o wielkim powrocie do PiS miało się wreszcie ziścić. Zbigniew Ziobro, który w 2011 r. zdradził Kaczyńskiego i do spółki z Jackiem Kurskim uknuł plan, jak ukraść mu partię, za co z hukiem obaj wylecieli z PiS, miał wreszcie wrócić do macierzy. Zabiegał o to od kilku lat, ale nieufny prezes co raz dawał mu czarną polewkę. Niepyszny Ziobro odchodził więc z kwitkiem. Ale dziś – po ciężkiej chorobie – Kaczyński nie mógł już mu odmówić.
Plan był taki, że na kongresie PiS w minioną sobotę Ziobro po miesiącach nieobecności w życiu publicznym, spowodowanej terapią onkologiczną, stanie u boku prezesa, a ten ogłosi powrót syna marnotrawnego. Po połączeniu Suwerennej Polski z Prawem i Sprawiedliwością Ziobro miał zostać nawet wiceprezesem. To otworzyłoby mu drogę do walki w przyszłości o sukcesję po Kaczyńskim. Ale kongres nagle odwołano, jak wieść niesie, nie tylko z powodu powodzi, ale także dlatego, że negocjacje z partią Ziobry nie zostały jeszcze zakończone – i były minister sprawiedliwości znowu musi obejść się smakiem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS