Jednym z zarzutów stawianych rządowym programom tanich kredytów jest to, że korzystają na nim głównie deweloperzy. Ubiegły rok pokazał, że te rządowe stymulacje mocno napędzają rynek nieruchomości.
Raczej go rozregulowują. Gdybyśmy dziś mieli jasną sytuację polityczną, że nie będzie tanich kredytów ani w tym, ani w przyszłym roku, to sprzedaż byłaby o 50 proc. wyższa. A tak to ludzi łudzi się nadzieją dopłat i oni tylko śledzą, co powie pani minister i jak odpowie na to pan premier. Mam taki postulat do polityków, niech się dogadają. Niech stworzą program dla osób najbardziej potrzebujących i budowy mieszkań społecznych, ale niech dadzą sobie spokój z dopłatami do kredytów komercyjnych. Nie potrzeba żadnych pieniędzy. Niech pan to wytłuści.
Pobudzanie popytu przez rząd jest o tyle problematyczne, że podkręca ceny nieruchomości.
Najbardziej widać to jednak na rynku ziemi. Jakieś dwa lata temu ceny eksplodowały, w czym bardzo mocno pomogli właśnie politycy i ten ich program „Kredyt 2 proc.”. Mieszkania błyskawicznie zniknęły z rynku, deweloperzy próbowali więc szybko uzupełnić banki ziemi. Tym bardziej że Tusk przebił Kaczyńskiego i w kampanii wyborczej zapowiedział uruchomienie tego programu „Kredyt 0 proc.”. No to nic, tylko budować. I przy tych politycznych wstawkach ziemia np., zamiast kosztować nas tysiąc złotych za metr powierzchni użytkowej mieszkania (PUM), stoi dzisiaj po trzy tysiące. To jest jeden z głównych czynników cenotwórczych na rynku mieszkań.
Widziałem nawet działki po kilkanaście tysięcy złotych i to nie w centrum Warszawy, ale na Ursynowie.
To jest absolutnie szokujące. Codziennie docierają do nas oferty – i to nie tylko z Warszawy czy Trójmiasta – z cenami trzykrotnie wyższymi niż dwa lata temu. Od tamtej pory J.W. nie kupiło praktycznie kawałka ziemi. Nie sądzę, żeby jakiś szanujący się deweloper w tych warunkach kupił cokolwiek.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS