Rozdział I: W jaki sposób Indonezja zadecydowała o historii świata?
„A co, może nie?”.
Takiej eksplozji nigdy wcześniej nie słyszałem. Pracowałem w pokoju hotelowym przy Jalan Wahid Hasyim. Zabrzmiała jak potężny grzmot gdzieś blisko, ale poranne niebo było błękitne, tak jak dzień wcześniej i dwa dni wcześniej. Czy wybuchła jakaś ciężarówka? Zbiornik z gazem? Z mojego okna nie dostrzegałem nigdzie pióropusza dymu, ale ze skromnego hoteliku widać było jedynie niewielki fragment miasta. Ze swoimi 10 milionami mieszkańców Dżakarta tworzy rozległą megalopolis o obszarze niemal 700 kilometrów kwadratowych. Jeśli doliczymy mieszkańców otaczających ją miast satelickich, otrzymamy aż 30 milionów. Po pięciu minutach zadzwoniła Jeanne, w totalnej panice. To zupełnie do niej nie pasowało. Poznałem ją pół roku wcześniej na kursie językowym w Yogyakarcie. Była młodą francuską niezależną dziennikarką i jedną z najbardziej wyluzowanych podróżniczek, jakie znałem. Za swoją siedzibę obrała Dżakartę i znajdowała się w drodze do mojego hotelu. Przez całe popołudnie zamierzaliśmy ponownie odwiedzić kilka domów spokojnej starości w odległych dzielnicach w poszukiwaniu świadków; ona miała znowu odgrywać rolę tłumaczki. Była jednak cała we łzach.
– Dokonano zamachu! Musiałam uciekać przed kulami i ukrywam się teraz w centrum handlowym u ciebie za rogiem!
Wybiegłem na ulicę. Setki ludzi w miejscu, gdzie zwykle panuje ruch i słychać nieustannie klaksony. Setki uniesionych w górę rąk ze smartfonami filmującymi całe zdarzenie. Czterysta metrów dalej, na skrzyżowaniu mojej ulicy z Jalan Thamrin, wielką arterią komunikacyjną w centrum Dżakarty, widać było zwłoki mężczyzny. Zginął chwilę wcześniej. Leżał na plecach, jego sztywne stopy były nienaturalnie skierowane na wprost do góry. Policjanci i wojskowi odpędzali tłum. Sytuacja wciąż nie została opanowana. Na chodniku po lewej dostrzegłem nadchodzącą Jeanne. Przyglądaliśmy się z niedowierzaniem tej scenie, objęliśmy się i udaliśmy szybko do mojego pokoju w hotelu. Tego dnia nasze myśli zaabsorbowało coś innego niż lata trzydzieste i czterdzieste XX wieku.
CZYTAJ TEŻ: W tym kraju znajduje się połowa światowych złóż kluczowego surowca. Mieszkańcy: „Tu lepiej się wcale nie urodzić”
Zamachy 14 stycznia 2016 roku w Dżakarcie były pierwszymi od siedmiu lat. Członkowie ekstremistycznej organizacji podjechali na motorynkach pod posterunek policji i go ostrzelali. W lokalach Burger Kinga i Starbucksa zdetonowano bomby – to właśnie ich wybuch słyszałem – a następnie dwóch terrorystów wysadziło się w powietrze na parkingu; nagranie to wciąż jest w internecie. W pobliżu znajdowały się ambasady, luksusowe hotele i ważne biura ONZ, ale nie były one bezpośrednim celem ataku. Zginęło osiem osób, wśród nich czterech zamachowców, ranne zostały dwadzieścia cztery osoby.
Po otrząśnięciu się z szoku Jeanne natychmiast zabrała się do pracy. Pisała notatki dla kilku francuskich gazet i portali i śledziła w moim telewizorze programy informacyjne, żeby móc wysyłać najnowsze wiadomości do Paryża. Przetrząsaliśmy internet w poszukiwaniu doniesień we wszystkich znanych nam językach. Ja zamieściłem tymczasem kilka postów w mediach społecznościowych i pierwsze gazety i radiostacje zaczęły dzwonić, żeby uzyskać dane i przeprowadzić wywiad. Przez resztę dnia pokój hotelowy pełnił funkcję centrum, z którego francuskie, belgijskie, szwajcarskie i – w nieco mniejszym s … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS